Sen o Rip City czyli zapowiedź sezonu w Portland.

Autor: Maciej Łoziak

Nie chce się powtarzać, ale inaczej nie ma jak zacząć. Za nami koniec lockoutu, a za kilka dni nowy sezon rusza już na dobre. Obecnie mamy czas, gdzie drużyny mogą zagrać mecze przedsezonowe, w których możemy dopatrzyć się szerokiej rotacji, dużej ilości opcji w ataku, testowania nowych zawodników i tak w nieskończoność. Za nami okres ciężkich negocjacji m.in. batalii o CP3, a także tych mniejszych wymian np. Lamar Odom za pick. Można wymienić wygranych i przegranych wśród zawodników, drużyn, właścicieli itd. Nie zabiorę sobie cennego czasu na wymienienie opcji w każdej z tych kategorii, ale skupie się na jednym ważnym zawodniku, a raczej dwóch, którzy naprawdę mogli namieszać, a ich decyzje mogły zaskoczyć niejednego.


W ramach początku powiem, że Trail Blazers nie są w takiej sytuacji jak Lakers. Nowy trener, Kobe rozwodzący się, Metta World Peace robiący z siebie kabaret, Odom oddany za „darmo”, prawdopodobna utrata fotela lidera w Los Angeles. Czego chcieć więcej? Jeziorowcy na pewno nie zaliczą tego okresu preseason do udanego, szczególnie, gdy obok nosa przeszła im możliwość pozyskania najlepszego rozgrywającego ligi – Chrisa Paula. Dokładniej Dan Gilbert na czele z Davidem Sternem znacznie przyczynili się do takiego obrotu spraw i Lakers mogą mieć teraz gorąco nie tylko na trybunach, ale i w kilku innych miejscach.

Jamal Crawford, który był jednym z najlepszych wolnych agentów w tym roku. Ostatecznie jego decyzją było podpisanie kontraktu z Trail Blazers. Przekonującym faktem dla niego mogło być odejście na emeryturę najlepszego zawodnika ostatnich lat tej drużyny – Brandona Roya. Zaskakująca, a jednocześnie przewidywalna decyzja, przeszła przez środowiska związane z NBA jak huragan. Aż szkoda, że jego decyzja została w pewnym sensie przyćmiona przez wszystkie ploty i szumy związane z CP3 dramą.

Odszedł człowiek, który jednym krokiem pokonywał rywali, zdobywał multum punktów, prowadził Trail Blazers od zwycięstwa do zwycięstwa; który potrafił wykorzystać do ostatniej kropli możliwości Grega Odena pod koszem, gdy ten był jeszcze zdrowy (kiedyś był?). Odejścia na sportową emeryturę mają niekiedy kontynuację w postaci pracy w świecie sportowym, jako komentator itd. Brandon Roy odszedł ze względu na stan jego kolan. W tamtym sezonie lekarze dawali mu maksymalnie (jeszcze) dwa lata gry. Niestety ten postanowił nie czekać.

Zakończył się pewien rozdział w historii Blazers i miasta Portland. Jednak z każdym zakończonym etapem, zaczyna się kolejny. Tym razem na ratunek przychodzi Jamal Crawford, wolny agent, podpisany dosyć niedawno przez tą drużynę. Według mnie, jest to lekki szok, ponieważ miał oferty z dużo lepiej ulokowanych w standingach drużyn z lepszą przyszłością i teraźniejszością(?). Trail Blazers mogli zakontraktować Crawforda tylko dzięki amnestii użytej na kontrakcie właśnie Brandona Roya. Amnestia jest to przepis pozwalający zwolnić jednego zawodnika, a jego kontrakt zostanie całkowicie wymazany z salary cap.

Co Crawford wniesie do Blazers? Wiadomo, że Brandon Roy był typem lidera w Portland i nie ma zawodnika, który mógłby go zastąpić w tej drużynie. Miał własny styl gry, z dobrym pierwszym krokiem i świetnym rzutem z wyskoku. Crawford może dać drużynie bardzo cenne i pokaźne ilości punktów, a le czy jest w stanie stać się liderem zespołu, który dopiero, co takiego stracił na dobre? Crawford ostatnie kilka sezonu, w Atlancie, spędził wychodząc z ławki, gdzie potrafił grać naprawdę dobre minuty, a czasem zaważyć o wyniku spotkania. Zagwarantowało mu to nagrodę Sixth Man of The Year, czyli nagrodę dla najlepszego rezerwowego. Jednak czy potrafi on być pierwszą opcją dla drużyny? Wydaje mi się, że nie, ale ciężar prowadzenia drużyny nie powinien być z niego zrzucony. Przede wszystkim jest LaMarcus Aldridge, świetny podkoszowy, który pokazał w poprzednim sezonie, że nawet bez Roya potrafi grać świetne mecze, a także prowadzić swoją drużynę przez zwycięstwa.

Więc kim tak naprawdę jest Jamal Crawford dla Blazers? Jest kolejnym elementem w układance, w której nie ma jednego wielkiego ośrodka, który jest mózgiem drużyny. Crawford ma być zawodnikiem, który chociaż w pewnym stopniu zastąpi Brandona Roya. Przede wszystkim w grze jeden na jeden, w której Crawford naprawdę świetnie się czuje i zawsze potrafi znaleźć drogę do rzutu. Ma być zawodnikiem, który zapewni dobrą grę w crunch time dla Portland, gdy będą tego potrzebowali. Jego obowiązki zwiększą się w porównaniu do tego co miało miejsce w Hawks. Jego etap najlepszego rezerwowego skończył się wraz z końcem jego kontraktu. Blazers nie mają już w swoich szeregach Brandona Roya i Rudy’ego Fernandeza. Nie mają już swojego lidera i efektownego slashera.

Gdzie Trail Blazers będą za kilka lat? Crawford ma już swoje lata i nie jest już zawodnikiem, który znacząco poprawi swoje umiejętności – z tym musi liczyć się ta drużyna. Nie jest to już gracz, który da Portland coraz to lepsze sezony, wręcz przeciwnie, jego mobilność, szybkość i możliwość „eksplozji” będzie malała wraz z liczbą dni do kolejnych urodzin. Ich punktem centralnym na przyszłości musi zostać LaMarcus Aldridge, utalentowany, młody zawodnik, który jest kolejnym graczem podkoszowym, którzy poprawili swoje umiejętności i zostali zauważeni z tego powodu w tamtym sezonie.

Crawford miał szeroki wachlarz drużyn do wyboru w to lato. Wybrał jednak podróż do Rip City, gdzie będzie mógł spełniać pokładane w nim nadzieje. Nie będzie to jednak „center piece” tej drużyny, ale Blazers ciągle tworzą mocną i zbitą ekipę, podobną do Grizzlies gdzie na każdej pozycji jest zawodnik siejący monstrualne zagrożenie. Trail Blazers powinni zainwestować w ubezpieczenie na przyszłość. Bo obecny skład nie daje im wielkich szans na jakiś większy sukces, gdy najważniejsi odejdą.

Niech sen Crawforda w Portland trwa. Nam pozostaje mieć nadzieję, żeby Portland Trail Blazers nie obudzili się z ręką w nocniku…