Co dalej z koszykówką w Wisconsin, czyli analiza sytuacji Milwaukee Bucks.

Mieli być jedną z największych sił drugiego planu Konferencji Wschodniej, a na razie bardzo zawodzą. O kim mowa? Oczywiście o drużynie z miasta Harleya Davidsona, a więc Milwaukee Bucks. Dlaczego tak się dzieje i co należy zrobić by zmienić ten nie najlepszy stan rzeczy? Pokusiliśmy się o małą zabawę, w której będziemy szukać lekarstwa na chorobę notorycznie zawodzących Kozlów.

 

Kiedy dwa lata temu Bucks awansowali do rozgrywek posezonowych i tam stoczyli pasjonującą siedmiomeczową serię z Atlantą Hawks wydawało się, że możemy mieć kolejną, nową siłę na Wschodnim Wybrzeżu. Drużyna z niezłym, perspektywicznym i ciągle rozwijającym się rozgrywającym, a także z jednym z czołówki centrów całej ligi, obudowana kompetentnymi role-players i trenerem, który wie jak to wszystko poukładać. Brzmi jak materiał na świetną ekipę. Coś jednak w tej maszynerii zaczęło się psuć, w zeszłym sezonie ekipie Scotta Skilesa nie udało się już powtórzyć wcześniejszego sukcesu i rok ten zakończył się kompletną klapą. Pomimo to, trzon drużyny pozostał niezmieniony, roszady miały miejsce tylko w drugim garniturze, gdzie zrezygnowano z Coreya Maggette’go, za to dodano Stephena Jacksona i Mike’a Dunleavy’ego.

 

Do kolejnej kampanii przystąpiono więc z myślą, że trzeba odciąć się od ubiegłorocznej klęski i zacząć od nowa budować zespół, który będzie tak jak wcześniej postrachem dla wszystkich ekip w lidze. Nie wszystko jednak okazało się tak proste jak wydawałoby się w teorii i dzisiaj Kozły są raczej drużyną, której bliżej do popadnięcia w przeciętność niż do włączenia się do walki o jakieś konkretne cele. Przyczyn takiego stanu jest bardzo wiele i o każdej z nich można byłoby napisać cały elaborat, ja jednak spróbuję się streścić do maksimum by was nie zanudzić.

 

  • Kontuzje

 

Jeśli weżmiemy pod uwagę wszystkiego rodzaju urazy, drobne przerwy i tego typu rzeczy to nie ma chyba drugiej takiej drużyny w lidze jak właśnie Milwaukee (no może poza Portland). Każdy z liderów i podstawowych graczy drużyny z Wisconsin już kilkukrotnie musiał stawiać czoło przeciwnościom losu z tą kwestią związanych. Chyba tylko Jennings nigdy w życiu nie miał jeszcze poważniejszej dolegliwości zdrowotnej i jest facetem, na którego zawsze może liczyć Scott Skiles. Znając jednak niefart Kozłów pewnie i on trafi niedługo na listę graczy kontuzjowanych i tym samym tradycji stanie się zadość. Te problemy zdrowotne są w tej chwili chyba największym problemem warunkującym wszelkie inne kłopoty Bucks. Niestety na tę dokuczliwość nie ma prostego rozwiązania, może gdyby rzecz działa się w Phoenix to prościej byłoby postawić na nogi niektórych zawodników, ale niestety z tym nie jest tak prosto wygrać. Dopóki jednak średnio raz na miesiąc będzie wypadał z rotacji kluczowy zawodnik to trudno będzie realnie myśleć o jakimś wymiernym sukcesie.

 

  • Sprawa Boguta

 

Wiadomo, że Australijczyk w formie jest jednym z najbardziej dominujących środkowych w całej NBA. Ostatnimi czasy jednak więcej czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na parkiecie, co demobilizująco wpływa na postawę całej drużyny. Każdy racjonalnie myślący trener wie, że mając w składzie taki skarb warto opierać na nim całą grę swojej ekipy. Jeśli jednak mamy do czynienia z centrem tak kryształowym jak kolana Tracy’ego McGrady’ego to jednak trzeba wziąć to pod rozwagę i zastanowić się, czy obrana koncepcja rzeczywiście ma rację bytu. Przez to, że Kozły inwestują w format z Bogutem jako centralnym ogniwem budowy mocnego składu tak naprawdę popadają w coraz większą przeciętność. Jeśli Australijczyk przez całą karierę będzie niedysponowany przez około połowę sezonu to może to oznaczać, że zespół z Wisconsin będzie przez najbliższe kilka lat dryfował gdzieś na granicy 9-10 miejsca na coraz silniejszym Wschodzie, a pierwszą rundą Play-Off. Dla głodnych prawdziwych sukcesów kibiców z Bradley Center takie półśrodki mogą okazać się niewystarczające i w końcu nadejdzie czas na poważne zmiany. Może więc warto by było pomyśleć nad takim rozwiązaniem sytuacji już teraz. Bogut ciągle jest bardzo łakomym kąskiem dla wielu drużyn i przy ewentualnej wymianie można byłoby za niego dostać całkiem ciekawy materiał na zmontowanie zupełnie nowej drużyny, której liderem mógłby zostać utalentowany, choć ciągle nieco nierówny Jennings. Wiadomą sprawą jest, że nikt za pierwszy numer draftu z 2005 roku nie odda nagle dwóch swoich najlepszych graczy (w głównej mierze zważając na kruchość jego zdrowia), ale podejrzewam, że takiego Big Ala można byłoby już za niego wyciągnąć. To w tej chwili chyba absolutnie najważniejszy spór do rozstrzygnięcia dla drużyny z Milwaukee – czy dalej brnąć w schemat z Australijczykiem jako centralnym punktem teamu i wierzyć, że uda mu się wreszcie rozegrać pełny sezon, czy też rozpocząć nowy etap związany z przebudową składu.

