Wielkie emocje w Staples Center!

Normalny mecz koszykówki trwa cztery kwarty. Czasami zdarza się dogrywka i spotkanie automatycznie ulega przedłużeniu. W ekstremalnych sytuacjach jedna dogrywka nie wystarcza. Tak właśnie było podczas konfrontacji Phoenix Suns vs. Los Angeles Lakers. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były aż trzy dogrywki!

PHOENIX SUNS – LOS ANGELES LAKERS (31:27, 29:39, 26:29, 26:17, 9:9, 9:9, 7:9)


Nie ukrywam, że spodziewałem się raczej spokojnej wygranej „Jeziorowców”. Strasznie jednak się pomyliłem.Byliśmy świadkami niezwykle wyrównanego meczu.

W trzeciej kwarcie jeszcze zanosiło się na spokojne zwycięstwo Los Angeles Lakers. Gospodarze prowadzili nawet 21 punktami. Celne rzuty za trzy oraz dobra gra pod kosz pozwoliła zawodnikom Phoenix Suns zniwelować straty. Do pieca dorzucili jeszcze na początku IV kwarty i w niespełna trzy minuty odrobili dziesięć punktów. Od tej chwili w hali Staples Center panowały tylko wielkie emocje i wyrównana walka.

Na 1:17 min przed końcem po punktach Kobe’go Bryanta LAL prowadzili 112:106. Nie zwiastowało to jednak spokojnego zakończenia tego meczu, gdyż „Słońca” nie złożyły broni. Szybko trójkę odpalił Channing Frye, który rozgrywał bardzo dobry mecz. Zdobył 32 punkty oraz miał 14 zbiórek, co jest rekordem jego kariery. Jakiś czas później również z dystansu trafił Grant Hill doprowadzając do remisu. W odwecie Bryant nie trafił i to Phoenix miało jeszcze możliwość zakończenia tego spotkania w regulaminowym czasie gry, ale Vince Carter (17 pkt, 7/23 z gry i 5 as) nie trafił z dystansu.

W dogrywce walka znowu toczyła się łeb w łeb. W ostatnich sekundach Lakers wyrobili sobie trzy punkty przewagi, ale przy rzucie rozpaczy został sfaulowany Channing Frye przez Lamara Odoma i wykorzystał wszystkie trzy rzuty wolne. Frye rozegrał naprawdę kapitalne zawody.

W drugiej dogrywce role troszeczkę się odwróciły i to Los Angeles Lakers musieli odrabiać w samej końcówce dwupunktową stratę. Pau Gasol został sfaulowany przez naszego Marcina Gortata i Hiszpan również nie pomylił się z linii rzutów wolnych doprowadzając do remisu. To oznaczało tylko jedno – trzecia dogrywka i nieziemskie emocje!

Byłoby bardzo ciekawie, gdyby doszło to jeszcze jednej dogrywki. Emocje w tym meczu zakończyły się jednak po trzecim dodatkowym czasie gry. Nie możemy narzekać, bo to i tak niewyobrażalnie dużo. Los Angeles Lakers wreszcie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Bardzo ważną rolę odegrał Ron Artest. Gdy jego zespół prowadził tylko jednym punktem przechwycił piłkę i udanie zakończył kontrę. Chwilę później dołożył kolejne dwa punkty. To były prawdziwe ciosy w serce „Słońc”, które odebrały im znaczną część woli walki. „Ron Ron” zdobył w całym meczu 18 punktów oraz zebrał 5 piłek. Na nic zdał się już kolejny rzut z dystansu Channinga Frye’a, bo udanie odpowiedział Kobe Bryant, a spotkanie celnym rzutem zakończył Grant Hill, ale to już nic nie zmieniło. „Jeziorowcy” wygrali ten niezwykły thriller.

Świetnie zaprezentował się lider zwycięzców, czyli Kobe Bryant. „Black Mamba” zdobył 42 punkty, a do tego miał jeszcze 12 zbiórek i 9 asyst. Jak na lidera przystało, trafiał w ważnych momentach. Pod koszem bardzo dobrze zagrali również Pau Gasol oraz Lamar Odom. Obydwaj zanotowali double-double. Hiszpan miał 24 punkty i 12 zbiórek, a Odom 29 punktów, 16 zbiórek oraz 5 asyst. Z ławki najlepszą zmianę dał Matt Barnes, który zdobył 13 punktów i zebrał 5 piłek.

Po ostatnim meczu na spore pochwały zasłużył Derek Fisher. Tym razem doświadczony rozgrywający LAL już tak nie błyszczał. Miał 0/7 z gry, a jedyne swoje dwa punkty zdobył z linii rzutów wolnych.

W Phoenix Suns kolejny raz niczym profesor zagrał Steve Nash. Statystyki na poziomie 19 punktów, 20 asyst oraz 5 zbiórek robią wrażenie. Kanadyjczyk trafił kilka niezwykle ważnych rzutów w czasie pogoni za rywalami. Obok Frye’a był najjaśniejszym promykiem „Słońc”. Trzecim, który błyszczał był Marcin Gortat. Uzyskał 24 punkty oraz 16 zbiórek i trzeba przyznać, że to był bardzo dobry występ „Polskiego Młota”. Double-double zaliczył też Grant Hill (11 pkt i 10 zb). Z ławki, obok Gortata, niezłe wsparcie dali też Aaron Brooks (15 pkt) oraz Mickael Pietrus (11 pkt).

To był niezwykle ekscytujący mecz z silnym nastawieniem na defensywę. Punktowali wszyscy zawodnicy, którzy pojawili się na parkiecie. To było niesamowite widowisko! Takie mecze pamięta się na długo!

Los Angeles Lakers legitymują się teraz bilansem 51-20. Umocnili się na drugim miejscu Konferencji Zachodniej. Teraz powinno być im jeszcze łatwiej, gdyż po zawieszeniu wraca do gry Andrew Bynum. Ten center to ważny element planu Phila Jacksona.

Natomiast Phoenix Suns jeszcze bardziej oddalają się od Playoffs. Obecnie mają bilans 35-34 i zajmują dziesiątą pozycję na Zachodzie. Kontynuowanie rozgrywek po sezonie regularnym może być już dla „Słońc” niezwykle trudne.