Suns wracają na właściwe tory

Phoenix Suns wygrali na wyjeździe z Los Angeles Clippers i nie poddają się w walce o awans do playoff.


Phoenix Suns(35-33) 27 27 27 27 108
Los Angeles Clippers (27-44) 23 26 29 21 99

Suns przystąpili do meczu osłabieni brakiem rezerwowego rozgrywającego Aarona Brooksa, który został zawieszony przez NBA za rzucenie piłką w sędziego w poprzednim meczu z Warriors (sytuację można zobaczyć tutaj). Zmiana nastąpiła także w pierwszej piątce Clippers. Chorego na zapalenie płuc DeAndre Jordana zastąpił Chris Kaman.

Kaman (21 pkt., 11 zb., 2 blk.) zaczął to spotkanie w bardzo efektowny sposób blokując w pierwszej akcji powolnego Robina Lopeza (12 min., 1 pkt., 1 zb.). Pierwsze minuty zostały zdominowane przez podkoszowy duet gospodarzy czyli Kaman/Griffin i LAC prowadzili 17-10. Alvin Gentry wprowadził na parkiet Hakima Warricka (15 min., 12 pkt., 2 zb., 2 prz.) i Marcina Gortata czego efektem było zniwelowanie przewagi Clipps w pomalowanym. Suns szybko jednak odrobili straty, a po runie 12-2 objęli prowadzenie 22-19. Kwarta skończyła się wygraną gości 27-23.

W drugiej kwarcie rezerwowi „Słońc” nie marnowali czasu i zaczęli odskakiwać Clippers. Po trafieniu Zabiana Dowdella (8 pkt., 2 ast.) przyjezdni prowadzili 33-26. Wadą Suns w tym sezonie jest brak stabilności i wahania formy. Tak więc Griffin i spółka po kilku akcjach prowadzili już 37-35, a siedem punktów z rzędu zdobył Randy Foye (13 pkt., 4 zb.).

Pierwsza połowa to popis Steve Nasha (23 pkt., 13 ast., 7 zb.), który po 24 minutach gry miał na koncie 15 punktów, 7 asyst i 7 zbiórek co pozwalało mu myśleć o pierwszym od 2006 roku triple-double. Drugim graczem, który dodał grze Suns poweru i pozwolił wygrać tą połowę 54-49 był Jared Dudley (14 pkt., 6 zb.). rezerwowy skrzydłowy zdobył w drugiej kwarcie 12 punktów i zebrał 5 piłek z atakowanej tablicy. Z obroną Phoenix zupełnie nie dawał sobie rady Blake Griffin co zaowocowało tylko trzema trafionymi rzutami z gry na jedenaście prób w dwie kwarty.

Trzecią odsłonę Suns rozpoczęli tradycyjnie już ostatnio z Marcinem Gortatem w piątce. Ta część gry była jednak popisowa w wykonaniu Channinga Frye. Szczudłowaty skrzydłowy zdobył w tym okresie 13 punktów. Po jego dwóch trafieniach z rzędu goście objęli prowadzenie 65-57. Zaznaczyć trzeba, że były to pierwsze trafienia Frye’a (19 pkt., 4 zb.) w tym meczu ponieważ w pierwszej połowie fatalnie pudłował.

Na dobre do gry wrócił także Chris Kaman i zdobywając 8 punktów nie pozwolił Suns odskoczyć na więcej niż 4-5. Brakowało mu jednak wsparcia ze strony Griffina oraz przede wszystkim Ericka Gordona (10 pkt., 5 zb., 4 ast., 4-11 FG). Ten drugi został zatrzymany przez Granta Hilla. Weteran Suns mimo słabych statystyk w tym spotkaniu udowodnił jak wiele znaczy dla swojej drużyny. W poprzednim meczu przeciwko Warrios zatrzymał Montę Ellisa na ośmiu punktach. Dzisiaj Gordon skończył mecz z dziesięcioma co było spowodowane genialną defensywą Hilla. Grant w trzeciej „ćwiartce” wymusił dwa faule ofensywne graczy LAC i nękał ciągle Gordona, który musiał oddawać rzuty pod presją.

Na ostatnią odsłonę Suns wyszli na parkiet z Dowdellem na jedynce. Przez pierwsze dwie akcje zirytował mnie i zapewne Alvina Gentry’ego dwoma pudłami z piątego metra kiedy nie było jeszcze pod tablicami żadnego z jego kolegów mogących zebrać piłkę po niecelnym rzucie. Trzeba jednak przyznać, że dość szybko odkupił swoje grzechy. Wydatnie pomógł mu w tym Dudley, który kolejny raz zebrał piłkę w ataku po niecelnym rzucie kolegów i udanie ponowił atak by po chwili wracając do obrony przechwycić piłkę. Natychmiast oddał ją do Dowdella, który zdobył dwa punkty. Nie minęła nawet minuta, a rezerwowy rozgrywający „Słońc” trafił jeszcze dwa rzuty. Świetną partię rozgrywał Gortat (17 pkt., 13 zb., 7-10 FG) i po jego trafieniu przewaga urosła do trzynastu punktów (95-82).

Emocje w Staples Center sięgnęły zenitu kiedy trzy faule w ciągu minuty sędziowie odgwizdali Griffinowi (17 pkt., 2 zb., 3 ast., 6-18 FG) co oznaczało dla niego konieczność opuszczenia parkietu z powodu wyfaulowania na cztery minuty do końca. Szczególnie ostatnie przewinienie gwizdnięte w ataku na Gortacie rozwścieczyło debiutanta. Pomijając to czy faul był czy nie Blake skończył tą akcję fantastycznym dunkiem. Protestujący BG dostał jeszcze przewinienie techniczne co wzburzyło publiczność, która już do końca meczu wygwizdywała graczy Phoenix i „sprawiedliwych”.

Niebawem kolejną „trójkę” dołożył Frye i mecz można było uznać za rozstrzygnięty. Wynik 101-89 na 2:25 przed końcem nie pozostawiał złudzeń fanom Clippers. Jeszcze po rzucie zza łuku Briana Cooka przewaga zmalała do siedmiu „oczek” (104-97), ale trzy następne punkty Frye’a dobiły gospodarzy. Po tym meczu Suns zbliżyli się na dwa meczy do ósmych Grizzlies.

Ogromne znaczenie w tym meczu miała siła ławki rezerwowych Suns. 51 punktów, które podzielili między siebie Gortat, Dowdell, Warrick i Dudlmy były decydujące. Szczególnie w ostatniej kwarcie aż 18 na 27 zdobyczy należało do graczy z ławki.

Suns: G. Hill 6, Ch. Frye 19, R. Lopez 1, S. Nash 23, V. Carter 8 – H. Warrick 12, M. Pierus 0, Z. Dowdell 8, J. Dudley 14, M. Gortat 17.

Clippers: R. Gomes 3, B. Griffin 17, Ch. Kaman 21, M. Williams 18, E. Gordon 10 – B. Cook 3, I. Diogu 7, R. Foye 13, C. Smith 2, A. Aminu 0, E. Bledsoe 5.