Grizzlies dalej walczą o szóste miejsce na Zachodzie

Memphis Grizzlies wygrali 111-89 z New Orleans Hornets, którzy są ich bezpośrednimi rywalami w walce o jak najwyższą lokatę przed playoffs.

New Orleans Hornets (46-34) 30 18 18 22 89
Memphis Grizzlies (46-34) 30 22 30 29 111

Blazers, Grizzlies i Hornets. Wszystkie trzy zespoły równie dobrze do playoff mogą wystartować z pozycji sześć, siedem i osiem. Do tej najwyższej lokaty zbliżyli się znacząco Grizzlies po wygranej w bezpośrednim pojedynku z Hornets. Gracze z Nowego Orleanu zmierzą się jeszcze we własnej hali z Jazz i na wyjeździe z Mavs. „Niedźwiadki” mają dwa wyjazdy. Ten pierwszy może decydować o pozycjach drużyn ponieważ zostanie rozegrany w Portland, a na koniec sezonu Grizz udadzą się do LA mierzyć się z Clippers. Blazers po za meczem z Memphis czeka jeszcze walka z Warriors w Oakland. Szóste miejsce na Zachodzie da prawdopodobnie możliwość gry z Dallas, z którymi przy odrobinie szczęścia można powalczyć o wygranie nawet całej serii w PO. Z Lakers i Spurs takich szans raczej nie ma.

Pierwsza kwarta to popis Marco Belinellego, który w tym czasie trafił 6 z 9 rzutów z gry i zdobył 16 punktów. Gorzej, że do końca meczu dorzucił jeszcze tylko dwa, ale to raczej standard dla chimerycznego Włocha. Po pierwszej kwarcie mieliśmy remis po 30, a do przerwy gospodarze wygrywali 52-48. Dobrą zmianę dał wchodzący z ławki O.J. Mayo (18 pkt., 6-12 FG), który dodał niezłego powera grze Grizz.

Druga połowa rozpoczęła się od runu Memphis 17-8 i prowadzenia 69-56. Wtedy zaczęła się tradycyjna już w meczach z udziałem Grizzlies dominacja w pomalowanym zespołu Zacha Randolpha (14 pkt., 6 ast., 5 zb.). Hornets musieli sobie radzić właściwie bez pomocy swojego lidera Chrisa Paula, który kryty przez robiącego postępy w grze defensywnej Mike’a Conleya nie był w stanie oddać celnego rzutu. Rozgrywający Grizzlies mimo fatalnej postawy w ataku (2 pkt., 1-5 FG) starał się ograniczać do minimum poczynania CP3 co udało mu się wybornie. Paul mimo rozdania 10 asyst nie mógł zupełnie odnaleźć się po atakowanej stronie parkietu i pierwszy raz w karierze zanotował 0 punktów pudłując wszystkie swoje sześć prób.

Przewaga gospodarzy rosła z minuty na minutę, aby po czterech minutach gry w ostatniej kwarcie osiągnąć maksymalną różnicę 26 punktów (96-71) po trafieniu Darrella Arthura (8 pkt., 2 zb., 2 ast., 16 min.). Grizzlies zdominowali strefę podkoszową rzucając „swoje” 56 punktów z pomalowanego (28 NOH). Zebrali 41 piłek z tablic przy 34 Hornets, a 11 z nich były zbiórkami w ataku co przełożyło się na 19 punktów drugiej szansy.

Kolejny raz wielką rolę odegrali w grze Memphis Tony Allen (4 pkt., 3 zb., 2 prz., 24 min.) i Sam Young (14 pkt., 6 zb., 22 min.), którzy zarażają swoją energią i skutecznością w obronie resztę kolegów. Grizz zatrzymali Hornets na zaledwie 41% skuteczności z gry (33-80) podczas gdy sami trafili aż 60% (41-68). Przy takiej przewadze pod koszami wynik nie mógł być jednak inny.

Bardzo ważnym elementem dla dobrej postawy zespołu Hollinsa był wkład graczy rezerwowych. Przy słabszej grze w ataku Conleya bardzo udanie zastąpił go w tym elemencie Greivis Vasquez (13 pkt., 5 ast., 5-5 FG). Dobre zmiany dali także Hamed Haddadi (9pkt., 7 zb., 1 bl.) i Shane Battier (5 pkt., 5 zb., +20).

Swoje pierwsze punkty w NBA zdobył Patrick Ewing Jr. trafiając trzy z czterech rzutów z linii. Spudłował do tego swoje trzy próby z gry. Pierwszy z synów gwiazd mojego dzieciństwa zaczyna pojawiać się w lidze. Kto będzie następny? Austin Rivers, Tim Hardaway?

Hornets: T. Ariza 11, C. Landry 11, Ch. Paul 0, E. Okafor 7, M. Belinelli 18 – W. Green 11, J. Jack 10, A. Gray 2, P. Ewing 3, D.J. Mbenga 5, J. Smith 8, Q. Pondexter 3.

Grizzlies: Z. Randolph 14, S. Young 14, M. Gasol 16, M. Conley 2, T. Allen 4 – S. Battier 5, L. Powe 4, D. Arthur 8, G. Vasquez 13, I. Smith 4, O.J. Mayo 18, H. Haddadi 9.