Thunder pokazali Lakers miejsce w szeregu.

Zawodnicy Oklahomy City Thunder wygrali zdecydowanie, bo aż 100-85 z Los Angeles Lakers, nie pozostawiając swoim rywalom żadnych złudzeń co do siły obu zespołów. OKC są zdecydowanymi faworytami do gry w tegorocznym finale NBA, a Lakers jeśli nie otrzymają odpowiednich wzmocnień, mogą odpaść w początkowej fazie playoffs.

Drużyna Bilans I kwarta II kwarta III kwarta IV kwarta Wynik
Los Angeles Lakers 20-14 23 20 19 23 85
Oklahoma City Thunder 27-7 19 27 27 27 100

Zadaniem Lakers na to spotkanie miało być powstrzymanie szybkich ataków Thunder. Udawało się to tylko w pierwszej kwarcie, kiedy to gospodarze nie potrafili zdobyć punktów po kontratakach, a pojęcie transition ofense w ich wykonaniu nie istniało. Poczynając jednak od drugiej kwarty, aż do samego końca spotkania, Thunder narzucili swój styl gry, a Lakers mogli tylko biernie przyglądać się temu, w jaki sposób zostają pogrążani.

Z pewną przykrością, jako kibic LAL muszę stwierdzić, że tak grający „Jeziorowcy” nie mieliby szans ugrać nawet jednego meczu w serii PO z Thunder. Pierwsze 12minut w wykonaniu gości wlało nieco optymizmu w serca ich kibiców. Lakers wygrali tą część meczu 23-19, ograniczyli do zera punkty rywali z szybkiego ataku oraz pozwolili im trafić tylko 38.9% rzutów z gry. Tradycyjnie już, Thunder nie dzielili się najlepiej piłką, stąd tylko 2 asysty.

Jednak już od pierwszej minuty drugiej ćwiartki zaczęła się zarysowywać spora przewaga OKC. Mimo naprawdę niezłej dyspozycji w defensywie Metty World Peace’a, który jak mógł naciskał na Kevina Duranta, Lakers nie mogli poradzić sobie z ofensywą gospodarzy. 9 z pierwszych 17 oczek w tej kwarcie, Thunder zdobyli po szybkim ataku, a spore ożywienie wniósł James Harden, który odciążył Russella Westbrooka z roli rozgrywającego i pozwolił mu skupić się na zdobywaniu punktów. Druga kwarta należała zdecydowanie do miejscowych, którzy trafiali w tym okresie aż 58.8% rzutów z gry, przy zaledwie 33.3% ze strony Lakers. Aż 14 punktów zdobyli z pomalowanego i ostatecznie prowadzili 46-43 po 24 minutach, bo tak idiotycznym zagraniem na koniec połowy popisał się Andrew Bynum.

Trzecia kwarta okazała się decydującym ciosem, jaki Thunder zadali Lakers. Trafienia Daequanna Cooka (za trzy), Serge’a Ibaki, który oddawał celne próby zarówno z półdystansu, jak i dobijając niecelne rzuty kolegów spod samego kosza oraz Duranta ustawiły wynik dla ich zespołu. Przed ostatnią odsłona było już 62-73 i oglądając mecz, nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł stawiać na to, że Lakers choćby zbliżą się do swoich przeciwników.

Tak właśnie się stało, bo ciężko mówić o podjęciu walki, kiedy najmniejsza strata w ostatnich 12 minutach wynosiła 7 oczek, w momencie kiedy niewidoczny wcześniej w ofensywie Bynum wykorzystywał przewagę na Cole’m Aldriche’m. Zrobiło się wtedy 77-70, ale niedługo potem nastąpił decydujący zryw OKC. Akcję 2+1 zanotował Westbrook, a w kolejnej akcji, w swoim stylu punkty po szybkim ataku zdobył Harden. Ku uciesze miejscowych kibiców, przewaga urosła do 86-74 i powoli można było wpuszczać rezerwowych.

Thunder zatrzymali Lakers na zaledwie 38.5% skuteczności rzutów z gry, a sam Kobe Bryant do zdobycia 24 oczek potrzebował aż 24 rzutów. Zanotowali niewiele (12), bo aż 5 strat poniżej swojej średniej i przede wszystkim rzucili aż 21 punktów po szybkich atakach. W tym elemencie byli lepsi od swoich rywali aż o 15.

Niesamowite jest patrzeć w tym sezonie, jak bardzo Kevin Durant (33 pkt, 6 ast, 3 prz) i Russell Westbrook (19 pkt, 6 ast, 5 zb) dominują na rywalami. Nawet pomimo nieco gorszego rzutowo dnia tego drugiego, wygrana Thunder nie podlegała żadnej dyskusji.

Lakers z kolei mogą w tym sezonie wygrywać z najlepszymi, ale jest jeden warunek – cała trójka: Bryant, Gasol i Bynum musi zagrać na 100% swoich umiejętności. Tym razem swojego dnia nie miał ani Kobe, ani tym bardziej Bynum (14 pkt, 12 zb, 5-15 FG), który jak zwykle zniknął gdzieś w dwóch środkowych kwartach. Jedynie Gasol (22 pkt, 9 zb) zagrał na naprawdę wysokim poziomie i jeszcze raz dał do myślenia Mitchowi Kupchakowi, czy faktycznie jest sens go wymieniać.