Ósma porażka Jazz z rzędu

Dla Utah Jazz przegrana 97-106 z Sacramento Kings była ósmą z rzędu. „Królowie” wygrali natomiast sześć z ostatnich dziesięciu meczów.


Utah Jazz (36-41) 19 21 32 25 97
Sacramento Kings (22-54) 26 24 31 25 106

Jeszcze niedawno wydawało się, że Jazz włączą się do walki o ósmą lokatę na Zachodzie. Nadzieje kibiców okazały się jednak bardzo złudne. Po ósmej porażce z rzędu gracze z Utah mogą już myśleć o wakacjach. Nie mają już także co marzyć o bilansie powyżej .500 wygranych ponieważ porażka z Kings była już 41. w sezonie. Od opuszczenia zespołu przez Jerry’ego Sloana Jazz notują fatalny bilans 5-18. Oczywiście wpływ na kiepskie wyniki mają także braki kadrowe. Z powodu kontuzji pauzować muszą Andrei Kirilenko, Devin Harris, Raja Bell i Ronnie Price.

Jazzmani prowadzili w tym spotkaniu tylko na początku po trafieniach Gordona Haywarda (19 pkt., 4 zb.), Ala Jeffersona (11 pkt., 9 zb., 4-13 FG) i Earla Watsona (9 pkt., 8 ast.). 9-3 to było jednak wszystko na co było stać w tym meczu zespół Ty Corbina. Kings po trafieniu Marcusa Thorntona (15 pkt., 7 zb., 7 ast.) wyrównali po 13, a na koniec kwarty objęli prowadzenie 26-19. W drugiej odsłonie jeszcze zwiększyli przewagę prowadząc do przerwy 50-40. Świetną zmianę z ławki dał Darnell Jackson, który w jedenaście minut dołożył do dorobku gospodarzy 11 punktów. Właśnie po jego rzucie 5:26 przed końcem połowy „Królowie” wygrywali najwyższą różnicą w tym meczu (46-25).

Początek trzeciej „ćwiartki” to próba podjęcia walki przez Jazz. Po dunku C.J. Milesa (6 pkt., 3-13 FG) na chwilę strata zmalała do pięciu „oczek” (52-57), ale Kings szybko zanotowali run 16-6 (73-58) i gościom nie udało już się podnieść z kolan. Do końca kwarty swoje punkty dokładali najlepsi tego dnia po stronie gospodarzy Tyreke Evans (24 pkt., 10 ast., 4 zb., 10-16 FG) i Francisco Garcia (17 pkt., 4 zb.). Pod koszami szalał DeMarcus Cousins (17 pkt., 9 zb., 6 ast., 5 prz.), który razem z Samuelem Dalembertem skutecznie zatrzymali w pomalowanym wysokich graczy Jazz. Debiutant z Sacramento miał jednak problemy z celnością ponieważ tylko 6 z 13 jego rzutów z gry wpadło do kosza. Tradycyjnie już grał bardzo nonszalancko opuszczając bez sensu za nisko piłkę co przełożyło się na aż 5 strat. Tyrone Corbin  chciał utrudnić życie Cousinsowi wprowadzając innego rookie Derricka Favorsa (4 pkt., 7 zb., 2-7 FG), który jednak w pięć minut popełnił trzy faule i szybko powędrował z powrotem na ławkę.

W ostatniej kwarcie przewaga oscylowała cały czas w granicach dziesięciu punktów i ani na chwilę się nie zmniejszała. Jedynym pozytywem dla następcy Sloana są wymuszone kontuzjami kolegów dłuższe, ale i przyzwoite występy Haywarda i Kyle’a Weavera (19 pkt., 7-11 FG).

Kings wygrali walkę na deskach 39-33 i rzucili aż 52 punkty z pomalowanego. Skupiona uwaga obrony Jazz na strefie podkoszowej pozwalała na łatwe punkty Evansa, Garcii i Thorntona. Kings trafili 41 z 79 rzutów z gry, a więc ze skutecznością 51.9%. Grę obronną Jazz najlepiej podsumował Ty Corbin – „Myślę, że nasza gra w obronie była straszna”.

Utah zostali ósmym zespołem historii NBA, który podczas jednego sezonu najpierw wygrał przynajmniej siedem meczów z rzędu, a potem przegrał osiem kolejnych. W ciągu ostatnich 17 lat „udało” się to jeszcze tylko Pistons w sezonie 2008/2009.

Mecz oglądało 17215 widzów czyli niemal komplet (maksymalna widownia 17317). Była to jedna z ostatnich okazji do oglądania Kings w Sacto ponieważ niemal pewne są przenosiny w przyszłym sezonie zespołu do Anaheim.

Jazz: P. Millsap 21, C.J. Miles 6, A. Jefferson 11, E. Watson 9, G. Hayward 19 – F. Elson 0, K. Weaver 19, J. Evans 6, K. Fesenko 2, D. Favors 4.

Kings: F. Garcia 17, D. Cousins 17, S. Dalembert 2, M. Thornton 15, T. Evans 24 – B. Udrih 12, D. Jackson 11, J. Thompson 6, D. Green 2.