Grupa D – Nie samym Zazą Gruzja żyje

Trudno dziś pisać, a może inaczej – trudno dziś myśleć o czymkolwiek innym niż zwycięstwie polskich koszykarzy nad drużyną wicemistrzów świata, ale naszym dziennikarskim obowiązkiem jest opisywanie wszystkiego. A także Grupy D.

Gruzja – Ukraina 69:53

Kolejny mecz pokazujący, że Gruzini to nie drużyna przypadkowa i zasługująca na awans do kolejnej rundy. Było to spotkanie dwóch najpoważniejszych kandydatów do awansu z Grupy D, toteż zapowiadało się ono niezwykle emocjonująco. Rzeczywiście, w pierwszej połowie podopieczni Mike’a Fratello grali jak zespół na poziomie, kompletnie jednak poddali drugie dwadzieścia minut, które przegrali 20:37, stąd tak wysoki wynik końcowy (do przerwy przegrywali jednym „oczkiem”…). Mimo cichszego meczu Zazy Pachulii (po 6 punktów i zbiórek) Gruzja potrafiła wygrać deskę 40:29 (wielka w tym zasługa niesamowitego Wiktora Sanikidze – 8 punktów, ale 12 zbiórek!) i dlatego właśnie moim zdaniem udowodnili, że są Drużyną przez wielkie D (podobnie jak Polacy) i nawet bez dobrego meczu swojego lidera, który nie poradził sobie z wysokimi Ukrainy z NBA (K. Fesenko i O. Pecherov 18 punktów i 8 zbiórek łącznie), mogą wygrywać z wyrównanym przeciwnikiem. Dlatego właśnie oni, moim zdaniem, najbardziej zasługują na awans, obok Rosji i Słowenii. Gdy jutro o 14:00 wygrają – mają to w kieszeni. Po 14 „oczek” mieli Markoiszwili i Tsintsadze, 12 dołożył Tornike Szengelija.

 

 

Rosja – Bułgaria 89:77

Widząc, jak grają podopieczni Davida Blatta nie można było brać na poważnie ich starcia z Bułgarami. Istotnie, mimo najlepszego na Mistrzostwach meczu Dejana Iwanowa (23), Rosjanie byli w tym meczu na takim poziomie pewności siebie: „Ok, Bułgario, możecie próbować, ale i tak jesteśmy od was lepsi”. Sborna emanuje tą pewnością i dzięki temu jest póki co bez porażki na turnieju. Znów najlepszy był Andrei Kirilenko (25 punktów, 5 zbiórek, 4 przechwyty), a czołowymi zbierającymi byli oprócz centra Mozgova (5) dwaj rzucający obrońcy (Monia i Szwed). To tylko obrazuje to o czym wczoraj pisałem – Rosjanie są resilient. A Bułgarzy chyba nie myśleli o pokonaniu tak ułożonego taktycznie rywala (penetracja, odrzucenie, penetracja, odrzucenie, etc. etc.) popełniając 22 straty…C’mon. Zastanawia mnie natomiast inna rzecz – pomyślcie o tym – czy był chociaż jeden polski obywatel, który oglądał ten mecz, a nie Polska-Turcja? Chodzi mi to cały czas po głowie…

 

 

Słowenia – Belgia 70:61

Jako, że mieliśmy dzisiaj dzień słabeusza, Belgowie do przerwy prowadzili i do ostatnich minut trzymali się w grze ze Słoweńcami. Chociaż Jagodnik i spółka faworytem jutrzejszego meczu z Rosją nie są, ja wam to mówię. U bukmachera zdecydowanie stawiałbym na Sborną. Słoweńcy naprawdę meczą się z ekipami, z którymi nie powinni. Dzisiaj jednak Belgowie mieli chyba ten sam dzień, co wtedy przeciwko Polsce we własnej hali, trafili 10 z 22 trójek i Maljković pewnie zapamiętał paru zawodników tej kadry. Pod koszami świetnie spisał się Tomcio Van Den Spiegel (16 punktów, 7 zbiórek), ale Słowenia jest jednak głębsza. 57% z gry i 14 zbiórek ofensynwnych walnie przyczyniły się do wygranej. Decydującą akcję wykonał Zoran Dragić, niestety po straci TVDS, co położyło plamę na jego meczu. Mogło być 3 punkty różnicy – stało się 7 i Belgowie zapomnieli o pierwszym zwycięstwie na tym Eurobaskecie. Dzielny wczoraj przeciwko Rosji De Zeeuw dzisiaj nie wsparł kolegi pod koszem i zagrał słabo (3 punkty, 2 zbiórki – bida aż piszczy). Z kolei Goran Dragić miał 18 punktów i 5 (!) przechwytów. Lepszy był tylko Nicolas Batum z Izraelem (6 złodziei).