Lakers wygrali z Hawks mimo słabego występu Bryanta

Los Angeles Lakers pokonali 86-78 Atlantę Hawks na własnym parkiecie, mimo zaledwie 10 punktów zdobytych przez Kobe Bryanta. Jego rolę przejęli jednak Pau Gasol i Andrew Bynum, którzy zagrali świetny mecz.

Drużyna Bilans I kwarta II kwarta III kwarta IV kwarta Wynik
Atlanta Hawks 18-11 24 17 10 27 78
Los Angeles Lakers 17-12 27 15 17 27 86

To było brzydkie spotkanie, w którym Lakers wygrali mimo wszystko dość szczęśliwie, rzucając tylko 0.95 punktu na jedno posiadanie. Gospodarze wrócili do Staples Center, po sześciomeczowej trasie wyjazdowej spowodowanej galą rozdania nagród Grammy w ich hali. „Jeziorowcy” wrócili do Los Angeles z ciężkimi nogami i widać to było, jak na obrazku, podczas pojedynku z Hawks.

Co prawda 44% trafionych rzutów z gry jeszcze aż tak bardzo nie razi, ale 17 strat, z których Hawks rzucili 21 łatwych punktów – już tak. Fatalny mecz rozegrał Kobe Bryant, który spudłował 13 ze swoich 18 prób i zakończył mecz z dorobkiem zaledwie 10 oczek. „Black Mamba” ani raz nie dostał się na linię rzutów wolnych, co tylko potwierdza, że nogi nie do końca „podają”.

Tak naprawdę to Lakers wygrali dzięki dobrej, ale tylko momentami, grze swoich podkoszowych. Pau Gasol co prawda w pierwszej połowie miał tylko 4-14 z gry, ale mecz zakończył z dorobkiem 20 punktów, 4 bloków, 13 zbiórek, z których aż 8 było w ataku. Właśnie dzięki ponowieniom Lakers rzucili 18 punktów i aż 44 z pomalowanego, przy 28 Hawks.

Losy spotkania rozstrzygnęły się w trzeciej kwarcie oraz w pierwszych minutach czwartej. Po pierwszej, wyrównanej (42-41 dla LAL) połowie, po 3 i pół minutach trzeciej ćwiartki i trafieniu Joe Johnsona (15 pkt, 5 ast), Hawks wygrywali 49-44. Wtedy jednak nastąpił decydujący zryw gospodarzy. Jedyny przyzwoity moment w całym spotkaniu zaliczył Kobe Bryant, który podczas runu 15-2, rzucił 8 ze swoich w sumie 10 punktów.

Hawks trafili tylko 14.8% (4-27) rzutów z gry w trzeciej kwarcie  i po 36 minutach przegrywali 51-59. Co ciekawe, w tej odsłonie „Jastrzębie” nie straciły żadnej piłki, a Lakers aż 7. Była to fatalna reklama koszykówki, która w obecnym sezonie zdarza się niestety dość często, głównie z powodu zmęczenia zawodników.

Decydujący cios zadał Andrew Goudelock. Rezerwowy Lakers rozpoczął czwartą kwartę od pięciu punktów i właśnie po jego celnym rzucie zza łuku na 10:26 przed końcem meczu, LAL prowadzili 66-53. Spuszczone głowy zawodników z Atlanty świadczyły o tym, że chyba sami przestali już wierzyć we własne szanse w tym meczu.

Mimo usilnych prób, nie udało im się odrobić strat, a w pewnym momencie, urosły one aż do 17 punktów (81-64) po „trójce” Gasola. Gościom zabrakło siły ognia. Nie najlepiej spisywał się Josh Smith, który 10 punktów i 4 zbiórki ze swoich 15/9 miał już w połowie pierwszej kwarty.

Pau Gasol i Andrew Bynum (15 pkt, 15 zb, 2 blk) dosłownie zmiażdżyli Zazę Pachulię i Ericka Dampiera, którzy w sumie zanotowali 1 punkt i spudłowali wszystkie 5 rzutów z gry w ciągu 42 minut na parkiecie.

Oba zespoły swoje następne mecze rozegrają z Phoenix Suns.