Czas na felieton: Teoria Ewinga

Autor: Mateusz Trybulec (Wysoko nad obręczą)

Ten krótki artykuł nie będzie dotyczył Daniela Ewinga, byłego gracza Asseco Prokom Gdynia, tylko [jego nazewnika – takiego słowa się podobno używa] Patricka – jednego z najbardziej znanych zawodników New York Knicks, którego burzliwe perypetie draftowe opisałem w pierwszym artykule o teoriach spiskowych w NBA. Istnieje też inna teoria, w której pojawia się nazwisko słynnego centra – więcej, została ona nawet ochrzczona jego nazwiskiem. Chodzi mi o tzw. The Ewing Theory – została ona opracowana, w latach 90-tych, przez pewnego Dave’a Cirilla i pewnie nigdy nie trafiłaby do mediów, gdyby nie fakt, że był on przyjacielem Billa Simmonsa, znanego w USA analityka sportowego [niedawno na Wysoko nad obręczą zamieściłem recenzję jego książki]. Sports Guy, choć z początku sceptyczny wobec pomysłu, z czasem zyskał wobec niego wielki szacunek i stał się jego wielkim propagatorem.

O co chodzi? W sezonie 1998-1999, New York Knicks byli na dobrej drodze do zagrania w Finałach NBA. Drużyna wydawała się poukładana, a ich największa gwiazda, prawdziwy franchise player, Patrick Ewing, grał wyjątkowo dobrze. Sprawy układały się po myśli nowojorczyków… do czasu, kiedy w drugim meczu Finałów Konferencji Wschodniej, center Knicks zerwał ścięgno Achillesa.

Wszystko wskazywało na to, że jest to koniec marzeń o sukcesie. Simmons wspomina, że napisał wtedy do Cirilla – to będzie największy test dla teorii Ewinga. Jak się okazało, zdała go celująco – Knicks wygrali 3 z 4 następnych meczów i awansowali do Finałów. Ostatecznie nie dali rady San Antonio Spurs, ale nie zmienia to faktu, że drużyna z Wielkiego Jabłka, ku zaskoczeniu wszystkich [trudno zobrazować rolę Patricka w tamtym zespole – w dzisiejszej NBA to byłoby tak, jak gdyby Dirk Nowitzki złapał kontuzję, odpukać oczywiście] grała zdecydowanie lepiej bez swojej największej gwiazdy.

Simmons z Cirillem doszli do wniosku, że muszą zostać spełnione minimum dwa warunki, aby teoria Ewinga mogła zadziałać:

Media i fani skupiają ogromną ilość swojej uwagi na pewnej gwieździe, ale jej drużyna nie odniosła do tej pory znaczącego sukcesu.
Ta sama gwiazda opuszcza swoją drużynę (z powodu kontuzji, transferu, zakończenia kariery itd.), a kibice oraz media spisują drużynę na straty.
Ta budząca postrach u bukmacherów teoria sprawdziła się już wielokrotnie – Sports Guy wylicza multum przykładów, w których udowodniła ona swoją wiarygodność. Jeżeli Simmons śledzi uważnie tegoroczny Eurobasket, to mógłby do swojej listy dopisać jeszcze jeden punkt – reprezentację Polski 2011.

Popatrzmy – Marcin Gortat, najbardziej znany koszykarz w naszym kraju, od którego wszyscy spodziewają się, że pomoże reprezentacji osiągnąć lepszy wynik niż na poprzednim Eurobaskecie, ostatecznie nie może dołączyć do kolegów na Litwie, bo nie znalazła się firma, która chciałaby go ubezpieczyć (choć proponował 7 mln złotych z własnej kieszeni). Dodatkowo, z reprezentowania naszego kraju rezygnują Lampe [trudno powiedzieć dlaczego – podobno nie kontaktował się z nim PZKosz, czuł się źle traktowany, nie znam sytuacji więc nie będę wnikał w szczegóły] i Ignerski (kontuzja). Wszyscy, łącznie z naszą mega gwiazdą, spisują drużynę na straty [za to mam trochę pretensje do Marcina. Co prawda znany jest z tego, że nie kryje się z tym, co myśli (zresztą, kto sądził wtedy inaczej?), ale w tym momencie mógł się jednak trochę powstrzymać].

