Super występ Howarda i wygrana Magic

Wczorajszy tekst o meczu Bulls i popisie Rose’a rozpocząłem podobnym wstępem..tak więc:

Drugi kolejny mecz i drugi z rzędu popis Dwighta Howarda! Superman pokazał swoją moc!!

 

Gracze Stana Van Gundy’ego musieli sporo się napocić by wygrać po raz pierwszy z Jastrzębiami – odrobić straty z pierwszego spotkania – by myśleć ciągle realnie o wygraniu rywalizacji z zespołem Larry’ego Drew. Sukces jednak rodził się w bólach, a Magicy poddani byli kolejnej ciężkiej próbie sił i nerwów.

Play off rządzi się swoimi prawami, a żadna z niżej rozstawionych ekip nie zamierza chylić czoła przed gospodarzem pierwszych potyczek. Tak też było i tym razem, w Amway Center na Florydzie.

Magicy by wygrać musieli poprawić kontrolę nad piłką i ograniczyć liczbę strat. Na pewno też zakładano przed meczem większą pracę w obronie, opartą na bardziej agresywnym podejściu do obwodowych graczy Hawks. Jak dobrze pamiętacie Joe Johnson, Jamal Crawford i Kirk Hinrich dziurawili kosz rywali – na potęgę – podczas game no.1.

Z drugiej strony jako priorytet Jastrzębi, coach Drew mógł zakładać mocniejszą obronę na Howardzie i ewentualne wprowadzanie w życie taktyki częstszego faulowania Dwighta! Nikt do końca nie chyba nie wierzył, w kolejną eksplozję Supermana i 46 punktowy wyczyn?!

Jak było w tym spotkaniu? Do meczu!

Pierwsze sześć minut początkowej odsłony meczu to akcje ‘kosz za kosz’. W rolach głównych występowali playmakerzy obu ekip a Hinrich i Nelson szybko zdobyli po 4 oczka. Więcej niż przypuszczałem – miejsca do gry – dostał Johnson, który szybko wpakował do kosza rywali swoje 5 oczek. Po jego trójce Stan Van Gundy szybko poprosił o czas. Zaraz po przerwie lay up’a i swoje pierwsze punkty wrzucił Howard, a przez kolejne trzy minuty byliśmy świadkami nieskuteczności rzutów z obu stron (stan 0:0!! I wynik 11-12). Takiego obrotu sprawy nie zakładał trener gości i podirytowany faktem bezradności w ataku swojej ekipy też wykorzystał przerwę na żądanie. Efekt natychmiastowy: pierwsza trójka z ręki Crawforda, druga trójka z ręki Smitha, sekundy później rzut hakiem Josha i równo z syreną trójka numer 2 Jamala! W tym samym czasie tylko Arenas i Howard przynieśli cztery oczka gospodarzom. 22-16 dla gości!

Druga kwarta to znów wysokie loty Jastrzębi, które nic nie robiły sobie z pojedynczych punktów Howarda i Andersona. Van Gundy zaczynał rotować składem, szukając odpowiedzi na skutecznych gości. Na boisku zameldował się Reddick. Jednak goście nie zwalniali tempa i po zdobyczach Williamsa (4 oczka) i Crawforda (kolejne cztery oczka) zmusili po trzech minutach drugiej kwarty do wzięcia czasu Van Gundy’ego (stan 32-22!). Następnie widzieliśmy straty ze strony przyjezdnych czy niecelne rzuty spod samego kosza (patrz Hinrich i Powell). Gospodarze szybko wykorzystali niefart gości i skontrowali akcjami duetu Nelson – Howard. Przewaga stopniała do pięciu i czas wziął Larry Drew.

Magic jednak nie zostali wybici ze swojego rytmu, a kolejne trafienia Howarda (3/4 z wolnych, slam dunk i lay up) doprowadziły do remisu po 34. Warto dodać, iż Dwight rzucił w tej kwarcie aż 20 punktów z 32 oczek swojej drużyny!! Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy czar prysnął i niemoc gości odeszła. Crawford, Smith i Johnson (kolejna trójka) wyprowadzili swoją ekipę na dystans 6 punktów straty do rywala. 48-42 już dla gospodarzy..

