Is it really that funny, Mr. Artest?

Wtorek. Dzień kluczowych rozmów pomiędzy właścicielami a zawodnikami NBA. Od nich zależało, czy sezon zostanie rozegrany w pełni. Nie śledzę losów Rona Artesta. Jestem jego fanem na boisku, lubię takich kontrowersyjnych rozrabiaków. Mało ich obecnie, dlatego kiedy prężył muskuły w San Antonio myślałem po drugiej stronie Oceanu – „Fajnie, że ktoś taki gra w NBA”.

To nie jest diss, bo nie dissuję graczy, których lubię oglądać (na boisku – to ważne zaznaczenie). Tym samym nie wiem gdzie jest teraz, ani tym bardziej co robił we wtorek. Ostatnie co wiem, to jego nieudany występ w Dancing with the Stars. Jankeska wersja naszego Janusza Józefowicz (chłopina wyrósł ostatnio na najsurowszego jurora, przebija Piotra Galińskiego nawet!) nie był mu przychylny i Metta World Peace odpadł już po pierwszym odcinku. To wszystko co wiem.

Widocznie zawodnikowi Los Angeles Lakers zabrakło trochę publicity, kamer, może ostrych, telewizyjnych świateł. Chciał się przypomnieć, tylko komu? Wziął więc do ręki komórkę, tablet, iPhone’a (R.I.P. Steve Jobs!) czy cokolwiek innego i zatwittował: „Lockout skończony”. I wiesz co, Ron? Mnie to nie bawi.

Nie uważam się za ponuraka, ani za gościa bez poczucia humoru. Nie mnie to oceniać, ale widzę to raczej odwrotnie, czasami przesadzam z poziomem żartów, śmieszą mnie też rzeczy infantylne. To jakoś nie bardzo.

I już nie chodzi tu o łamanie czy tworzenie nadziei. Mettę (?) śledzi 161 tys. ludzi. Nie wiem, po jakim czasie usunął on ten wpis, ale w tym okresie przeczytało to pewnie z 20 tys. z nich. Nie wiem, ilu uwierzyło („On na pewno ma kontakty od Dereka Fishera, może coś wie? Fajnie, odłożę sobie trochę kasy na bilet na inaugurację!”). Możemy tylko dociekać, jaka część osób poszła tym tokiem myślenia. Ok, zdarza się. Każdemu może przytrafić się żart-klops, każdy z nas palnął kiedyś nieśmieszny tekst, zrobił jakieś faux pas i zna to uczucie rozczarowania/konsternacji na twarzach otaczającego z nas grona. Wtedy chowamy głowę w piasek, milkniemy, a kiedy to było nie w porządku – przepraszamy. Ale World Peace bawił się dalej.

„Powinniście się więcej śmiać. Zluzujcie poślady (…)”. Potem jeszcze kilka hiphopowych komunałów o tym, że powinniśmy się śmiać z siebie i coś o dystansie. Serio, Ron?

Koszykarz pewnie dobrze się bawi. Jak mówiłem – nie śledzę jego losów. Nie wiem gdzie teraz jest – na lunchu z supermodelką, buja się w hamaku na Hawajach czy w najgorszym wypadku odpoczywa w jakiejś wypasionej chawirze w Kalifornii. Ma na koncie 8, no może 9 cyferek. Ja mam trochę mniej. Wy pewnie też. Podobnie, jak Mr. Wayne Danielson, samotny ojciec, który na co dzień obsługuje halę Target Center w Minneapolis. Wiecie, to takie typowe miasto z północy Stanów Zjednoczonych, w którym jest raczej zimno i nie ma co robić. W czasach gospodarczej recesji i czerwonych wskaźników makroekonomicznych w USA nie ma tam przesadnie wielkich perspektyw dla 50-letnich mężczyzn bez college’u, którzy całe życie spędzili jako konserwatorzy wielgaśnego budynku. Wayne podążał jednak za nowinkami technologicznymi. Za roczną pensję kupił sobie takiego samego iPhone’a, jakiego ma Artest, żeby śledzić jego i innych atletów na Twitterze, będąc w drodze do pracy. Bo kocha tę ligę i ta praca sprawiała mu przyjemność.

Nie chciałbym czuć się tak jak on po tym, jak World Peace usunął Twitta, a Wayne już przekazał synowi, który wybiera się właśnie na studia do Maryland, że będzie nadal miał pracę i opłaci mu pierwszy rok studiów.

Jak myślicie, zaśmiał się?

