Oskarowa rola Lakers w ostatniej kwarcie. Chris Paul nie pomógł Clippers

Los Angeles Lakers przełamali kompleks Clippers i wygrali z zespołem Vinny’ego Del Negro pierwszy mecz w tym sezonie. O wyniku przesądziła wygrana czwarta kwarta, w której „Jeziorowcy” zagrali bardzo dobrze w obronie, a wyróżniał się zwłaszcza Metta World Peace.

 

Drużyna Bilans I kwarta II kwarta III kwarta IV kwarta Wynik
Los Angeles Clippers 9-6 27 24 20 20 91
Los Angeles Lakers 11-8 25 24 19 28 96

Już niedługo w niedalekim od Staples Center Kodak Theater rozdane zostaną po raz kolejny Oscary. Jeśli mielibyśmy przyznać nagrody za czwartkowe derby Los Angeles, to na pewno wśród wyróżnionych znalazłoby się miejsce dla najlepszego aktora drugoplanowego, czyli Metty World Peace’a. O statuetkę dla najlepszego aktora biliby się: Andrew Bynum, Pau Gasol i Kobe Bryant, bo ciężko wyróżnić jednego z nich najbardziej. Nagroda za najlepsze efekty specjalne przypadłaby zapewne Blake’owi Griffinowi, ale tylko na pocieszenie, bo wiemy, że w koszykówce nie przyznaje się not za styl. To spotkanie pokazało, że w koszykówce wygrywa się charakterem i defensywą, i to właśnie pokazali Lakers tym razem, a szczególnie w czwartej kwarcie.

Przed meczem, medycy Clippers robili wszystko, aby postawić na nogi Chrisa Paula, który opuścił ostatnich kilka spotkań. CP3 wyszedł w pierwszej piątce, w połowie pierwszej kwarty miał już 5 asyst, a w sumie w 27 minut, rozdał ich 12. Trafił jednak tylko 2 z 8 rzutów z gry, a po jego grze widać było braki szybkościowe, przez co nie był w stanie mijać rywali, jak nas do tego wcześniej przyzwyczaił.

Clippers dobrze weszli w to spotkanie i po 11 punktach z rzędu Carona Butlera prowadzili11-4, a niebawem po trafieniu Chauncey’a Billupsa nawet 19-9. Gospodarze tego spotkania szybko jednak odpowiedzieli punktami Kobe Bryanta oraz rewelacyjnego w tym meczu debiutanta Andrew Goudelocka i zrobiło się po 23, a po 12 minutach 27-25 dla Clipps.

Goudelock doskonale rozpoczął swój pobyt na parkiecie. Trafił najpierw floatera, a niedługo później rzut za trzy. W sumie w całym meczu rzucił 14 punktów w 20 minut, trafił 5 z 8 rzutów z gry, i rozegrał najlepsze dotychczas spotkanie w króciutkiej karierze.

Przez kolejne dwie kwarty, gra toczyła się cały czas w okolicach wyniku remisowego, ale Lakers nie mogli jednak stanu meczu wyrównać i przegrywali przez cały ten czas 2-5 punktami. Nawet, kiedy na parkiecie pojawili się zawodzący w tym sezonie rezerwowi Clippers, wynik dalej był korzystny dla teoretycznych (oba zespoły graja w Staples Center) gości.

Skutecznie na deskach spisywali się Reggie Evans (17 minut, 7 zbiórek) i dość nieoczekiwanie Solomon Jones (16 minut, 7 zbiórek, 5 w ataku). Evans dodatkowo odgrywał rolę prowokatora i po jednym z kolejnych starć ze skrzydłowym Clippers, z parkietu wyleciał Josh McRoberts, który i tak nie wyróżnił się niczym szczególnym, ale znacznie ograniczył pole manewru Mike’a Browna.

Pierwszy raz od dawna, bardzo dobry mecz rozgrywał Pau Gasol który już do przerwy miał 17 punktów i 4 zbiórki, a w całym spotkaniu zgromadził 23 punkty, 10 zbiórek i 4 asysty. Hiszpan domagał się w ostatnich dniach większej roli w ofensywie zespołu z Los Angeles i przeciwko Clippers wyraźnie było widać, że był aktywniejszy niż poprzednio, a przy tym skuteczny.