Po przerwie byliśmy świadkami fizycznej walki i twardej defensywy z obu stron. Ciężko trzecie dwanaście minut nazwać pięknem koszykówki. W tej odsłonie mieliśmy więcej strat niż w całych i pierwszych 24 minutach. Mieliśmy też pudła z prostych sytuacji min. z rzutów wolnych. Mieliśmy też wiele niecelnych rzutów z gry..Napięcia w spotkaniu nie wytrzymywał Josh Smith i został ukwarany przewinieniem technicznym. Stan Van Gundy starał się utrzymać wysoką intensywność gry w obronie decydował się na częste rotacje w składzie. Można rzecz, żarty i polubowne traktowanie rywala już się skończyły. Howard, Bass, Anderson, dwóch Richardsonów, Reddick, Turkoglu i Nelson nie przebierali w środkach i podjęli fizyczną walkę. Najskuteczniejszy w kwarcie Hedo zdobył sześć oczek i mocno zapracował na wynik 65-54 na korzyść swojej drużyny, przed najważniejszą fazą meczu.
Trzeba podkreślić, iż sporo niecelnych prób rzutów w tej odsłonie oddali Josh Smith, Joe Johnson, Jamal Crawford i Al Horford.

Ci dwaj ostatni jednak odkupili swoją niemoc tuż po rozpoczęciu finałowej rozgrywki. Al zdobył 4 punkty, a Jamal najpierw trafił trójkę ,a chwilę później wykorzystał prezent, trafiając trzy rzuty wolne. Wówczas to też zagotował się niczym samowar trener Stan;) Po jego przerwie na żądanie chłopaki z Orlando wrócili na właściwe tory i za sprawą trzy punktowej akcji Andersona czy rzutu z dystansu Nelsona znów uzyskali 12 punktową przewagę (78-66). Na sześć minut przed końcem byliśmy świadkami zrywu gości. Josh Smith, Joe Johnson i Al Horford zdobyli 8 oczek i zniwelowali straty do 4 oczek. Magicy pozostawali bez odpowiedzi (74-78). Stan był już czerwony jak indor;)) (przynajmniej jak jastrząb na logo Hawks). Na szczęście po kolejnej przerwie na żądanie domowników, wojownicy z Florydy oddali piłkę w ręce tureckiego Magica i chwilę później po layupie Hedo, trafił zza łuku Jason Richardson. Wówczas, na minutę przed końcem (przy stanie 83-76 dla gospodarzy), fani byłej drużyny Marcina Gortata mogli złapać głęboki oddech..

Wprawdzie postraszył ich jeszcze Jamal Crawford (najpierw osobiste, dalej wejście na kosz), ale celnymi osobistymi to J.J. Reddick i Brandon Bass załatwili pierwszą wygraną w tegorocznych play off swojej drużynie.

Kluczowymi liczbami spotkania okazały się statystyki zbiórek: 52-39 dla Magic. Ponadto również punkty z kontr, ograniczone do minimum przez gospodarzy (tylko 7 oczek z tzw fast break)

Dwight Howard w dwóch spotkaniach pierwszej rundy uzbierał łącznie 79 punktów i 38 zbiórek! Podobne występy w dwóch pierwszych grach play off zdobywali tylko Hakeem Olajuwon i Shaq O’Neal. Superman trafia z 71% skutecznością! Ponadto był to czwarty mecz Dwighta w play off (zrównał się z Timem Duncanem) powyżej granicy 30/15.

Do poprawy dla graczy z Atlanty i już na własnym parkiecie jest defensywa na Supermanie. To jego zbiórki robią różnicę..Hawks na pewno też mogliby się więcej dzielić piłką na obwodzie i szybciej nią grać poprzez częstsze podania (osobiście wątpię w to, gdyż Johnson i Crawford kochają mieć piłkę w rekach!). Na koniec dodam, że Larry Drew musi odpowiednio umotywować swoich zawodników do większego zaangażowania w walce o zbiórki (Williams czy Smith).

Wynik: 88:82 (16:22, 32:20, 17:12, 23:28)

Punktowali:

Orlando: Howard 33 (19zb), Nelson 13 (8zb), Turkoglu 10 (5as), Bass 8 (7zb), J. Richardson 8 (6zb), Anderson 8 (6zb), Redick 6, Arenas 2, Q. Richardson 0.

Atlanta: Crawford 25, Smith 17 (6zb), Johnson 14 (7zb, 5as), Horford 10 (10zb), Hinrich 9, Williams 4, Pachulia 2 (8zb), Collins 1, Powell 0, Armstron 0, Wilkins 0.

MVP spotkania: Dwight Howard (33pkt i 19zb)

Najsłabiej wypadł: Marvin Williams – 1/6 z gry, tylko 4pkt i 3zb – byłego gracza pierwszej piątki Hawks