Dzienna porcja ciekawostek (2)

Witam Was po raz drugi w moim nowym cyklu na Enbiej Akszyn, wiem, że jesteście głodni ciekawostek – po przeczytaniu z pewnością będziecie 'syci’. Cieszę się, że pierwszy odcinek cyklu przyjął się bardzo dobrze, postaram się nie zawieść :) Ale do rzeczy:

* Widzicie powyższy obrazek? Nosicielem tej nietypowej fryzury był Tony Allen – był, bo Lionel Hollins nie był zbyt przychylny dla takiego sposobu wyrażania więzi z klubem, choć pewnie cieszy się z tego, że ta więź w ogóle jest. Allen jest bowiem bardzo wartościowym zawodnikiem, co udowadnia w serii ze Spurs, której być może zakończenie czeka nas już dziś.

Trzeba przyznać, że fryzura Allena jest naprawdę wyjątkowa. Nie był jednak pierwszym w NBA posiadaczem nietypowego 'fryzu’. Niezastąpiony w tej kategorii jest oczywiście Dennis Rodman, którego cały zestaw fryzur znajdziecie pod tym adresem. Z obecnie grających zawodników najbardziej kreatywnego fryzjera ma Ron Artest. Jako, że Artest szybko zakochuje się w swoich klubach, w niemal każdym prezentował nową fryzurę na cześć drużyny, w której akurat grał. I oto 'hairstyles’ na cześć Kings, Rockets i Lakers. Jeżeli myślicie, że to wszystko, na co stać Ron Rona, to grubo się mylicie. Artest grał jeszcze z napisem 'defense’ w języku hindi, a także jako Tru Warier.

Rodman i Artest to postacie bardzo kontrowersyjne, jednak nie tylko tacy pozwalają sobie na ekscentryczną fryzurę. Oto ’The Mop Chrisa Kamana i Mohawk Scotta Pollarda.

* Skoro już wspomniałem o Ronie Arteście – otrzymał on tak zwaną Kennedy Citizenship Award. Nagrodę tę otrzymuje zawodnik lub trener NBA odznaczający się wybitnymi zasługami i poświęceniem dla dobra społeczeństwa.

Artest wspiera działania przeciwko chorobom psychicznym. Sprzedał nawet swój mistrzowski pierścień, a pieniądze przeznaczył na promowanie zdrowia psychicznego.

W zeszłym roku nagrodę tę otrzymał Samuel Dalembert za pomoc swoim rodakom z Haiti dotkniętym trzęsieniem ziemi. W poprzednich latach nagrodę tę odbierali także Kevin Garnett, Steve Nash, Dikembe Mutombo, Zo Mourning i Reggie Miller. Kennedy Citizenship Award przyznawana jest od 1975 roku, a pierwszym jej laureatem został Wes Unseld.

Kandydatami do tej nagrody poza Artestem byli również Dwight Howard, Kyle Korver i Marcus Camby.

* Chicago Bulls pokonali Indianę Pacers 116:89 i pewnie zakończyli serię, wygrywając w niej 4-1. Co ciekawe, dopiero piąty mecz tej serii był pierwszym, w którym Pacers nie postawili dużego oporu. W pozostałych Bulls nie mieli lekko, jednak trzykrotnie wychodzili z opresji zwycięsko.

Nie będę pisał o najlepszych graczach, bo od tego jest box-score, chcę wspomnieć jednak o Keithu Bogansie, który zdobył 15 punktów, wszystkie po rzutach za trzy. Bogans dał dziś swojej drużynie to, co powinien – zagrożenie rzutem za trzy. W obronie jest już znacznie lepszym graczem, ale często był krytykowany za bycie 'dziurą’ ofensywną. Zaś Kyle Korver zdobył dziś 13 punktów z 14 rzutów, ale za to raz skończył akcję wsadem, co często mu się nie zdarza. W minionym sezonie regularnym ta sztuka udała mu się również jeden raz.

Bulls wygrali swoją pierwszą serię PO od 2007 roku. Wtedy w czterech meczach pokonali Miami Heat, by przegrać w drugiej rundzie po 6 meczach z Detroit Pistons. Byki wygrały dopiero drugą serię w PO od Finałów 1998, gdy grał jeszcze MJ. Bulls po jego odejściu przez 6 lat pozostawali poza play-offs, jednak w siedmiu kolejnych sezonach sześciokrotnie dostawali się do fazy posezonowej.

