Grizzlies jako ostatni awansowali do playoff

Wygrana z Kings zapewniła ekipie Memphis Grizzlies pierwszy od sezonu 2005/2006 awans do gier posezonowych.


Sacramento Kings (31-49) 21 22 24 29 96
Memphis Grizzlies (54-25) 28 18 31 24 101

Grizzlies przegrali walkę na tablicach z Kings. Zespół z Sacto zebrał 16 piłek w ataku i rzucił 50 punktów z pomalowanego. Ok., ale szybko dopowiem, że Grizz zdobyli 62 takie punkty i mimo chwilowych słabości wygrali dość pewnie to spotkanie. Pierwszy awans do playoffs od roku 2006 w Memphis stał się faktem. Tym większe brawa dla drużyny, że osiągnięty bez kontuzjowanego lidera Rudy’ego Gaya. Od czasu feralnego urazu prawdziwą klasę pokazali Zach Randolph, Marc Gasol i Mike Conley, a Tony Allen udowodnił, że jest jednym z najlepszych obrońców w tej lidze.

Grizzlies przez większość meczu przeważali i jeszcze w ostatniej kwarcie prowadzili nawet dwunastoma punktami (90-78). Niewiele jednak brakowało, a Kings wygraliby to spotkanie dzięki świetnej postawie Samuela Dalemberta (17 pkt., 16 zb.) i Marcusa Thorntona (18 pkt., 8-23 FG) w ostatniej odsłonie. Ten drugi mimo słabej skuteczności we wcześniejszych minutach meczu na 39 sekund przed końcem trafił layup i zmniejszył straty do zaledwie jednego oczka (96-97). W kolejnych dwóch akcjach Zach Randolph (27 pkt., 15 zb., 4 ast., 4 prz.) i Sam Young (10 pkt., 5 zb.) trafiali tylko po jednym z dwóch przyznanych rzutów osobistych i dla gości pojawiła się szansa. Najpierw jednak Tyreke Evansa (16 pkt., 9 zb., 6 ast., 2 blk.) przy próbie rzutu za trzy zablokował Tony Allen (14 pkt., 4 zb., 3 ast., 3 prz.), a chwilę później Thornton spudłował także zza łuku. Kolejne dwa punkty z linii Randolpha ustaliły wynik meczu.

Po pierwszej kwarcie Grizz prowadzili 28-21 i wydawało się, że kontrolują przebieg wydarzeń. W drugiej odsłonie Kings zatrzymali ich jednak na zaledwie 18 zdobytych punktach przy 30% skuteczności z gry.

Trzecia „ćwiartka” to popis Z-Bo, który rzucił w tym czasie 10 punktów i pozwolił „Niedźwiadkom” objąć dziesięciopunktowe prowadzenie (77-67). Silny skrzydłowy Memhis zupełnie nie dał pograć w tym spotkaniu DeMarcusowi Cousinsowi (4 pkt., 3 zb.). Debiutant Kings z powodu kłopotów z faulami zagrał tylko 16 minut.

Pochwalić trzeba także Mike’a Conleya (12 pkt., 8 ast., 5 zb., 2 prz.), który oprócz tego, że świetnie rozdzielał piłki kolegom umiejętnie sterował razem z Allenem tempem akcji Grizzlies. Przełożyło się to na zaledwie 9 straconych piłek w całym spotkaniu. Kolejny raz bardzo dobrą zmianę z ławki dał Darrell Arthur (12 min., 10 pkt., 5-7 FG, 2 blk.). Skrzydłowy zagrał nieco słabiej w ostatnich trzech meczach, ale wczoraj znów udowodnił, że jest idealnym zmiennikiem dla podkoszowych graczy Grizz.

Jedynym koszykarzem Grizzlies pamiętający ich poprzedni występ w PO jest Shane Battier, który w międzyczasie zaliczył grę w Houston Rockers, ale w trakcie obecnego sezonu powrócił z Teksasu.

Kings: F. Garcia 8, D. Cousins 4, S. Dalembert 17, M. Thornton 18, T. Evans 16 – B. Udrih 8, D. Jackson 1, J. Thompson 15, D. Green 9.

Grizzlies: Z. Randolph 27, S. Young 10, M. Conley 12, M. Gasol 18, T. Allen 13 – S. Battier 2, L. Powe 0, D. Arthur 10, G. Vasquez 0, O.J. Mayo 8, H. Haddadi 1.