Lakers pokonali Kings na rozgrzewkę przed Heat

Los Angeles Lakers pokonali 115-107 Sacramento Kings i świetnie przetrenowali swoją grę ofensywną, zdobywając najwięcej punktów w pojedynczym spotkaniu w tym sezonie. Drugi mecz w masce ochraniającej złamany nos rozegrał Kobe Bryant i kolejny raz spisał się świetnie. „Jeziorowcy” są obecnie już czwartą siłą na zachodzie.

Drużyna Bilans I kwarta II kwarta III kwarta IV kwarta Wynik
Sacramento Kings 12-24 26 32 16 33 107
Los Angeles Lakers 22-14 31 34 27 23 115

Już w niedzielę, Lakers czeka niezwykle prestiżowe spotkanie z Heat w Staples Center. Dwa dni przed nim koszykarze z Los Angeles urządzili sobie „trening strzelecki” w meczu z Kings, którzy mimo pogoni w ostatniej kwarcie, nie zdołali na poważnie zagrozić LAL. Jeszcze w żadnym z tegorocznych gier Lakers nie zdobyli więcej niż 111 „oczek”, a ich średnia w każdym z meczów to zaledwie 93.5 pkt/mecz. Tym razem taki wynik, podopiecznym Mike’a Browna udało się niemal osiągnąć już po trzech kwartach, kiedy to gospodarze prowadzili 92-74 i wydawało się, że jest po meczu.

Tymczasem ambitna i młoda drużyna z Sacramento spięła się i głównie za sprawą trafień Johna Salmonsa (12 pkt, 5-9 FG, 2 prz) oraz Jimmera Fredette’a (12 pkt, 5-9 FG) zanotowała run 21-6 i na pięć minut przed końcem spotkania, było już tylko 100-95 dla miejscowych.

Końcówka należała jednak do Metty World Peace’a oraz Kobe Bryanta. Peace zdobył 8 ze swoich 15 punktów w ciągu ostatnich 4 minut, a Bryant dopełnił dzieła swoją „trójką” na 2:43 przed końcem (108-97). Grający drugi mecz w masce ochraniającej nos Bryant rzucił aż 38 punktów (13-24 FG) i zebrał 8 piłek. Wydaje się, że dzięki masce zyskał jakąś dodatkową moc i chęć udowodnienia wszystkim w lidze, że mimo kontuzji potrafi grać jeszcze na bardzo wysokim poziomie. Takie spotkanie przyda mu się szczególnie przed niedzielnym pojedynkiem z LeBronem Jamesem i spółką z Florydy.

Lakers w końcu zagrali dobry w ofensywie mecz, trafiając 53.7% swoich rzutów z gry. Świetnie grał Andrew Bynum (19 pkt, 15 zb, 3 blk), który kilka razy dał niezłą szkołę DeMarcusowi Cousinsowi. Środkowy Kings zebrał co prawda 7 piłek w ataku, ale trafił tylko 5 z 16 rzutów z gry, a parę razy zdarzyło się, że został wręcz ośmieszony prze Drew.

Mike brown nie może być jednak zadowolony z postawy swoich zawodników w obronie. Ten mecz był typową wymianą ciosów. Po pierwszej połowie, Lakers mieli 58.5% skuteczności rzutów z gry, a Kings 49%. Obie drużyny grały sporo transition ofense i już w pierwszych 24 minutach oglądaliśmy 25 punktów z szybkiego ataku. Lakers nie mieli za bardzo pomysłu na powstrzymanie indywidualnych akcji Tyreke’a Evansa (14 pkt, 6 zb, 7-14 FG), Marcusa Thorntona (15 pkt, 5-11 FG) oraz Francisco Garcii (18 pkt, 3 prz), który okazał się najlepszym strzelcem „Królów” w tym meczu, a w pierwszej połowie trafił swoje wszystkie cztery rzuty z gry, wchodząc z ławki.

W perspektywie meczu z Heat, Brown może żałować, że przy 20-punktowym prowadzeniu jego zespołu na początku czwartej kwarty, nie mógł do końca meczu pozwolić sobie na zapewnienie odpoczynku swoim liderom. Spowodowane było to tym, że rezerwowi Lakers stracili niemal całą przewagę w kilka minut i na parkiet powrócić musieli Bryant, Gasol i Bynum. Zmiennicy LAL zdobyli 22 punkty w tym spotkaniu, co i tak jest wynikiem dużo ponad średnią w tym sezonie, ale choćby Andrew Goudelock wszystkie swoje 9 punktów zdobył jeszcze w pierwszej połowie.