Miami w Finale Konferencji

Dwyane Wade rzucił 41 punktów, a LeBron James dorzucił 28 i Miami Heat pokonało Indianę Pacers 105:93, eliminując ich z play-offs i samemu awansując do Finałów Konferencji. Pacers nie pomogła przewaga własnego parkietu, brak Bosha i Haslema w szeregach rywali oraz dobra gra starterów – LBJ i Wade znów okazali się po prostu nieosiągalni.

Heat do wygrania całej serii wystarczyło sześć spotkań, choć przegrywali już 1-2. Teraz zmierzą się ze zwycięzcą serii Boston Celtics – Philadelphia 76ers.

Pacers musieli wygrać do spotkanie, w poprzednich meczach również lepiej radzili sobie na starcie, dlatego też nikogo nie powinien dziwić fakt, że to oni prowadzili na początku spotkania. Szybko wywalczyli prowadzenie 10:2, które chwilę potem przeszło w 13:3, a wreszcie – w 19:8. Bardzo dobrze zaczęli David West (do tamtej pory 8 pkt) i Danny Granger (7), którzy w ostatnim spotkaniu doznali urazów. Gospodarze utrzymali prowadzenie, wygrywając pierwszą kwartę 28:21. Ale to były ostatnie chwile, w których Indiana była liderem.

Dwyane Wade zaczął od 4 szybkich punktów, a Mike Miller dorzucił drugą trójkę w tym meczu i zrobił się remis 28:28. West odpowiedział dwoma celnymi osobistymi, ale Flash trafił dwa kolejne rzuty i Heat wreszcie objęli prowadzenie. Po trzeciej trójce Millera Miami prowadziło 41:35, ale Pacers przypomnieli sobie, kto w tej serii przegrywa 2-3 i zdobyli 10 punktów z rzędu. Wade znów zaczął trafiać, ale nie udało mu się odzyskać prowadzenia jeszcze przed przerwą. Po pierwszej połowie było 53:51 dla Indiany i biorąc pod uwagę jej sytuację oraz rewelacyjną grę DW3 (26 pkt do przerwy, 11-16 FG, wyrównany rekord organizacji Tima Hardaway’a), czekała nas świetna druga połowa.

W trzeciej kwarcie praktycznie przez cały czas jej trwania wynik oscylował wokół remisu, jednak to Heat byli drużyną, która co chwilę odskakiwała. Pacers za to trafiali rzuty zbliżające ich do prowadzenia, jak na przykład trójki George’a na 63:63, Collisona na 66:66 i znów George’a na 69:70. Po tym ostatnim trafieniu do końca odsłony zostało 1:19 (jak to szybko zleciało), ale tyle czasu wystarczyło Miami, by zdobyć 9 kolejnych punktów i przed ostatnimi 12 minutami prowadzić 79:69. Dodatkowo –  trójkę równo z syreną trafił Mario Chalmers. Pacers znajdowali się w bardzo trudnej sytuacji.

Oczywiście – gospodarze musieli podjąć próbę come-backu. Po akcji 2+1 Davida Westa jego team tracił już tylko 5 punktów, ale ten zryw przerwał Joel Anthony – również trafieniem z faulem. West jednak nie poddał się, nadal punktował, ale nie przekładało się to na zmniejszanie strat, bo za każdym razem na jego punkty odpowiadał Wade. Teraz albo nigdy – na 2:31 do końca meczu po dobitce Hibberta Indiana przegrywała 91:97. To dało się odrobić. Ale nie wtedy, jeśli LeBron James trafia trzy kolejne rzuty bez żadnej odpowiedzi. Ostatecznie Heat wygrali 105:93 i awansowali do piątego ECF w swojej historii.

Dwyane Wade, który zawinił przy porażce w G3, w trzech kolejnych meczach zdobył w sumie 99 punktów. Dziś liczba ta wynosiła aż 41, z czego aż 20 Wade zdobył w drugiej kwarcie. Trafił 17 z 25 prób z gry, zebrał też 10 piłek. LeBron James (28 pkt, 7 ast, 6 zb) był dziś trochę w jego cieniu, ale w czwartej kwarcie przejął grę i zdobył 10 punktów (w tym 6 dobijających Pacers w końcówce). Mario Chalmers zdobył 15 oczek, Mike Miller 12 (wszystkie po trójkach).

Niestety dla Indiany, indywidualności okazały się lepsze od kolektywu. Wszyscy starterzy Pacers zanotowali dwucyfrową zdobycz punktową,  a najlepszy okazał się ten, którego mogło zabraknąć. David West zdobył 24 punkty (10-16 FG). George Hill dodał 18 i 5 asyst, a Danny Granger, również kontuzjowany w ostatnim meczu, uzbierał 15 oczek. Roy Hibbert (12 pkt, 8 zb) i Paul George (11 pkt, 10 zb) zapewnili swojej drużynie wygraną  na tablicach 37-26 (w poprzednich meczach zwycięzca zbiórek wygrywał mecz). Trafiali jednak gorzej z gry (48,6% – 53,9%) i przede wszystkim popełnili aż 22 straty (Heat 10). Nie było wsparcia z ławki (13 pkt, 2-9 FG, Collison -25)

Wade i James zdobyli w czterech zwycięstwach swojego zespołu w tej serii 258 punktów (średnio 64.5). Starterzy Pacers zdobywali w tej serii średnio 63.2 punkta.

