Czy Wizards kiedyś będa kontenderem?

Washington Wizards już czwarty sezon z rzędu zakończą sezon przed rozpoczęciem playoffs. Czy w najbliższym czasie jest szansa, aby drużyna ze stolicy nawiązała do czasów choćby, w których liderował jej Gilbert Arenas?


Powiecie, że mamy coraz bliżej playoffs, temperatura wokół najlepszych drużyn wzrasta, a ja będę pisał o będących od dawna na peryferiach wielkiego NBA Wizards. Przyznam, że jest to zespół, który kilku dobrych lat jest w kręgu tych, które interesują mnie, mimo swoich niedoskonałości. Pamiętamy wszyscy kontuzje Gilberta Arenasa, złe decyzje draftowe i to niekoniecznie wynikające z braku umiejętności wybieranych zawodników, a po prostu fatalnego doboru charakterów. Trudno zapomnieć przygody Arenasa i Javarisa Crittentona z bronią. To wszystko złożyło się na fatalny obraz ekipy z Waszyngtonu i bilansu 12-41 w obecnych rozgrywkach, który daje przedostatnie miejsce na wschodzie.

Co więc trzeba by zmienić w Wizards, aby organizacja zaczęła funkcjonować normalnie i być może w niedalekiej przyszłości choć zyskać miano contendera. Podstawy pod takie rozważania są nie najgorsze. Przede wszystkim jest nią osoba Johna Walla, który notuje co prawda słabszy sezon niż debiutancki, ale nadal dysponuje wielkim potencjałem i prawdopodobnie przy lepszych partnerach mógłby także sam rozwinąć swoje umiejętności.

Obecne rozgrywki są wielka porażką Wizards, a w amerykańskich mediach pojawiły się żarty jakoby zespół prowadzony przez Randy’ego Wittmana mógłby przegrać nawet z Kentucky Wildcats, którzy dopiero co wygrali rozgrywki, tyle że akademickie.

GM Wizards Ernie Grunfeld jest prawdopodobnie jednym z największych winowajców obecnej sytuacji w stolicy. Piastujący swoje stanowisko od 2003 roku oczywiście ma także na swoim koncie pewne sukcesy, wśród których największym jest na pewno zatrudnienie Gilberta Arenasa oraz Carona Butlera w zamian za Kwame Browna. Kolejne lata to jednak źródło wielkich porażek Grunfelda. Przede wszystkim zaproponowanie wielkiego, 111-milnionwego kontraktu Agentowi 0 już po jego pierwszych problemach z kolanami. Największym dramatem były wybory draftowe. Zresztą przyjrzyjmy się im bliżej:

Draft 2006:

18. Oleksyi Pecherov (dalej poszli m.in. Rajon Rondo, Shannon Brown i Kyle Lowry)

Draft 2007:

16. Nick Young (Wilson Chandler, Arron Afflalo, Jared Dudley)

Draft 2008:

18. JaValee McGee (J.J.Hickson, Ryan Anderson, Serge Ibaka, Nicolas Batum). Oczywiście obecny środkowy Nuggets to gracz z ogromnym potencjałem, ale jednak jeszcze surowy, a przede wszystkim sprawiający problemy. Zabrakło chyba trenera lub kogoś w szatni, kto odpowiednio poustawiałby mu w głowie i nakierował na dobry kurs karierę.

Draft 2009:

Oddanie wcześniej m.in. picku w pierwszej rundzie w zamian za Mike’a Millera do Wolves. Jak się później okazało, tym wyborem był Ricky Rubio, a Miller zagrał w koszulce „Czarodziejów” 54 mecze, po czym odszedł jako wolny agent.

Draft 2010:

1. John Wall – wybór był oczywisty, a Wizards mieli „pecha” żeby wylosować pierwszy pick akurat, kiedy rocznik draftowy nie był zbyt mocny.

Draft 2011:

6. Jan Vesely

18. Chris Singelton

Tegorocznych wyborów nie można jeszcze jednoznacznie oceniać, ponieważ Vesely jest graczem, który dopiero się rozwija, aczkolwiek osobiście dużo więcej oczekiwałem od Czecha. Z kolei Singelton mimo rozegrania 38 meczów w pierwszej piątce, nie wykazał się niczym szczególnym.

