Sezon regularny z padem w dłoni (4)

IT’S GAMETIME.

Fajnie, że spodobał się pomysł Fantasy Draftu, niedługo coś w związku z tym powinno ruszyć. Póki co, wracamy do naszych wirtualnych rozgrywek. Dziś czwarty dzień i 9 spotkań. Zapraszam.

Milwaukee Bucks (1-1) – Charlotte Bobcats (2-0) 89:94

Typowy mecz średniaków Wschodu – defensywna nuda. Ale kilka naprawdę fajnych stat-line’ów: Jamal Crawford w debiucie w Bucks zdobył 22 punkty, double-double (15/12) dołożył Bogut, a także Drew Gooden (10/11). Z kolei wśród zwycięskich dziś Bobcats ciekawie zaprezentowała się para debiutantów: Biyombo (8/9) i Kemba Walker (6/10ast). No i Joel Przybilla, który ślizga się pod prysznicem jest całkiem dobrym role-playerem pod kosz. Dzisiaj w 13 minut zebrał 10 piłek.

Minnesota Timberwolves (1-1) – Philadelphia 76ers (1-1) 121:103

Sixers dość bezbarwnie, pomimo dobrych Younga (21), Iggy’ego (15) i dwójki debiutantów – Vucevica (14/9) i L. Allena (10). W tym meczu trzeba było rzucić po prostu więcej punktów, a nie stracić mniej, co szybciej odkryli Wolves. Ale też swoje zrobił dzień konia Michaela Beasley’a (39/11, 12-17 FG) i lepszy od innych dzień A. Randolpha (20/11).

 Indiana Pacers (0-2) – Oklahoma City Thunder (2-1) 70:94

Durant wykręcił takie same numerki jak B-Easy (39/11), ale KD już nas do tego przyzwyczaił. Tym bardziej, że na parkiecie w Oklahomie był jedyną wyróżniającą się postacią. 33% z gry Pacers i tylko 70 punktów. 4 bloki Kendricka Perkinsa.

Los Angeles Lakers (2-1) – Phoenix Suns (0-2) 104:95

Jak w ostatnim meczu kilka Słońc zajaśniało jaśniej, tak dzisiaj tylko Vince Carter (19 pkt) dostarczył przyzwoitą liczbę punktów. Steve Nash (14/5) się nie liczy, jego nie krył Kobe Bryant (33) tylko Derek Fisher. Gortat miał 7 punktów i 9 zbiórek – całkiem dobre statystyki w starciu z front-courtem Bynum (14/8) – Gasol (10/10).

Toronto Raptors (0-2) – Cleveland Cavaliers (1-1) 103:105

Pojedynek gigantów. A, przepraszam, zapomniałem, LeBron James i Chris Bosh grają w Miami. W każdym razie w Quicken Loans Arena kibice obejrzeli dobry mecz, z którego znów przegrani wyszli „kierowani” przeze mnie Raptors. Na czele Kawalerii stanęli doświadczeni przywódcy: hetman Antawn Jamison (20 pkt) i książę Baron Davis (19/7). Raptors zaś mają dwóch dobrych środkowych, ale mogą grać na dwie wieże i tak też robią. Bargnani (22, 9-13 FG) jest takim Dirkiem Nowitzkim (o którym za chwilę), zaś Jonas Valanciunas (19/16) gra typową piątkę. Europejski tercet dopełnia Jose Calderon (10/12 ast), poor man’s Rondo. Ładnie to wszystko wygląda, ale zwycięstw nie ma. A jak nie z Cavs to z kim?

Dallas Mavericks (2-0) – San Antonio Spurs (0-2) 104:91..

..czyli kto jest najlepszy w Teksasie i dlaczego Mavericks. Odpowiedź jest prosta – bo w Dallas jest lider. Dirk Nowitzki (25/8/5/3/4) zmienił się dzisiaj w niemieckiego Josha Smitha, tymczasem Tim Duncan (17 pkt) przygasł. Shawn Marion (24/6) dobrze match-upuje się z DeJuanem Blairem (13/7), zaś Jason Terry (20 pkt) i Jason Kidd (8/11) wygrywają póki co pojedynki z Ginobilim (18) i Parkerem (17). Zresztą, to Mavs mieli Dirka.

PS. Brendan Haywood zebrał 12 piłek.

Sacramento Kings (1-1) – Golden State Warriors (1-1) 104:96

Ten mecz był tylko tłem dla wielkiego starcia czwórek w obu teamach: JJ’a Hicksona (19/15) i Davida Lee (20/12). Trudno powiedzieć, kto wygrał ten pojedynek, ale łatwiej stwierdzić, kto wygrał mecz, a o to w tym sporcie chodzi. Jimmer Fredette to materiał na bardzo dobrego sixth-mana (13 pkt w 14 minut), ale ten chłopak chce zostać gwiazdą tej ligi. Niestety, w Sacramento jest duży tłok na pozycjach 1-2, a szkoda.

Portland Trail Blazers (1-1) – Los Angeles Clippers (0-2) 94:85

Patrząc na box-score, trudno powiedzieć, dlaczego Clippers pomimo świetnego Chrisa Kamana (21/11), Erica Gordona (20) i Blake’a Griffina (11/12) przegrali z Blazers. Ale gdyby się przyjrzeć, to Batum rzucił 16 punktów, Wallace zrobił double-double (11/12), Aldridge i Oden zdobyli razem 25 punktów i zebrali 15 piłek (tyle to Oden powinien robić w jedną noc, ale kontuzje..), także Clippers mimo swojej własnej Wielkiej Trójki nie mogli przeciwstawić się kolektywowi Blazers – koszykówka to sport zespołowy – im więcej graczy gra dobrze, tym większe szanse na wygraną. Przynajmniej tak powinno być.

Boston Celtics (1-1) – Atlanta Hawks (2-0) 105:109

Mimo, że to Hawks wygrali, to więcej ciekawych stat-line’ów mieli Celtics, na czele z triple-double Rajona Rondo (12/10/10) i 21 punktami Greena (btw. najlepsze nazwisko dla gracza Celtics). Hawks mogą pochwalić się tylko JJ’em (24/9ast) i Joshem Powellem (14 min, 12 pkt). No, ale kto wygrał? No kto?

OGŁOSZENIA:

brak ogłoszeń

Komentarze do wpisu: “Sezon regularny z padem w dłoni (4)

Comments are closed.