 

  • Co dalej z trenerem?

 

Scott Skiles to fachowiec, który na pewno zna się na rzeczy, co do tego nie ma dwóch zdań, a dowodem na to niech będzie fakt, co zrobił z tą drużyną, kiedy tylko ją objął. Potrafił zmienić jej oblicze i nadać tych cech, z których znane było dowodzone przez niego Chicago. Jego Milwaukee zaczęło być drużyną, która potrafiła godnie stawiać czoła nawet największym potentatom. Każdy kto przyjeżdżał do Bradley Center mógł być pewien jednego – łatwo nie będzie. Przede wszystkim opracował świetnie sprawdzające się schematy obronne, które bardzo pasowały pod to, jakim potencjałem wtedy dysponował. Ze skutecznej obrony stworzył znak rozpoznawczy tamtych Bucks i robiło to naprawdę duże wrażenie na postronnych obserwatorach. Nagle Milwaukee z jednej z bardziej niszowych drużyn, które bardzo ciężko się oglądało stało się jedną z najpopularniejszych ekip w NBA, wniosło bowiem powiew świeżości do nieco skostniałego układu sił tej ligi. Dzisiaj jednak trzeba zapomnieć o tym, co było i skupić się na tym, co mamy obecnie. A obecnie Skiles nie potrafi sobie poradzić z tymi perturbacjami, które dosięgły drużynę. Każdy, kto choć trochę interesuje się koszykówką wie jakim człowiekiem jest coach Bucks. Już za czasów swojej gry w lidze najbardziej znany był z tego, że sprawiał wielkie problemy poza boiskiem. Notorycznie kłócił się z partnerami z zespołu i kolejnymi trenerami i pomimo tego, że był naprawdę solidnym graczem to jednak każdy prędzej, czy później bez większego bólu się z nim rozstawał. Te same przywary prezentuje również jako trener. Owszem, stwarza bardzo dobre podwaliny pod rozwój zespołu, ale z czasem formuła z nim jako szefem traci rację bytu. Tutaj chyba jest podobnie. Gdybym był na miejscu właścicieli klubu z Wisconsin to już zacząłbym się rozglądać za nowym szkoleniowcem. Skiles może i umie wyciągać drużyny z kryzysu, ale niekoniecznie takiego, w który sam je wpędza. Wtedy należy zmienić wizję budowy drużyny i zatrudnić szkoleniowca, który będzie umiał od nowa te klocki poskładać. Na dziś bardzo dobrym kandydatem do objęcia Milwaukee byłby jak dla mnie Jeff Van Gundy. Rodzi się tylko pytanie, czy taki trener zechciałby pracować z daleka od fleszy, niejako na peryferiach wielkiego basketu. Tak, czy siak, na dzień dzisiejszy jedyną solucją na te poważne komplikacje wydaje się oddanie sterów komuś innemu.

 

  • Gdzie tu motywacja?

 

Mam wrażenie, że olbrzymim problemem dla niektórych zawodników zespołu jest odnalezienie odpowiedniej motywacji do gry. Najprostszym na to przykładem wydaje się Stephen Jackson. Kapitan Jax to zawodnik, na którego najlepiej działa fakt gry o wielką stawkę. Wtedy jego gra jest najbardziej efektywna, a sam zawodnik daje zespołowi najwięcej. W tym celu został właśnie zatrudniony, by przez swoją dominującą osobowość nadał drużynie pewnego charakteru, który byłby istotnym czynnikiem do wyniesienia drużyny na wyższy poziom. Bucks by osiągnąć ten 'higher level’ nie wahali się poświęcić za niego koszykarza dysponującego wcale nie mniejszym potencjałem, za to dysponującym na pewno mniejszą siłą woli, a więc wspomnianego już przeze mnie Corey’a Maggette. Jak na razie jednak transfer ten wydaje się trafiony jak przysłowiową kulą w płot. Jackson od początku swojej przygody z Kozłami nie potrafi odnaleźć formy, którą imponował jeszcze choćby w zeszłym sezonie, gdy przewodził nieźle grającym Bobcats. Zamiast tej wielkiej mentalności prezentuje za to rzadko spotykaną umiejętność marudzenia. Wiemy doskonale, że były gracz m.in. Warriors i Pacers nie należy do świętoszków i kiedy akurat mu coś nie pasuje to na wierzch potrafi też wyjść jego druga, mroczna natura. Zresztą problem braku odpowiedniego umotywowania nie tyczy się tylko Jaxa. To ogólnie dotyka wielu koszykarzy związanych z tą organizacją, patrząc pod kątem historii, wcześniej podobne kłopoty mieli także chociażby Vin Baker, czy Glenn Robinson. Coś takiego jest w tym mieście i całej otoczce klubu, że czasem trudno o wygospodarowanie w sobie pewnych źródeł mentalnej siły, która mogłaby napędzać drużynę do sukcesów.

