Mecz wieczoru – debiut LeBrona

Kiedy Michael Jordan debiutował w 1984 roku w NBA, LeBron James dopiero się urodził. W 2003, gdy 40-letni MJ kończył karierę w barwach Wizards, James debiutował w lidze. 18-latek po szkole średniej St. Vincent–St. Mary, wybrany z pierwszym numerem Draftu 2003 przez Cleveland Cavaliers, nie był przypadkowym koszykarzem. Już o wiele wcześniej został okrzyknięty w całym kraju następcą Mike’a. Upadająca popularność ligi wzrosła najpierw dzięki powrotowi Jordana, a kolejnym wielkim krokiem na przód miało być wstąpienie LeBrona w bramy NBA. Jak wiemy po latach, liga ewoluowała, stała się jednym z najlepiej sprzedających się produktów na świecie. James ożywił tą organizację i jego zasługi na tym tle są nie do zaprzeczenia. Dzisiaj chcemy Wam pokazać drugie najważniejsze koszykarskie wydarzenie 2003 roku. Pierwszą lokatę oczywiście okupuje zakończenie kariery przez Jordana, ale niemal równie ważny był debiut LeBrona Jamesa w NBA. Symboliczne przekazanie pałeczki. 29 października 2003 Cavs pojechali do Sacramento rozegrać swój pierwszy mecz pod dowództwem LBJ, a ten rządził już od pierwszej akcji. Od razu piłka powędrowała w jego ręce, a resztę zobaczcie sami……

Cavaliers byli dopiero na początku tworzenia wielkiego teamu. Kolegami James w pierwszym meczu byli między innymi Carlos Boozer, Darius Miles, Ricky Davis czy Zydrunas Ilgauskas. Po przeciwnej stronie barykady w barwach Kings wystąpili Peja Stojakovic, Vlade Divac i Mike Bibby. Sam LeBron był innym, skromniejszym chłopcem, który wchodzi do świata wielkiego sportu. Z biegiem lat przeistaczał się w osobę znienawidzoną przez wielkie rzesze fanów koszykówki. „The decision” na zawsze zostanie mu zapamiętana, ale póki co rozkoszujmy się tym młodym, jeszcze romantycznym LeBronem Jamesem.

Komentarze do wpisu: “Mecz wieczoru – debiut LeBrona

  1. Super popatrzeć na sacramento w takiej formie, świetne tempo gry, mnóstwo wrzutek pod kosz, a grali bez webbera. Taka biała druzyna, bibby jeszcze szybki i błyskotliwy. A cleavland, no zabardzo nie mieli kim grać…

Comments are closed.