Nie wiem, czy istnieje ktoś taki, jak Wayne Danielson. Pewnie nie ma nawet takiej osoby w stanie Minnesota. Ale ludzi, którym zależy na tej lidze (fani) i którzy są od niej zależni (personel hal, dziennikarze sportowi, tegoroczni debiutanci, na których konta nie spłynie ani cent i gro innych) żyją na tym samym świecie, co World i co więcej (!) – pewna część z nich może nie być takimi żartownisiami jak ja czy Artest i może nie do końca załapało głębię tego swoistego dowcipu. Na World jest wielu melancholików, których codziennie niepokoi to, co widzą w telewizji. A jeżeli ich praca, ich everyday bread zależy od tego, czy kolektyw graczy zrezygnuje z tych 2% z kilku miliardów zysku BRI czy nie, mogło ich to nie rozśmieszyć. I nie widzę powodu, dla którego mieliby „nie spinać poślad”. Oni nie mają wytwórni płytowej (Tru Warier), eleganckiej mansion w luksusowej dzielnicy L.A. czy czarnego Escalade’a. Od tego, czy założysz w grudniu purpurową koszulkę i wraz ze swoim kumplem Derekiem wybiegniecie na boisko w Target Center czy tam Amway Center może zależeć, czy zapłacą czynsz czy kupią dziewczynie coś więcej niż bukiet kwiatów na Święta. Mogli się spiąć.

Także, no offense. To nie był diss. Lubię tego koszykarza.

Myślałem tylko, że ktoś, kto zmienia imię i nazwisko na tak szlachetny slogan jak METTA WORLD PEACE (wiecie, pokój na świecie, koniec konfliktu w Palestynie, koniec umierających z głodu dzieci, uratowanie bankrutującej Grecji, odbudowa Port-Au-Prince, L’Aquili, Nowego Orleanu i zalanych przez tsunami japońskich prowincji) będzie miał po nieudanym dowcipie („KONIEC LOCKOUTU!”) do powiedzenia coś odrobinę ciekawszego, bardziej budującego, bardziej patetycznego niż „nie spinajcie poślad”. Myślałem, że zrozumie, że ktoś mógł się spiąć. Nie spięli się bloggerzy z USA, którzy postanowili mu to wypomnieć. Oni tylko opowiedzieli się w imieniu tysiąca Danielsonów w USA i milionów dzieci na całym świecie, które może właśnie (tak jak synek Kena Bergera, tego z CBS Sports), odpruwają ze swoich plecaków wizerunek Kobe Bryanta, bo „skoro nie ma ligi to po co mi on?”. Ci bloggerzy nie mają tak górnolotnych imion i nazwisk, jak Metta World Peaca. Ale jakoś potrafili zrozumieć, że ktoś mógł się spiąć. On tego nie zrozumiał się.

Także, Ron – nie spinaj się, niech Derek się nie spina, tylko podpiszcie wreszcie to CBA i zacznijcie przygotowania do gry. Bo uwierz mi, że wolałbym pisać teraz zapowiedź sezonu w wykonaniu Los Angeles Lakers, niż jakieś lamenty na temat jednego zdania prostego niezłożonego. Tak..też jestem fanem, chciałbym już mieć doniesienia z preseasons. Chciałbym zagrać w NBA 2K12 aktualnymi składami, a nie tymi z czerwca. Chciałbym w głowie układać swój power ranking. No ale może za bardzo się spinam.

Update: Ron Artest jednak nie usunął tego twitta, a właściwie twittów. Wciąż można je podziwiać na jego profilu.

Komentarze do wpisu: “Is it really that funny, Mr. Artest?

  1. Nie wiem, czy to na poważnie, czy kpina, ale się nie spinam, bo lubię „obrazkowy” humor :D

  2. Nie no, poważnie :) Całkowicie się zgadzam z tym co napisałeś :)

  3. oj jak dla mnie to troche przesadzony ten artykuł :) wiadomo, ze liga nie gra i nie ma o czym pisac. nie chce sie tu czepiac jakis nawiazan do konserwatorow hal itp, ale no bez przesady :) kazdy wie jaki jest ron

  4. Zgadzam się z artykułem, jego wpisy byłyby ok gdyby je pisał jako Ron Artest ale jako Metta World Peace, który chce zmieniać świat i propagować światowy pokjój powinien trochę bardziej zastanowić się nad tym co pisze, i w jaki sposób może to wpływać na innych. No chyba, że jego metamorfoza to chwyt reklamowy – sposób na robienie szumu wokół siebie, tak jak niepotrzebny wystep w TzG. Ron lub jak kto woli Metta to niepokorny typ i takie babole można mu wybaczyć bo taki jest i za to go lubimy, ale nie wyciąganie z tego wniosków i nakłanianie ludzi do spięcia pośladów jest co najmniej niepokojące.

  5. Coś niesamowitego jak ten lockout działa na wszystkich. Taki długi, rozbudowany i momentami naprawdę poważny (do tej pory nie wiem czy to też żart) wpis z powodu jakiegoś pierdnięcia/żarciku Rona Artesta. Rona Artesta!!!! Gość od tylu lat gra w lidze i zrobił TYLE różnych numerów że chyba wszyscy (wszyscy???) powinni wiedzieć że cokolwiek zrobi lub powie ten facet (poza boiskiem oczywiście ale i czasami na nim) to są
    JAJA i nie można tego trakować poważnie. Nawet nie ma sensu próbować tego analizować. No ale mamy lockout …

Comments are closed.