Amway Center nadal niezdobyte

New Jersey Nets to druga drużyna po houstońskich Rakietach, która przyjechała do Orlando na mecz z rezydującymi tam Magikami. Siatki, podobnie jak trzy dni wcześniej Rockets, wyjechały jednak z Florydy pokonane, bowiem Magic zagrali naprawdę bardzo dobry mecz przy jednocześnie bardzo słabym występie gości. Do drugiej wygranej w tym sezonie gospodarzy poprowadzili dwaj podkoszowi – Ryan Anderson i Dwight Howard, który niepodzielnie rządził dziś na tablicach. Poza nimi nadspodziewanie skutecznie rzucali Jason Richardson i Hedo Turkoglu, zaś z ławki rezerwowych nadal najlepszym graczem jest JJ Redick, bo Glen Davis nie może się zaaklimatyzować w nowym klubie.

New Jersey Nets (1-2) 78:94 Orlando Magic (2-1)

(16:28, 28:22, 18:25, 16:19)

Przebieg spotkania

Pierwsza kwarta to dominacja Magików, to, jak wyglądała wówczas sytuacja na parkiecie, dobrze obrazuje ten 'trzeciorzędny’ blok Dwighta Howarda. Po drugiej stronie parkietu Jason Richardson wyglądał jak Jason Richardson 8 lat wcześniej, kończąc dwa alley-oop’y w tym ten. To właśnie rozpoczynająca mecz odsłona była dla J-Richa najlepsza, bo zdobył w niej 12 z wszystkich 16 punktów. Również zastępujący go JJ Redick spisał się bardzo dobrze, rozpoczynając lub kończąc kontrataki trójkami z rogu. Pierwsze 12 minut zakończyło się wynikiem 28:16, ale równie dobrze przewaga Orlando mogłaby wynosić kilka punktów więcej, bo Nets grali rzeczywiście bardzo źle.

Początek drugiej kwarty to kontynuacja dzieła niszczenia New Jersey, maksymalna przewaga, jaką gospodarzom udało się osiągnąć, miała 20-punktowe rozmiary (po trójce Duhona, 42:22, 6:17), ale do przerwy różnica ta stopniała o ponad połowę! Show najlepszego dziś gracza gości – debiutanta MarShona Brooksa doprowadziło do tego, że przed przerwą między połowami Magicy mieli już tylko sześć punktów więcej od swoich rywali. Inna sprawa, że ta kwarta była bardzo słaba w wykonaniu graczy Orlando, którzy po obiecującej pierwszej kwarcie wrócili do stylu, jaki prezentują zazwyczaj – straty, pudła z gry i z linii. Do katastrofalnej skuteczności zwycięzców wrócimy potem.

Tylko na początku trzeciej kwarty, gdy duet Okur-Deron doprowadził do tylko trzypunktowej straty, Nets przysporzyli Magikom problemów. Potem sytuacja wyglądała podobnie jak w pierwszej odsłonie – Nets pudłują, Howard zbiera, inny Magik rzuca i trafia. I tak z 3-punktowej przewagi zrobiła się 15-punktowa zaliczka, która ustanowiona tuż przed końcem odsłony mogła uspokoić kibiców Magic – tym bardziej, że Nets nie wyglądali na drużynę, która może pokusić się o come-back w czwartej kwarcie. Nie z tak słabym liderem, ale o tym również później.

A jednak start ostatniej odsłony w wykonaniu Siatek dał im jeszcze nadzieję, bo w pierwsze cztery jej minuty zdobyli oni sześć punktów z rzędu, ale im bliżej było do końca meczu, tym większa była różnica między poziomem gry Magic i Nets. Na korzyść gospodarzy oczywiście. Gdy na 2:26 do końca spotkania Orlando prowadziło 92:74, pewne było, że podopieczni Stana van Gundy’ego wywalczą drugą wygraną w tym sezonie. Ostateczny wynik meczu to 94:78, wiadomo dla kogo.

Najlepsi gracze

Spójrzcie na tytuł tej rubryki, a będziecie wiedzieli, czemu spośród zawodników Nets wymieniam tylko MarShona Brooksa (17 pkt, +8). Dobrze, niech debiutant nie będzie sam, dodam do tego grona jeszcze Krisa Humphriesa, który pomimo dominacji Howarda na deskach był bliski double-double i nie zabrakło mu do tego zbiórek, lecz jednego punktu (9 pkt, 10 zb). Deron Williams? Zły adres.

Orlando Magic zagrało tak, jak za swoich najlepszych czasów w ostatnich latach. Dwight Howard z potężnym double-double (16/24/3/3/3, 7-9 FG) salutuje do publiczności, Hedo Turkoglu znów jest dobrym 'point-forwardem’ (11 pkt, 7 ast, 6 zb), Jason Richardson ma kilka lat mniej (16 pkt, 6-14 FG, ale za to jaka pierwsza kwarta!), JJ Redick (15 pkt) i Ryan Anderson (22 pkt) wprowadzają na parkiet trochę młodości. Tylko Glen Davis jakiś taki nieswój.

Kilka słów od autora

Big Baby zdobył dziś tylko 5 punktów z 8 rzutów, za często próbując z dalekiego półdystansu. Nie wiem, czy mający zamiłowanie do PF’ów na obwodzie SvG kazał mu grać na 5-6 metrze, ale według mnie lepszym posunięciem byłoby przesunięcie Uno Uno bliżej kosza. A to van Gundy się na tym zna, nie ingeruję w jego decyzje. Chcę tylko zwycięstw, ale kto prócz tankujących nie chce?

Deron Williams chce Dwighta Howarda u swojego boku. Pytanie, czy Dwight Howard chce Derona – 2 z 12 trafionych rzutów, 7 asyst, ale 6 strat to nie za dobra reklama. Tym bardziej, że poza Deronem Nets nie mają żadnych magnesów będących w stanie ściągnąć przecież najlepszego środkowego w NBA do Newark.

Ten sam Dwight Howard ma też jedną wadę – rzuty wolne. W tym spotkaniu trafił tylko 2 z 9, co znacząco wpłynęło na drużynowy procent trafianych dziś osobistych – tylko 52% (13-25). Orlando to druga najgorzej wykonująca rzuty wolne drużyna (po Kings), dzieje się tak przede wszystkim dzięki Clarkowi Kentowi (bo Superman na pewno trafiałby lepiej), który oddaje takich rzutów najwięcej, bo raz, że pod koszem łatwiej wymusić faul, a dwa, że przeciwnicy wiedzą, jak słabo wykonuje próby z linii.

Ciekawostki

– 24 zbiórki Howarda to wynik o dwie 'deski’ mniejszy od career-high

– Dla sędziującego to spotkanie Dicka Bavetty było to 2500. spotkanie z rzędu

– Sundiata Gaines zanotował pierwszy start w karierze