Derrick Rose w meczu czwartym skręcił kostkę, co miało wtedy wpływ na jego grę. Rose w tamtym meczu spudłował aż 16 z 22 rzutów. Martwiono się, czy ta kontuzja nie będzie miała wpływu na dalszą dyspozycję Rose’a, od której zależy przecież gra Bulls. Na szczęście w dzisiejszym meczu Rose zdementował pogłoski, jakoby jego kontuzja miała wpływ na efektywność, zdobywając 25 punktów. Co więcej, Rose poradził sobie dziś z dobrą obroną Paula George’a.

W pierwszych czterech meczach Rose, będąc bronionym przez George’a, trafiał zaledwie 29,7% rzutów. Dzisiaj trafił przeciwko niemu dokładnie dwie trzecie prób z gry. Poza tym, w runie 21-8 (w trzeciej kwarcie), decydującym dla losów tego meczu, Rose zdobył 10 punktów, w tym 9 na George’u – wszystkie zza łuku.

Nie tylko Derrick Rose czuł się dziś pewnie za linią trzech punktów. Bulls trafili dziś 14 trójek, co jest play-offowym rekordem organizacji Wietrznego Miasta. Aż 11 z nich Bulls trafili w drugiej połowie.

Carlos Boozer (2 pkt, 5 zb) dzisiaj po prostu zawiódł. Nie dość, że nie trafiał do kosza (1-5 FG), to jeszcze nie trafiał ’piątek’

Pacers nie wygrali serii play-offs od 2005 roku, chociaż stawiali opór większy, niż niejeden underdog skazany na porażkę. Niestety, dla Pacers nadszedł czas na ryby! Szkoda, bo Frank Vogel przed meczem mówił, że jeśli Pacers wygraliby ten mecz, wygraliby całą serię. Byłoby to mało prawdopodobne, bo jeszcze nikt nie wrócił z 0-3, ale Indiana swojego superbohatera już ma.

Bulls są dopiero drugą drużyną (po Bostonie), która ma już zapewniony udział w drugiej rundzie. Dzisiaj do tego grona mogą dołączyć Grizzlies (!!!), Thunder i Heat.

* Orlando Magic pokonali pewnie Atlantę Hawks 101:76 i wierzą jeszcze w awans do drugiej rundy. Będzie ciężko, bo dopiero wyszli ze stanu 1-3 na 2-3, jednak w NBA było już 8 przypadków, w których drużyna przegrywająca 1-3 wygrywała serię, jednak ani razu Magic nie zrobili come-back’u, a Hawks ani razu na powrót nie pozwolili.

Ostatni raz miał miejsce w 2006 roku, gdy Phoenix Suns po takim come-backu pokonali LA Lakers. Słońca wygrały jednak mecz pierwszy, czego Magicy nie dokonali, a szkoda. Drużyny, które wygrały mecz pierwszy i wygrywały w serii 3-1, w 156 na 161 przypadków wygrywały serię. Natomiast w aż trzech przypadkach drużyny, które zanotowały come-back z 1-3, następnie zdobywały mistrzostwo! W 1968 r. i 1981 r. come-back zrobili Boston Celtics i w tych latach sięgali po mistrzostwo, a w 1995 roku tego samego dokonali Houston Rockets.

Seria przenosi się jednak do Atlanty, gdzie Magikom w tym sezonie ani razu na cztery spotkania nie udało się wygrać. Być może w następnym meczu będzie właśnie ten pierwszy raz, w końcu – mało było zaskoczeń w tej serii? Sam typowałem zwycięstwo Magic w pięciu meczach i grubo się pomyliłem.

Dzisiejszy mecz znacznie różnił się od poprzednich. Po tym, jak w G4 Magicy spudłowali aż 21 z 23 rzutów za trzy (8,7%, najgorszy wynik w PO), dzisiaj wznieśli się na znacznie wyższy, 42-procentowy poziom (11-26). I to właśnie trójki były główną przyczyną wygranej gospodarzy, a nie Dwight Howard. Superman w poprzednich meczach po prostu dominował, toteż wczoraj, w zabawie 'Drive to the Finals’, został wybrany przez aż 56% grających. I właśnie te 56% doznało wielkiego zawodu. Howard zdobył zaledwie 8 punktów i 8 zbiórek, choć w poprzednich czterech meczach zdobywał średnio 32.3 punktu i 17.5 zbiórki na mecz. Stan van Gundy wyjątkowo patrzył na to, co się dzieje w meczu, i 'posadził’ Howarda na prawie całą czwartą kwartę.