 

  • Atmosfera w drużynie

 

Wielkich, rozbudowanych ego jest w stanie Wisconsin w tej chwili więcej niż jest w stanie pomieścić szatnia Bradley Center. Apodyktyczny trener Skiles, przekonany o własnej wielkości Jennings, zarozumiały Jackson, a pozostają także przecież nie łatwi w kontakcie Delfino, czy Gooden. Zestaw tych nazwisk stanowi istną mieszankę wybuchową, która pewnego, pięknego dnia może wreszcie zostać odpalona. Wystarczy pewna mała iskra, żeby z małych konfliktów narodziły się prawdziwe, wyniszczające całą organizację wojny. Już dziś mówi się gdzieś w kuluarach, że atmosfera w środku ekipy jest daleka od idealnych. Kolejne porażki, których jesteśmy świadkiem raczej tego otoczenia nie uleczą, mogą za to wpłynąć destabilizująco na to, co najważniejsze, a więc postawę na parkiecie. Naturalną koleją rzeczy wydają się więc…

 

  • Transfery

 

Obecny sezon można już raczej spisać na straty. Zespołowi raczej nie grozi awans do rozgrywek posezonowych, można więc zacząć myśleć o przebudowie składu. Nową aranżację zespołu powinno się rozpocząć od zmiany trenera, o czym już wspominałem. Co jednak ze zmianami personalnymi wewnątrz składu? Ewentualnymi zmianami miejsca pracy nie powinni chyba sobie zaprzątać głowy tylko Bogut, Jennings i Ilyasova. Pierwszy z nich w tej chwili jest wart dużo mniej niż wynosi jego cena w rzeczywistości (przeciętny sezon+kontuzja), a drugi jest tą nadzieją Milwaukee na lepsze czasy i to wokół niego można zacząć coś tworzyć. Co do Turka to z całą pewnością zasługuje on na to by dalej w niego inwestować, bo jak pokazuje obecny sezon, przy odpowiednim zaufaniu od trenera potrafi być on ważną postacią drużyny. Cała reszta zespołu wydaje się do wzięcia. Sporo można byłoby zarobić na Goodenie, który w czasie absencji Boguta notuje życiowe osiągnięcia i na pewno taki podkoszowy jak on mógłby się przydać w składach paru contenderów. Raczej za pewnik można uznać to, że barwy klubowe jeszcze przed 15 marca tego roku zmieni Jackson. Nie daje on tyle wkładu w grę drużyny, jaką wyobrażali sobie włodarze, poza tym sam zdecydowanie chce odejść, a jak wiadomo z niewolnika nie ma pracownika. Nie wiem tylko kogo w zamian mogliby za niego otrzymać Bucks, jego wartość w obecnej chwili jest relatywnie niska, co do tego, kogo musieli za niego oddać i pewnie za pół-darmo odejść mu nie dadzą. Stąd tak długie oczekiwanie na trade z jego udziałem, bo chętni są, tylko oferty jak na razie są mało przekonywujące. Gdyby znaleźli się odpowiedni chętni warto byłoby też pohandlować nie najmłodszym już Delfino, który w obecnych rozgrywkach ma na koncie dość duży regres, a także przeciętnemu Udrihowi, który i tak nigdy więcej w tym klubie nie osiągnie, bo za rywala ma największą gwiazdę zespołu.

 

  • Co dalej?

 

Bardzo dużo jest zależne od tego, jaką taktykę opracowali sobie chairmani zespołu z Wisconsin. Jeśli chcą już teraz tworzyć drużynę mogącą w przyszłości godnie rywalizować z najlepszymi to obecnie mamy najlepszy czas na rewolucję. Przemyślane wymiany, nowy trener i dużo szczęścia w przyszłej loterii draftowej z pewnością są w stanie pozwolić wrócić Bucks na właściwe tory i tak naprawdę tylko od właścicieli zależy, jaki pomysł na funkcjonowanie klubu sobie obiorą. Przy obecnym rosterze i z obecnym coachem nie widzę już wielkich możliwości rozwoju dla Kozłów i obstawiam, że przy bierności władz teamu mogą popadać w coraz większą przeciętność i marazm. A to byłaby olbrzymia tragedia dla zakochanych w baskecie kibicach z Bradley Center.