Kiedy nie wychodzą końcówki

Thunder są killerami, którzy wykorzystują najmniejsze potknięcia Lakers w czwartych kwartach. Nie wiem czy oglądaliście sobotni finał piłkarskiej Ligi Mistrzów, gdzie Bayern Monachium dominował przez 95% spotkania z Chelsea, ale je przegrał, bo zabrakło postawienia kropki nad i. Toczka w toczkę, jak Lakers w meczach numer 2 i 4.


7:41 do końca drugiego spotkania pomiędzy Lakers a Thunder. Po trafieniu Kobe Bryanta ci pierwsi prowadzą 71-65 i wszystko wskazuje na to, że pierwszy raz w tegorocznych playoffs przełamią swoich rywali. Od tego jednak momentu, gracze Mike’a Browna pudłują aż 9 z 11 prób i popełniają 5 strat, podczas gry Thunder aż 6 ze swoich 13 rzutów zakończyli skutecznym trafieniem. Efekt, gospodarze wygrywają 77-75, a koszykarze z Los Angeles nie mogą uwierzyć w to, co się stało.

8:02 do końca ostatnie kwarty spotkania numer cztery. Lakers prowadzą z Thunder na własnym parkiecie 91-78 i naprawdę grają świetnie, natomiast drużynie Scotta Brooksa brakuje pomysłu na robicie ofensywy gospodarzy. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, czy innego przycisku, Lakers przestali grać, a ich rywale włączyli piąty bieg.

Od tego momentu Lakers trafiają zaledwie 2 z 14 rzutów z gry i tracą 3 piłki. Thunder odpowiadają jednak w następujący sposób: 8-11 z gry, 7-9 z linii, 1 strata. Run Thunder 25-9 w połączeniu z 9-0 na zakończenie drugiego pojedynku daje nam w sumie wynik 34-9 w ciągu zaledwie 10 minut i 10 sekund.

Dlaczego więc wspomniałem na początku o 7:41 do końca drugiego meczu, a nie 2:08, kiedy nastąpił wspomniany run 9-0? Ponieważ seria punktowa była konsekwencją złych decyzji podejmowanych już wcześniej, a Lakers w obu spotkaniach przestawali grać w okolicach połowy ostatniej kwarty. Źle wróży im to przed poniedziałkowym meczem numer pięć, które zostanie rozegrane w Oklahomie, gdzie Lakers przegrali trzy ostatnie gry kolejno: 75-77, 90-119, 85-10, a ich lider, Kobe Bryant notował średnio 21.3 punktów przy skuteczności 34.3%  z gry i trafiając zaledwie 1 z 12 prób z dystansu. Z kolei Kevinowi Durantowi gra się świetnie na własnym parkiecie przeciwko „Jeziorowcom”, notując 26.6 punktów na niesamowitej 54.7% skuteczności.

Patrząc w liczby, Lakers stoją na straconej pozycji, tym bardziej, że ich morale po dwóch tak dotkliwych porażkach na pewno mocno ucierpiało. Uważacie, że LAL mogą wyrwać Thunder spotkanie numer pięć i wrócić do Los Angeles?