Lakers przegrywają trzeci mecz z rzędu

Źle się dzieje w 'żółtym’ obozie Los Angeles. Lakers przegrali trzecie spotkanie z rzędu, po klęskach z Heat i Magic dziś ulegając Pacers. 33 punkty Kobe’go Bryanta nie wystarczyły, Black Mamba spudłował w końcówce rzut za trzy, który mógłby doprowadzić do remisu. Pacers pokonali Jeziorowców dokładnie tym, co LAL robią najgorzej – trafianiem trójek. Powtórzyła się więc sytuacja z piątku, gdy w Amway Center Orlando także rozstrzelało Lakers rzutami zza łuku.

98:96

To był moim zdaniem najlepszy mecz tego wieczoru. Raz, że na innych parkietach nie było jakichś nadzwyczajnych spektakli, ale w Staples Center naprawdę był 'crunch-time’. Ale zacznijmy od początku.

Lakers w ostatnim meczu przeciwko Orlando Magic przegrali przede wszystkim dlatego, że zaczęli tamto spotkanie w fatalnym stylu, pod koniec pierwszej kwarty przegrywając 8:22. Dziś Mike Brown i reszta Jeziorowców odrobiła zadanie domowe, bo drużyna z Los Angeles wystartowała dziś dużo lepiej, niż w poprzednim meczu. Pierwsza kwarta została przez nich całkowicie zdominowana, wygrali 27:14. Tylko co z tego, skoro przez następne 12 minut gospodarze roztrwonili prawie całą przewagę, Pacers trafili 9 z 10 trójek po tym, jak spudłowali pierwsze cztery i na przerwę między połowami schodząc z ledwie trzypunktową stratą. Defensywa Lakers wypadła w drugiej kwarcie znacznie gorzej, pozwalając Pacers na zdobycie aż 35 punktów, w tym 3 ostatnie punkty Davida Westa, które ten zdobył ostatnim rzutem w pierwszej połowy.

W trzeciej kwarcie nie było lepszej i gorszej drużyny. Sama odsłona była jedną z bardziej wyrównanych, a buzzer-beaterem ją kończącym jednopunktowe prowadzenie Lakers dał Kobe Bryant. Ten rzut dał jego kolegom impuls do ataku w czwartej kwarcie, którą Jeziorowcy zaczęli od zdobycia 6 punktów z rzędu. Pacers jednak po raz kolejny szybko ich dogonili.

Wynik oscylujący wokół remisu utrzymywał się do około dwóch minut przed końcem, gdy najpierw Matt Barnes po podaniu od Pau Gasola popędził na kosz kończąc wsadem, a potem Derek Fisher trafił za dwa po tym, jak Barnes 'powalił’ jego obrońcę. Darren Collison szybko wstał, ale nie zdążył do Fishera, który właśnie powiększał przewagę Lakers do trzech punktów (94:91, 1:57). Pacers od razu przystąpili do odrabiania tej straty – Roy Hibbert skończył hakiem, po czym w następnej akcji Collison zrewanżował się Fisherowi, uciekając mu i kończąc lay-upem nad Bryantem. Potem trafił dwa rzuty wolne dając Indianie trzypunktową przewagę na 9 sekund do końca. Wtedy właśnie Bryant mógł dać swojej drużynie remis, ale spudłował trójkę. To w zasadzie był koniec szans Lakers na zwycięstwo. Jeziorowcy w momencie, gdy Granger trafił jeden z dwóch rzutów wolnych, musieli pogodzić się z porażką. Trzecią z rzędu.

Nie ma wątpliwości, że Los Angeles Lakers przeżywają kryzys. Dziś jednak, w przeciwieństwie do meczów z Heat i Magic, gdzie Fioletowo-żółci zostali zdeklasowani, pojawiła się realna szansa na wygraną. Jeziorowcy ulegli Pacers na własne życzenie, w crunch-time woda z Jeziora zupełnie wyschła. Od trafienia Fishera do niemającego już żadnego znaczenia kosza Gasola (na 0.3 przed końcem, gdy Lakers przegrywali 4 punktami) gospodarze nie trafili nic. A próbowali po kolei: Gasol, Barnes (czysta pozycja za trzy), Fisher i Bryant. Boli szczególnie ostatnie pudło należące do KB24, który zwykł już wygrywać dla swojego zespołu mecze i dziś miał kolejną okazję, by to uczynić, bądź chociaż przedłużyć mecz o dodatkowe 5 minut. Tak się nie stało i Lakers trwają w kryzysie.

Co Lakers muszą poprawić? Tu pole do popisu ma Mitch Kupchak – lider zespołu Bryant gra bardzo dobrze (dziś 33 pkt, 8 zb, 4 ast), ale oddaje kolejne rzuty (14-30 FG), bo nie ma do kogo podać. Pau Gasol (8 pkt, 8 zb, 10 ast!, 4-12 FG) i Andrew Bynum (16 pkt, 8 zb) są bardzo dobrymi graczami pod koszem, ale to też nie o to chodzi. Brakuje dobrych role-players, Metta World Peace (11 pkt) dziś zagrał akurat dobrze, ale jest tak nieregularny, że nie wiadomo, kiedy następnym razem przekroczy magiczny próg 10 punktów. Matt Barnes (14 pkt, 5 zb) także przeplata dobre mecze z tymi gorszymi. Derek Fisher (4 pkt) ostatnio przeciwko Orlando zagrał jeden z lepszych meczów w sezonie, ale dziś znów powrócił do tego, co prezentuje zwykle. Brakuje przede wszystkim dobrych, regularnych strzelców, Lakers są najgorzej rzucającym trójki zespołem w lidze, dając jednocześnie swoim lepiej rzucającym rywalom rozkręcić się za linią obwodu. Dziś Pacers trafili 10 z 18 trójek! Lakers? 2 z 9. Jeśli Jeziorowcy nie poprawią tego elementu gry, a także rzucania z linii (dziś 22-33 FT, Dwight Howard rzeczywiście tam pasuje), przeciwnicy będą wygrywać nawet popełniając więcej strat – tak jak dziś Indiana Pacers (15 TO, LAL 8).

Pacers nie mieli tak jak Lakers jednej gwiazdy, ale za to stanowili dobry kolektyw, któremu przewodził Roy Hibbert (18 pkt, 8 zb, 9-13 FG), któremu nie przeszkodziło nawet złamanie nosa w pierwszej kwarcie. Do środkowego Indiany dołączyli David West (15 pkt, 9 zb), Danny Granger (16 pkt, 4-14 FG, 5 zb), Paul George (13 pkt) i Darren Collison (12 pkt, 7 ast), z ławki 20 punktów zdobyli w sumie George Hill i Dahntay Jones – o jeden punkt mniej, niż wszyscy rezerwowi rywali. Tyler Hansbrough spudłował wszystkie 5 rzutów, ale zebrał za to 7 piłek, pomagając swojej drużynie wygrać walkę na tablicach (50-43 mimo 18 zbiórek w ataku LAL)