Jaki jest rezultat? Reprezentacja Polski w bardzo zaciętym pojedynku przegrywa 5-ma punktami z faworytami turnieju, Hiszpanami [którzy pod koniec czwartej kwarty wyraźnie mieli strach w oczach] i przegrywa też z Litwą, ale z następnych dwóch meczów wraca z tarczą, ogrywając między innymi wicemistrzów świata, Turcję. Jeżeli pokonamy dziś teoretycznie słabszą Wielką Brytanię, to wyjdziemy z grupy, co moim zdaniem będzie dużo lepszym wynikiem, niż ten osiągnięty na zeszłym Eurobaskecie [biorąc pod uwagę klasę drużyn, z którymi przyszło nam się zmierzyć]. Chyba nie znajdzie się nikt, kto spodziewał się takiej woli walki i determinacji od naszych reprezentantów, nie mówiąc już o takich rezultatach.

Jesteśmy teraz bliżej awansu niż wyeliminowania (wystarczy, że wygramy z Wielką Brytanią albo Turcja przegra z Hiszpanią). Trzymajmy dziś kciuki za naszych koszykarzy!

Komentarze do wpisu: “Czas na felieton: Teoria Ewinga

  1. Ciekawy artykuł. Swoją drogą nie chciałbym żeby po ew. awansie pojawiły się głosy w stylu „Gortat nie jest kadrze potrzebny”. Jest i to bardzo (Lampe z resztą też). Ja jemu się osobiście nie dziwię – gdyby doznał kontuzji w trakcie turnieju to bez ubezpieczenia straciłby ogromne pieniądze – a bądź co bądź to jego zawód i ma tylko kilkanaście lat żeby zarobić na całe życie…

  2. zobacz komentarz bodajże Adama23 pod wpisem 'Polacy wygrywają z Turcją’ Bob;-)

    Spójrzmy na to tak: trzon Eurobasketu 2009 w ogóle nie pojechał na Litwę.
    Nie ma całej pierwszej piątki : Szubarga/Logan/Ignerski/Lampe/Gortat. Nie ma też Witki, Dylewicza (wypadł z Euro ’09 tuż przed rozpoczęciem turnieju) oraz Wójcika (nie wspominając o Chylińskim).

    Mamy trójkę Koszarek,Szewczyk,Skibniewski , a ten ostatni podczas polskiego czempionatu zagrał 2 minut.

    W tym wypadku jeszcze większe brawa dla kadry zawodniczej i trenerskiej.
    Na taki sukces i taką wygraną czeka się latami!! GREAT JOB GUYS;-)

  3. Jasna sprawa i nikomu nic nie zabieram. Dla mnie w ogole podczas kolejnych zawodow (gdyby pojawili sie wszyscy) to sytuacja powinna byc taka, ze gracze z Eurobasketu maja swoja pozycje w druzynie, a Gortat, Ignerski, Lampe czy Szubarga musza byc lepsi od nich by pokazac ze zasluguja na miejsce w skladzie.

    W praktyce to oznacza, ze nie powinno byc tak ze przyjezdza Szubarga i od razu Koszar leci na lawke – niech pokaze ze jest od niego lepszy wchodzac z lawki i od nowa buduje swoja pozycje.

    To bylaby tez lekcja pokory i ostatecznie rozwiazalaby sie kwestia kto chce grac w kadrze, a kto nie – bo jak nie jest gotowy poswiecic sie w jakis sposob dla druzyny to znaczy ze trzeba z niego zrezygnowac.

  4. o to chodzi, ale chyba nie kazdy to potrafi zrozumieć i wydaje mi sie, że od złej strony zaczął przygotowania sztab trenerski z powołaniami.
    Trzonem kadry za rok powinni być ci Eurobasketowi gracze.
    Inni niech walczą o pozycję , pokazując dobrą grę w lidze.
    Jeśli ci, obecni gracze pojechali tam po zbieranie szlifów to następnie powinno się włączyć 2-3 utalentowanych, młodych i głodnych walki, uzupelniając pozycje patrz : Czyż, Karnowski i Ponitka i szukając jeszcze większych możliwości .
    Nie na zasadzie przyjeżdża Marcin lub Maciej sorry chłopaki ale teraz ich kolej..

  5. „opisałem w pierwszym artykule” – wypadalo by podpiac hiperlacze albo chociaz wkleic linka do poprzednich czesci na dole strony

  6. @Bob, temat miejsc w kadrze dla wygrzanych dla konkretnych graczy jest teraz na topie, nie wiem czy interesujecie sie pilka nozna ale patrzcie taki Perquis (czy jakos tak), ciagle o nim gadaja i gadaja i jeszcze Smuda go w ciemno wstawi w pierwsza jedenastke nie wiedziec czemu… Jak maja sie czuc ci chlopacy ktorzy zasuwaja na treningach skoro Perquis doslal obywatelstwo i maja pozamiatane. Niech sie pokaze, wysili troche, to nie jest rozwiazanie.

Comments are closed.