Rivers bierze przykład z Popovica i oszczędza najlepszych

Drużyna Celtics pojechała do Atlanty bez leczących kontuzję Rajona Rondo, Raya Allena oraz Michaela Pietrusa, a tuż przed spotkaniem Doc Rivers postanowił posadzić na ławce Kevina Garnetta i Paula Pierce’a. W tej sytuacji wydawałoby się, że Hawks poradzą sobie spokojnie z osłabionym przeciwnikiem. Nic z tych rzeczy. Na 2:33 do końca Atlanta wygrywała tylko 1 punktem 87-86.

Mecz Celtics z Hawks to prawdopodobny match-up w zbliżającym się play-off. Oba zespoły przed spotkaniem miały podobny rekord 37-25 Atlanta, 37-26 Boston dlatego śmiało można było nazwać ten mecz walką o przewagę parkietu w tej serii. Tym bardziej może dziwić posadzenie na ławce liderów Celtics. Pierwsza piątka drużyny Riversa wyglądała dziwnie: Bradley – Dooling – Pavlovic – Bass – Stiemsma. Rivers tłumaczył się ze swojej decyzji: „to musi nam pomóc w dłuższej perspektywie. Myślę, że jeśli zespół gra tak jak dzisiaj, to daje chłopakom (rezerwowym) bardzo wiele pewności siebie, a tym, którzy nie grali wzmacnia zaufanie w tych, którzy grali.”

Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 34-27. W ekipie Hawks świetnie grał Joe Johnson, który w tej części spotkania zdobył 12 z 30 punktów i kilka razy dał trudną lekcję Bradleyowi ogrywając go niemiłosiernie w akcjach post-up. Młody obrońca Celtów odwzajemniał się świetnymi wjazdami w pomalowane i to on utrzymywał wynik Celtów w poniżej 10 punktów straty. Jastrzębiom udało się kilka razy wyjść na dwucyfrowe prowadzenie, ale za każdym razem Zieloni zmniejszali dystans. Po połowa było 58-49 dla Hawks. Oba zespoły broniły bardzo słabo. Dość powiedzieć, że procent trafień z gry dla obu drużyn przekraczał 60! Doc Rivers miał powiedzieć w szatni: „Hej, mamy 60% z gry i nie wygrywamy? To przestępstwo!”.

W drugiej połowie gra w obronie wyglądała znacznie lepiej. Nadal świetnie grał Avery Bradley, który już w połowie trzeciej kwarty zaliczył swój rekord kariery (w całym meczu 28 punktów). Wydawało się, że będzie to gra do pierwszego przełamania. Gdy Jastrzębie po trójce Kirka Heinricha wyszły na najwyższe 12 punktowe prowadzenie 70-58 na 5:27 do końca trzeciej kwarty, wydawało się, że jest już chyba po meczu. Od tego momentu drużyna gospodarzy była jednak kompletnie nieskuteczna i do końca tej części zdobyli jedynie 4 punkty, popełniając kilka głupich strat (Josh Smith miał w całym spotkaniu ich aż 7), a Bradley do spóki z Marquisem Danielsem doprowadzili do stanu 71-74 dla Atlanty.

Czwarta kwarta do 1:29 do końca toczyła się w obrębie 1-5 punktowej przewagi Hawks. Jastrzębiom wygrał mecz Joe Johnson akcją 2+1 i skutecznymi rzutami wolnymi. Dużyna z Boston przez ostatnie 2:33 czasu gry trafiła tylko jeden rzut i nie była w stanie odrobić straty przegrywając ostatecznie 92-97.

Atlanta tym samym jest bliska zapewnienia sobie 5 miejsca i przewagi parkietu w meczach z Celtics. Teraz czekają ich 3 trudne mecze u siebie z Knicks, Clippers i Mavericks. Przy dość ciężkim terminarzu Magic, które w dodatku gra bez Howarda oraz przewagi 2 meczy nad Bostonem, wygrana w dwóch z trzech meczy w pełni im to gwarantuje.