Dziś G7 serii Celtics-76ers, poznamy więc rywala Miami w Finałach Konferencji.

Komentarze do wpisu: “Miami w Finale Konferencji

  1. A miało być tak dobrze i się za przeproszeniem zesrało ;/

    Szkoda Indiany, zeszło z nich powietrze w 2 ostatnich meczach. Heat jak najbardziej są do ogrania, ale wątpliwe żeby dokonał tego zespół z zachodu..Moze Boston (o ile awansuje).

  2. Ciekawe gdzie teraz są komentarze, wieszczące Heat sromotną klęskę… 

    1. Ja będę tym posłańcem wieszczącym Miami klęskę (może nie w finale confy bo jeśli wygra Phila, to z całym szacunkiem, ale będzie im ciężej niż Indianie. Chyba że wygra Boston, który bardzo lubi grać z Heat) ale na pewno w wielkim finale, gdzie jeśli zegrają z SAS to wróże im 0(1)-4, jeśli z OKC to 1(2)-4 ;]

      Pozdrawiam !

    2. Boston w poprzednich playoffach został gładko przez Miami rozjechany, po tym jak ogrywać potrafili ich w regularnym. Więc wcale nie tak bardzo lubią grać z Heat. W tym roku w rs też ograli, ale to ma raczej małe znaczenie. No i Boston męczy się z przeciwnikiem już drugą serię z rzędu. Trzeba pamiętać, że do młodych nie należą i im to nie jest na rękę. Co by nie mówić liczę na zaciętą serię, bo to moje 2 ulubione teamy w całej NBA. O ile w ogóle ta seria w takim zestawieniu się odbędzie, Phila jeszcze nie skończyła.

    3. Tutaj są! :D Sorry ale Miami przegrało już 3mecze a nie grało jeszcze z żadnym poważnym kandydatem do mistrzostwa. wschód jest w tym roku koszmarnie słaby,w finale jak bosh nie wróci to będzie krótko dla okc lub spurs.

    4. We dwójkę nie wygrają z OKC czy SAS choćby się zesrali i rzucili po 40 pkt każdy. Do takiego osiągnięcia potrzeba wszystkich rąk na pokładzie i grania całej drużyny na 110%. Bo poza 3 (liczę razem z Boshem, bo zakładam że na finały wróci) grajkami reszta to okrutni przeciętniacy, którzy muszą w jednym momencie wszyscy zagrać bardzo dobrze.

  3. Szkoda ekipy z Indiany… ale właśnie taki jest sport. Przebudzenie Weda całkiem odwróciło sytuację.  Nawet bez Boscha Miami są widać nie do zatrzymania.
    Obawiam się, że weterani z Bostonu to za mało, żeby zatrzymać Miami. Myślę, że są już jedną nogą w finałach. Pisaliście, że na zachodzie nie ma kto ich zatrzymać. Sądzę, że właśnie te dwie ekipy z finału konferencji zachodniej (zapowiada się niezwykle ciekawie) są za mocne dla Miami bez Boscha.

    1.  ” TerminX
      We
      dwójkę nie wygrają z OKC czy SAS choćby się zesrali i rzucili po 40 pkt
      każdy. Do takiego osiągnięcia potrzeba wszystkich rąk na pokładzie i
      grania całej drużyny na 110%. Bo poza 3 (liczę razem z Boshem, bo
      zakładam że na finały wróci) grajkami reszta to okrutni przeciętniacy,
      którzy muszą w jednym momencie wszyscy zagrać bardzo dobrze.”
      Wierz mi że dużo łatwiej się gra i dużo więcej jest wolnego miejsca gdy wszyscy przeciwnicy zwracają szczególną uwagę na Wada i Bronka. A to co zrobili w ostatnich meczach z Indianą świadczy, że zrozumieli, że do zwycięstwa nie wystarczy ich zwykła gra, tylko dominacja tak jak kiedyś Wade sam w Miami i Bronek w Clevland. Wszystko jest możliwe, pewnie, że gdyby był Bosh było by łatwiej, ale nie ma co pnikować, a tym bardziej skreslać Miami. Gdy Bronek z Wadem zagrają tak jak z Indianą to wtedy inni gracze będą mieli wolne pozycje, a Chalmers, Haslem, Miller, potrafią zdobywać punkty, a dobrą grę mogą też pokazać Battier, Turiaf, Anthony i Cole. Do finału jeszcze daleko a te play offy pokazały, że jest dużo kontuzji, wiec zobaczymy co się jeszcze wydarzy.

Comments are closed.