Można oczywiście spierać się, że Young i McGee dysponują/dysponowali sporym potencjałem, ale ostatecznie obaj nie są już zawodnikami stołecznego klubu, a przede wszystkim nie pasowali do Wizards charakterologicznie i ciężko przewidzieć, czy do jakiegokolwiek klubu będą w stanie odpowiednio się wpasować. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że w obecnych klubach (Young w LAC i McGee w Nuggets) potrafią póki co dostosować się do roli rezerwowych.

Czas Grunfelda już minął i to co miał dobrego zrobić, to zapewne już zrobił. Po 9 latach przyszło wypalenie, a jego złe wybory transferowe i draftowe pogrążają Wizards coraz bardziej.

Wizards mogą dysponować pokaźną kwotą gotówki przed zbliżającym się letnik okienkiem pod jednym warunkiem. Koniecznie muszą użyć amnestii na Rasharda Lewisa, który w przyszłym sezonie ma pobrać z kasy aż $ 23 790 000. O tym, że jest najbardziej przepłaconym zawodnikiem NBA nikogo chyba nie muszę przekonywać, a jego statystyki z obecnego sezonu tylko potwierdzają ta tezę. Problemem Wizards jest jednak to, że posiadają oni w składzie jeszcze jednego gracza, którego zarobki nijak mają się do wnoszonego w zespół wkładu. Andray Blatche to chyba najbardziej znienawidzony przez własnych kibiców zawodnik w NBA. Zawodnik, który całkiem nieźle się zapowiadał, upadł w tym momencie niemal na dno. Notuje średnio 8.5 punktów, 5.8 zbiórek i trafia kompromitujące 38% rzutów z gry, a obecnie z powodu kontuzji jest wyłączony z gry na bliżej nieokreślony czas. Zresztą zobaczcie sami na co stać Andray’a:

Odkąd Eddie Jordan czterokrotnie awansował z Wizards do playoffs, po czym został zwolniony po wygraniu 1 spotkania z 11 na początku rozgrywek 2008/09, żaden szkoleniowiec nie był w stanie wygrać nawet 30% prowadzonych przez siebie meczów na ławce „Czarodziejów”. Po Flipie Saundersie, zwolnionym w styczniu, nastąpiły rządy Randy’ego Wittmana, ale jeśli Wizards mają osiągać sukcesy, konieczne jest zatrudnienie doświadczonego szkoleniowca z charakterem, który mógłby poustawiać krnąbrnych zawodników oraz odpowiednio pokierować karierą niezwykle utalentowanego Johna Walla. Może odpowiednim szkoleniowcem byłby John Calipari, który chciałby powrócić jeszcze do NBA. Moment na come back wydaje się idealny. Akurat po zdobyciu mistrzostwa NCAA z Kentucky, a i klub byłby odpowiedni. Mógłby trenować ponownie swojego wychowanka z Wildcats – Walla.

Właśnie, odpowiednie pokierowanie Wallem będzie najważniejszym zadaniem przyszłego trenera. Młody playmaker jest już teraz niezłym organizatorem gry, a na pewno najszybszym graczem NBA, ale ma spore problemy z egzekucją. Aż 5.7 z 13.7 oddawanych przez niego prób ma miejsce spod samego kosza. Dzięki swojej szybkości świetnie wbija się pod kosz i właśnie punkty z pomalowanego stanowią największy procent jego zdobyczy. Rzuty spoza trumny stanowią wielki problem dla Walla, który trafia tylko 30% z 5-6 metra oraz dramatyczne 9.1% za trzy.

Dlatego też Wall potrzebuje obok siebie strzelców, takich jak Jordan Crawford oraz jednego z zawodników ze zbliżającego się draftu, mogących zostać w przyszłości gwiazdami ligi. Jeśli Wizards wylosują pick w czołowej trójce, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że ich szeregi zasili jeden z czwórki: Anthony Davis, Michael Kidd Gilchrist, Thomas Robinson lub Harrison Barnes. Każdy z nich byłby dla Walla sporym oparciem w ofensywie, a zarazem odciążeniem od rzutów, dzięki czemu mógłby skupić się głównie na rozgrywaniu.

Po pozbyciu się kapryśnego JaValee McGee i pozyskaniu Nene, Wizards pozostali pod koszami tylko z tym drugim. Oczywiście jeśli mówimy o liczących się graczach, którzy stanowią realne wzmocnienie zespołu. Nie urażając choćby Kevina Seraphina, reszta nadaje się ewentualnie na zadaniowców. Istnieje jednak szansa na przechwycenie w lecie np. Roy’a Hibberta, który mógłby stworzyć z Brazylijczykiem jeden z czołowych frontcourtów w lidze.