Po trzech kwartach było 71-68 dla Clippers i wiadomym było, że to co najważniejsze, dopiero przed nami. Do 42 minuty wynik dalej oscylował w okolicach 2-4 punktów przewagi Clippers, ale mogliśmy się spodziewać, że Lakers niebawem przeprowadzą szturm na kosz swoich rywali. Ich nastawienie i pasja w defensywie była wielkim zaskoczeniem po wcześniejszych słabych meczach.

LAC nie zdobywali łatwych punktów w czwartej ćwiartce. Andrew Bynum i Pau Gasol doskonale ograniczyli poczynania DeAndre Jordana (11 pkt, 5 zb, 2 blk) i przede wszystkim Blake’a Griffina (26 pkt, 9 zb), który spudłował 4 z pierwszych 5 rzutów z gry w decydującej odsłonie.

Lakers uzyskali pierwsze prowadzenie od początkowych minut po trafieniu za trzy Kobe Bryanta (24 pkt, 7 zb, 6 ast, 7 str, 7-17 FG) na 6:24 do końca meczu. Najważniejsze wydarzenia miały jednak miejsce niespełna dwie minuty później. Griffin zebrał piłkę po swoim niecelnym rzucie i próbował ponowić akcję, kiedy na zegarze pozostawało jeszcze 4:35. Wtedy jednak piłkę wyrwał mu Metta World Peace, oddał ją do Dereka Fishera (11 pkt), który był faulowany przez Billupsa (9 pkt, 1-8 FG, 4 ast). Rzucający obrońca Clippers tak zaciekle komentował decyzję sędziów, że otrzymał od nich przewinienie techniczne. Bryant trafił jeden rzut wolny, a Fisher dołożył dwa trafienia z linii i zrobiło się 84-80 dla Lakers. W kolejnej akcji, Butler popełnił faul w ataku, stawiając ruchomą zasłonę na Fisherze, i tutaj zaczyna się wielka historia tego meczu.

Krytykowany ze wszystkich stron za swoje kompromitujące występy w tym sezonie Metta World Peace, postanowił udowodnić, że dalej jest pełnowartościowym zawodnikiem. Zrobił to w najlepszy możliwy sposób. Poza świetną defensywą na obwodzie, trafił za trzy (po wcześniejszych trzech pudłach), a hustle play, jakie zaprezentował chwile wcześniej Bryant, ratując piłkę – zaprezentowało charakter Lakers.

Clippers jeszcze gonili i po akcji 2+1 Jordana, na tablicy pojawił się wynik 89-87 dla LAL. Kolejne dwa posiadania, to jednak znowu popis Artesta Peace’a, który najpierw w podkoszowym tłoku doskonale obsłużył Bynuma (19 pkt,6 zb, 4 blk), a po chwili po własnym koszem zablokował próbę Chrisa Paula.

W ostatniej minucie, przy próbie rzutu za trzy, na aut wyszedł jeszcze Griffin, a Bynum zebrał piłkę po niecelnej próbie „Black Mamby” i ostatecznie rozstrzygnął losy meczu.

Oczywiście kibice Lakers nie mogą czuć się w pełni uspokojeni po tym spotkaniu. Clippers wygrali walkę na tablicach (42-36), a już zupełnie karygodne jest pozwolenie na 17 zbiórek Griffina i spółki na atakowanej desce. Szczęście „Jeziorowców” polegało na tym, że podkoszowi Clipps trafili tylko 4 z 15 ponawianych rzutów i zdobyli tylko 11 punktów drugiej szansy, przy 17 Lakers.

Kolejny minus to zbyt duża (16) liczba strat. Sam Bryant stracił 7 piłek, w tym kilka zupełnie bezsensownie, po podaniach wszerz boiska. Lakers trafiali dotychczas 44.9% rzutów z gry i zaledwie 25.6% za trzy (najgorszy wynik w lidze). Czy wyniki odpowiednio: 48.5% i 50% (8-16 3P ) są oznaką lepszych czasów, czy jednorazowym wyskokiem? Budujące dla kibiców LAL był na pewno charakter, który pokazali ich ulubieńcy i pot pozostawiony na parkiecie. Takich Lakers – walczących i twardych w defensywie – chce się oglądać i z wielką ciekawością będę przyglądał się tej drużynie w dalszej fazie sezonu.