Kiedyś pisałem o paradoksie, że gdy Howard gra gorzej, Magic grają lepiej. Dzisiaj również tak było i słabą noc Howarda Magic nadrobili świetną ławką. Dzisiaj rezerwowi Orlando zdobyli 49 punktów (w poprzednich czterech meczach średnio 17.3 PPG), co jest zasługą głównie JJ Redicka (14) i Ryana Andersona (11, +27). Pozytywny wpływ na grę Magic miał także Quentin Richardson (7), który miał bardzo wysoki wskaźnik +/1 (+21). Co ciekawe, podstawowy SF Magic, Hedo Turkoglu (9) miał tylko +4.

To, co zaczęło działać w Magic (ławka), przestało dobrze funkcjonować u Hawks. Jamal Crawford zdobył dziś tylko 8 punktów, choć w poprzednich meczach zdobywał średnio trzy razy więcej oczek.

Wracając jeszcze do ekipy gospodarzy – po jednomeczowym zawieszeniu do gry wrócił Jason Richardson. Wrócił w dobrym stylu, zdobywając 17 punktów i trafiając trzy trójki – wszystkie po akcjach catch-and-shoot. Dzisiaj J-Rich wykończył 60% takich akcji, zaś w pierwszych 3 meczach serii trafił tylko ćwierć.

* Los Angeles Lakers pokonali New Orleans Hornets 106:90, dzięki czemu osiągnęli prowadzenie w serii 3-2.

Nie myślałem w ogóle, że dojdzie do takiej sytuacji. Według moich i nie tylko moich wcześniejszych prognoz, mecz piąty, o ile do niego miało dojść, miał być ostatnim w tej serii. Tymczasem Hornets doprowadzili do remisu 2-2. Na szczęście dla Jeziorowców, Kobe Bryant (19 pkt) i jego kostka mają się dobrze, Andrew Bynum (18 pkt, 10 zb) i jego kolana mają się dobrze. Zresztą nie tylko ta dwójka jest w dobrej formie, wszyscy starterzy + Lamar Odom (13) zanotowali double-digits. Hornets odpowiedzieli godnie, bo aż trzech ich zawodników miało min. 20 punktów, a tylko od jednego tego oczekiwano (CP3, 20 pkt, 12 ast). Marco Belinelli zdobył 21, a Trevor Ariza miał 22 punkty.

Ten mecz rozstrzygnął się dosyć szybko, chociaż nie od początku to Lakers byli stroną górującą. W pierwszej kwarcie Hornets trafili aż 81% rzutów, wygrywając ją 32:23. W tamtej odsłonie Paul rozdał aż 8 asyst, podczas, gdy w pozostałej części meczu miał ich tylko cztery. CP3 utrzymuje kolegów ze swoich podań, więc i oni spisywali się gorzej – w pozostałych trzech kwartach Szerszenie trafiły zaledwie 39% rzutów.

* Chris Bosh po raz kolejny jest obiektem żartów.

* Latrell Sprewell bankrutem! I to po tym, jak odrzucił przedłużenie kontraktu od Wolves – 30 mln/3 lata… Ciekawe, czym teraz wyżywi rodzinę.

* Dzisiaj trzy mecze:

– Nuggets – Thunder (1-3)

– Grizzlies – Spurs (3-1)

– Sixers – Heat (1-3)

Jak widać, jest szansa na zakończenie nawet trzech serii.

Nagrody dnia

MVP: Luol Deng (CHI) – 24 pkt, 7 zb, 6 ast, Derrick Rose – 25 pkt, 6 ast

Drugie miejsce: Andrew Bynum (LAL) – 18 pkt, 10 zb

 

Najlepszy występ w przegranym meczu: Chris Paul (NOH) – 20 pkt, 12 ast

Drugie miejsce: Marco Belinelli – 21 pkt, Trevor Ariza (NOH) – 22 pkt

 

Najlepszy rezerwowy: JJ Redick (ORL) – 14 pkt

Drugie miejsce: Ryan Anderson (ORL) – 11 pkt, 7 zb

 

Piątka dnia: Derrick Rose – Marco Belinelli – Luol Deng – Pau Gasol – Andrew Bynum

Najlepsi

punkty: Derrick Rose (25)

zbiórki: Al Horford (14)

asysty: Chris Paul (12)

przechwyty: Ariza,Nelson,Deng (3)

bloki: Joakim Noah (4)