Na koniec sprawa, o której już wspominałem. W zespole Wizards brakuje charakteru, a przede wszystkim doświadczonych graczy, którzy potrafiliby „huknąć” na młodzież. Kapitanem Wiz jest Wall, ale w wieku 21 lat ciężko spodziewać się, że zdoła ogarnąć całą drużynę. Co tu dużo mówić, każdy młody, utalentowany koszykarz w NBA potrzebuje swojego charyzmatycznego przewodnika, który odpowiednio wprowadzi go w świat ligi. Takiego przywódcę w osobie Kendricka Perkinsa, a od niedawna Dereka Fishera ma trio w Oklahomie. LeBron James miał Zydrunasa Ilgauskasa, a Kobe Bryant także miał zawsze dookoła siebie wianuszek weteranów.

Po odpowiednich zmianach w lecie, Wizards mogą już niebawem pod przewodnictwem Walla zacząć walczyć przynajmniej o playoffs. W innym wypadku, jeśli władze klubu ze stolicy dalej tak ospale będą starać się o wzmocnienia, marazm może przedłużyć się o kolejne sezony. Tym bardziej, jeśli Wall zobaczy, że nic nie robi się, aby dokoptować do niego sensownych graczy, już niebawem zażąda wymiany i plany budowy wielkich Wizards ponownie trzeba będzie odłożyć.

Jakie ruchy w Wizards widzielibyście w ciągu zbliżających się miesięcy?

Komentarze do wpisu: “Czy Wizards kiedyś będa kontenderem?

  1. jak dla mnie podstawą jest trener, którego nie mają. Jest silny draft, więc mają szansę na dobrego zawodnika, który może być franchise playerem. pod koszem zyskali Nene, który jest solidnym centrem, (jeżeli jest zdrowy). Są poniżej salary a kontrakt Lewisa, który można amnestionować, to solidny element przetargowy przy zatrudnieniu wolnych agentów. Problemem jest zachęcenie zawodników do gry w Washingtonie.

    nie do końca się zgodzę, że wtapiali wszystkie drafry. 2007 i 2008 moim zdaniem to były dobre wybory. McGee może być graczem formatu All stars jeżeli się go odpowiednio poprowadzi. Jest dobrym obrońcą z dużym potencjałem, a przede wszystkim wzrostem i ogromnymi łapskami. Dziwię się, (oczywiście pod względem sportowym, że Wizz się go tak łatwo pozbyli.

    największy problem, to szatnia i trener. jeżeli dobrze wybiorą szkoleniowca, to w przyszłym roku mogą znacznie poprawić bilans, a za 2 lata mogą walczyć o PO

  2. Co do JaValee to nie oceniłem go jako zły wybór, ale właśnie jako gracza, który ma problemy z dopasowaniem się do drużyny. Mozliwe, że nie trafil tez na odpowiedniego trenera, ktory by go opier… i ustawił odpowiednio.
    W pewnym momencie, kiedy był Arenas, Blatche w niezłej dyspozycji, JaValee i Jamison, to myślałem, że będzie to team na drugą rundę PO. Jak było, wszyscy wiedzą.

  3. Trener, trener i jeszcze raz trener. Wizz to zespół złożony z ludzi na pewno utalentowanych i takich, którzy są skorzy do pracy ale potrzebują mocnego autorytetu w postaci coacha. W jednym z ostatnich meczów start 5 Waszyngtonu była złożona tylko z rookies i sophomores :O

  4. Ja tu widzę sporo graczy z potencjałem, ale zdecydowanie trener tutaj nie ma żadnego pomysłu na ten zespół. Singleton świetny obrońca, porównywalny do Iguagoli czy Wallace. Brooker co prawda słaby defensor, ale akurat pasujący pod nową falę, dobre warunki na walkę na deskach i punkty drugiej szansy, resztą Wall ma potencjał by kreować największe kłody. No i Crawford również bardzo utalentowany SG. Moim zdaniem Wizards to podobna sprawa jak wcześniej Minnesota, przyszedł Adelman i od razu udało się poustawiać te pełne talentu klocki.

    Wyrzucenie McGee to dobra decyzja, aż takiego talentu to ja tam nie widzę. Ani to defensor, inteligencji za grosz. Zawsze będzie robił za błazna, który na jedną genialną akcje odwdzięczy się 3 debilnymi.

Comments are closed.