Brandon Roy udowodnił, że nie warto go skreślać

Portland Trail Blazers wygrali pierwszy mecz z Dallas Mavericks i przegrywają w serii już tyko 1-2. Świetny mecz rozegrał narzekający ostatnio na zbyt małą liczbę minut spędzanych na parkiecie Brandon Roy.


Stan I II III IV Wynik
Dallas Mavericks 2 23 29 20 20 92
Portland Trail Blazers 1 28 26 21 22 97

Po dwóch porażkach w Dallas Blazers musieli wczoraj wygrać by nie zminimalizować swoich szans na awans do kolejnej rundy playoffs. W tych dwóch meczach fatalnie grał Brandon Roy najpierw trafiając tylko jeden z siedmiu rzutów z gry, aby kolejne spotkanie zakończyć z zerowym dorobkiem. Jakby tego wszystkiego było mało w meczu numer dwa zagrał tylko osiem minut i bardzo się na to uskarżał dziennikarzom. Nie spodobało się to ani trenerowi ani jego kolegom i można było z pewnym przekonaniem stwierdzić, że w następnych grach nie spędzi na parkiecie zbyt dużo czasu. Stało się jednak inaczej i Roy zdobywając 16 punktów i 4 asysty w 24 minuty w dużej mierze był ojcem wygranej Blazers.

Gospodarze przystąpili do meczu maksymalnie skoncentrowani i już po trzech minutach i drugim trafieniu zza łuku Wesleya Matthewsa (25 pkt., 8-12 FG) prowadzili 10-2. Taką przewagę utrzymywali właściwie do końca kwarty zakończonej wynikiem 28-23. Formy z dwóch pierwszych meczów nie prezentował już Jason Kidd (8 pkt., 6 zb., 3 ast., 5 str., 3-9 FG), który w pierwszej kwarcie stracił więcej piłek (2) niż w dwóch wcześniejszych grach razem wziętych (1).

Drugą odsłonę jednak fatalnie rozpoczęli gracze z Portland i po runie 15-4 Mavs objęli prowadzenie 37-32. W tym okresie wszystkie swoje rzuty trafiał dobrze dysponowany tego dnia Dirk Nowitzki (25 pkt., 9 zb., 10-21 FG). Następne minuty to przewaga Blazers i popis Roya, który w krótkim czasie zdobył siedem „oczek” i po trójce na 5:26 przed końcem kwarty ponownie dał swojej drużynie prowadzenie 44-43. Schodząc na przerwę PTB wygrywali 54-52 głównie dzięki celnym rzutom Matthewsa, który w tym spotkaniu ustanowił swój rekord kariery w zdobytych punktach w PO. Już po połowie na jego koncie były 22 punkty. Wśród gości świetną partię rozgrywał rezerwowy Jason Terry (29 pkt., 7 ast., 10-13 FG) zdobywca 17 „oczek”.

Trzecia kwarta to typowa walka punkt za punkt, a przewaga drużyn nie przekraczała czterech punktów. Problemy z faulami Tysona Chadlera (15 min., 4 zb., 6 fl.) ograniczyły możliwości podkoszowe Mavs. Wykorzystywali to dominujący pod tablicami Marcus Camby (6 pkt., 10 zb.) i LaMarcus Aldridge (20 pkt., 4 zb.). Na 12 minut przed końcem spotkania wynik brzmiał 75-72 dla Blazers i o wyniku miała decydować ostatnia kwarta.

Tak też się stało, a właściwie zdecydowały pierwsze minuty ostatniej odsłony kiedy w 240 sekund gospodarze zanotowali run 12-2 (87-74). Siedem punktów w tym czasie było dziełem Geralda Wallace’a (7 pkt, 11 zb.), a pięć Nicolasa Batuma (7 pkt., 2-5 FG). Dobrą zmianę pod koszami dał wtedy znany z polskich boisk Chris Johnson, który zablokował dwa rzuty graczy Mavs. Dirk Nowitzki  i J.J. Barea (6 pkt., 2 ast.) próbowali jeszcze gonić wynik celnymi rzutami, ale mądra gra Aldridge’a i Andre Millera (16 pkt., 7 ast.) nie pozwoliły na zmniejszenie przewagi.

Mavs stracili aż 16 piłek, a Blazers zamienili to na 16 łatwych punktów dla siebie. Po za Terrym (5-7 3P) żaden z graczy nie groził rzutem za trzy (reszta drużyny 4-15), a to przy braku wyfaulowanego Chandlera było jedyną szansą gości na wygranie tego meczu. Prawdziwym bohaterem tego spotkania był jednak niewątpliwie Brandon Roy i to jego gra robiła różnicę w tej rozgrywce. Brakowało jego punktów w poprzednich dwóch meczach, ale pokazał, że ma charakter i w najważniejszym momencie przy swojej publice pokazał klasę.