Bohater i antybohater tygodnia 2011/2012 (2)

Witam!

Co najbardziej lubicie, a czego nie lubicie w całym tym świecie spod znaku NBA. Podejrzewam, że szczególnie na pierwszą część pytania moglibyście tutaj całe księgi wypisywać. Ja przyznam szczerze, że jedną z rzeczy, które uwielbiam jest to, gdy zawodnik trafia kluczowe rzuty równo z syreną końcową. Dzięki takim akcjom pokazuje swój charakter i wielkie umiejętności. A czego nie lubię? NBA wiąże się ze sporymi pieniędzmi i innymi ciekawymi dodatkami. To jednak u niektórych zawodników może spowodować niezły mętlik w głowie. Nie lubię, gdy gracze robią z siebie wielkie gwiazdy mimo, że daleko im do takiego statusu. W dzisiejszych „Bohaterach i antybohaterach tygodnia” skupiłem się właśnie na tych dwóch kwestiach.

BOHATER TYGODNIA:

Chris Bosh – od kiedy w Miami Heat pojawiła się „wielka trójka” to było wiadomo, że ten zespół jest stworzony do wygrywania. W obecnym sezonie „Żar” jest naprawdę gorący i wręcz roztapia kolejnych rywali. Czołowymi zawodnikami tej drużyny są oczywiście Dwyane Wade i LeBron James. Tym trzecim jest Chris Bosh, który zbiera najwięcej krytyki z całego tego trójkąta. W meczu z Hawks czołowa dwójka jednak nie zagrała i to właśnie Bosh wziął cały ciężar na swoje barki. Zdobył 33 punkty i zebrał 15 piłek, ale nie to było najważniejsze. Niemal równo z syreną kończącą czwartą kwartę Bosh trafił za trzy doprowadzając do remisu. Ostatecznie do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były trzy dogrywki, ale to właśnie Miami okazało się tym zespołem lepszym.

 

 

 

 

ANTYBOHATER:

DeMarcus Cousins – ten młody chłopak na pewno ma duży potencjał. Nie może jednak tamować swojej kariery burzą, która panuje w jego głowie. Niedawno nie było mu po drodze z trenerem Paulem Westphalem i chciał nawet transferu. Przez swoją głupotę został nawet odsunięty od meczu z New Orleans Hornets. Ostatecznie coach Westphal został zwolniony z Sacramento Kings. Nie przez konflikt z Cousinsem, ale przez słabe wyniki zespołu. Nie zmienia to jednak tego, że ten drugoroczniak strasznie przesadza. To bardzo niesforny zawodnik. Trzeba znać swoje miejsce i nie można z siebie robić na siłe gwiazdy.