Steve Nash załatwił Suns wygraną w Atlancie

Kolejny świetny mecz w wykonaniu Steve’a Nasha pomógł Suns w odniesieniu 10. zwycięstwa w tym sezonie. Nieco gorzej niż w poprzednich spotkaniach spisał się Marcin Gortat.

Drużyna Bilans I kwarta II kwarta III kwarta IV kwarta Wynik
Phoenix Suns 10-14 27 28 29 15 99
Atlanta Hawks 16-9 23 25 16 26 90

Każdy kibic Suns po takim meczu jego ulubieńców zastanawia się, po co ktoś w ogóle chce wytransferować (o ile chce) i dlaczego są osoby wątpiące, że w tym wieku, Steve Nash jest w stanie grać jak za dawnych lat. Oczywiście transfer Nasha i jego ewentualne konsekwencje i przyszłe wydarzenia z tym związane to temat na inną rozmowę, ale tak grającego rozgrywającego „Słońc”, jak w meczu przeciwko Hawks, chciałoby się oglądać codziennie.

Nash był prawdziwym generałem swojego zespołu. Dowodził ofensywą w sposób genialny, a w odpowiednich momentach sam uderzał, zadając miażdżące ciosy. Jeśli dodamy do tego to, że miał silne wsparcie w chimerycznym Channingu Frye, dostaniemy odpowiedź dlaczego Suns tej gry nie mogli nie wygrać.

Trafiający w tym sezonie zaledwie 34.7% rzutów z gry i kompromitujące 29.1% za trzy silny skrzydłowy gości, rozpoczął mecz od pięciu punktów, a na trzy minuty przed końcem spotkania trafił wielki rzut z szóstego metra, kiedy rezerwowi Hawks zbliżyli się do Suns na zaledwie 9 punktów (94-85).  Frye w sumie rzucił 19 punktów, trafiając 8 z 16 rzutów z gry i zebrał 9 piłek.

Podopieczni Alvina Gentry’ego powinni to spotkanie rozstrzygnąć już zdecydowanie wcześniej, ale kilka razy na przestrzeni czterech kwart bezsensownie trwonili swoje przewagi. W drugiej ćwiartce było to już 16 punktów (43-27), kiedy bardzo dobry okres zanotowali rezerwowi Suns z Michaelem Redd’em (10 pkt,3-9 FG) i Sebastianem Telfairem (9 pkt, 3 zb, 3 ast) na czele. Jednak dobra zmiana Kirka Hinricha i skuteczność Joe Johnsona (17 pkt, 6-13 FG) pozwoliły zmniejszyć straty Hawks do tylko 4 oczek na 4 sekundy przed końcem pierwszej połowy. Wtedy jednak kolejny raz geniuszem błysnął Nash, który po rajdzie przez całe boisko, trafił buzzer-beatera na 55-48.

O ile jeszcze do połowy trzeciej kwarty gospodarze toczyli wyrównaną walkę, o tyle doskonałe kreowanie Nasha przyczyniło się do aż 20 punktowego prowadzenia Suns po 36 minutach gry. Rozgrywający gości trafiał po wejściach pod kosz, ale także doskonale asystował. Dwukrotnie po jego podaniach, Marcinowi Gortatowi pozostało tylko wrzucić piłkę do kosza. Polak nie miał jednak dobrego dnia. Zanotował 8 punktów i 9 zbiórek, ale przez dłuższy czas miał spore problemy z przebiciem się przez defensywę Zazy Pachulii, a później Ivana Johnsona.

Właśnie po takim oto dunku tego ostatniego, na tablicy pojawił się wspomniany już wyżej wynik 94-85 dla Suns w końcówce.

Ostatecznie jednak „Słońca” nie dały sobie wyszarpać wygranej. Suns wygrali zasłużenie, trafiając 51.9% rzutów z gry i zatrzymując Hawks na poziomie zaledwie 39.3%. Aż 29.7% akcji gospodarzy stanowiły zagrania spot-up, ale przy skuteczności 25% z dystansu, nie mogły one dać zwycięstwa.

Steve Nash zanotował 24 punkty (9-12 FG), 11 asyst i 4 zbiórki, a Hawks nie potrafili rozszyfrować tego, że tym razem to on kończy więcej akcji pick&roll.