Denver 104:101 Orlando, czyli „To nie Prima Aprilis!”

Nie wiem, jakie miny mieli fani Orlando zgromadzeni w Amway Center, gdy na parkiecie wśród graczy swojego ulubionego zespołu nie zobaczyli jego gwiazdy, Dwighta Howarda, ale część na pewno powiązała jego nieobecność z dniem 1 kwietnia (April Fools!). Niesłusznie. To nie był żart z okazji Prima Aprilis, a ból pleców, który wyłączył dziś Supermana z gry.

To dość dziwne, bo biorąc pod uwagę „kruchość” najlepszych środkowych w tej lidze (Bogut, Horford, dziś Bynum), wartość Howarda była jeszcze wyższa właśnie ze względu na żelazne zdrowie. DH12 opuścił dziś pierwsze spotkanie w tym sezonie (i dopiero ósme w ciągu ośmioletniej kariery nie licząc zawieszeń), zostawiając Magic z Glenem Davisem (18 pkt, 16 zb – career-high) i Ryanem Andersonem (20 pkt, 9 zb, kontuzja – o niej później) pod koszem. Obaj stanęli na wysokości zadania, podobnie jak Jameer Nelson, który po raz kolejny spisał się świetnie (27 pkt, 11-21 FG), jednak Nuggets byli dziś lepsi.

Przede wszystkim goście z Denver przełamali defensywę swoich rywali, trafiając aż 55,6% swoich rzutów, co okazało się kluczem do wygranej. Duet guardów, który wygrał im ten mecz – Ty Lawson (25 pkt, 9 ast, 5 zb, 10-16 FG) i Arron Afflalo (22 pkt, 8-14 FG) – razem zdobył aż 47 punktów na skuteczności 60%. Swoje dołożyli także rezerwowi – Al Harrington miał 18 punktów, a Andre Miller 15. Dzięki nim rezerwowi z Orlando wyglądali na ich tle jeszcze słabiej, Stan van Gundy mimo absencji Dwighta zdecydował się grać tylko ośmioma graczami, a najlepszym rezerwowym był oczywiście JJ Redick (15 pkt).

Mimo tych wszystkich przewag Nuggets o ich wygranej zadecydowała ostatnia akcja.. Orlando, która niestety nie mogła zostać przeprowadzona dobrze, gdyż do końca meczu pozostało 3.3 sekundy, a wyprowadzali piłkę spod własnego kosza z powodu braku time-outów. Rzut Jasona Richardsona nie miał wielkich szans na powodzenie – tym bardziej, że sam wykonawca ostatnio nie gra najlepiej. Po wyleczeniu kontuzji kostki J-Rich rozegrał 9 spotkań, ale trafił w nich w sumie tylko 33% rzutów (21% 3pt). Dziś kontynuował złą passę (6 pkt, 3-12 FG, 0-6 3pt). Nie doszukiwałbym się jednak większych związków z ostatnim rzutem tego meczu, bo nie była to najbardziej dogodna pozycja. Richardson musiał rzucać jedną ręką, gdyż skutecznie przeszkadzali mu Miller z Lawsonem.

Mecz rozstrzygnął się chwilę wcześniej i to mimo tego, że na 1:47 do końca spotkania Nuggets prowadzili 99:90. Od tamtej pory Magic przypuścili krótki, ale skuteczny come-back i na 45 sekund do końca przegrywali już tylko dwoma punktami. Wtedy jednak Ty Lawson pogrzebał szanse Orlando, najpierw (dosłownie – nie wiadomo, czy zagra z Detroit) skręcił kostkę Andersonowi swoim dryblingiem, po czym trafił z półdystansu. Nelson próbował utrzymać swój zespół w grze, ale zabrakło czasu.

Ciekawostki:

  • Nuggets wygrali w Orlando dopiero drugi raz w ostatnich 20 latach.
  • 56% skuteczności z gry to najlepszy wynik rywali Magic w tym sezonie.
  • Odkąd SvG jest trenerem Magic, ci mieli tylko 10 meczów, w których pozwolili przeciwnikom na trafienie min. 55% rzutów. Wszystkie te mecze przegrali.