Lakers po raz pięćdziesiąty

Portland Trail Blazers (40-30)
20 28 18 14 80
Los Angeles Lakers (50-20)
27 17 18 22 84

Los Angeles Lakers przystępowali do tego meczu bez Andrew Bynuma, który został zawieszona na dwa spotkania za brutalny faul na Michaelu Beasley’u. Jego miejsce w pierwszej piątce „Jeziorowców” zajął oczywiście Lamar Odom. Bez Bynuma LAL mieli jednak problemy przy walce na desce. Przegrali zbiórki w stosunku 45:35. Wspomniany juz Odom oraz Paul Gasol robili co mogli w tym elemencie, ale nie mieli wystarczającego wsparcia od reszty zespołu. Odom uzyskał 16 punktów i 11 zbiórek, a Gasol 14 punktów i 13 zbiórek. W Portland Trail Blazers dobrze na deskach radzili sobie Marcus Camby (3 pkt i 10 zb) oraz Gerald Wallace (9 pkt i 9 zb). Różnica polega na tym, że w ekipie gości na deskach walczył niemal cały zespół, a w Lakers oprócz wymienionego podkoszowego duetu nikt więcej. Wspomnę jeszcze, że dla Camby’ego to spotkanie nie zakończyło się przyjemnie. Podczas ostatniej kwarty doznał jakiegoś urazu i musiał opuścić parkiet.

Samo spotkanie było naprawdę wyrównane. Po pierwszej kwarcie wydawało się, że to dzień Lakers, ale druga odsłona odwróciła bieg wydarzeń. To Portland schodziło do szatni prowadząc 48:44. W trzeciej kwarcie wynik cały czas oscylował w granicach delikatnej przewagi Blazers. Ta część meczu zakończyła się jednak miłym akcentem dla Lakers, gdyż Matt Barnes (7 pkt) trafił niemal z połowy boiska równo z końcową syreną. Może to był znak, że „Jeziorowcy” po prostu nie mogą tego dnia przegrać?

Czy mogą czy nie mogą miała nam odpowiedzieć IV kwarta. Okazało się w niej, że Lakers faktycznie nie mogą tego przegrać. Dlaczego? Odpowiedź jest jedna – Kobe Bryant. „Black Mamba” bardzo dotkliwie ukąsił swoich rywali i to w momencie, w którym najmniej chcieliby być ukąszeni. Kobe trafił kilka naprawdę kluczowych rzutów. Nie przeszkadzało mu, że niemal siedzi na nim Brandon Roy (8 pkt) czy skacze przy nim LaMarcus Aldridge. Bryant po prostu trafiał. Zdobył w tym meczu 22 punkty i bez niego Lakers naprawdę mieliby spore problemy z odniesieniem pięćdziesiątego zwycięstwa w obecnym sezonie. Kobe w bardzo ważnym momencie przycisnął pedał gazu i najpierw poprowadził swój team do zniwelowania przewagi Portland, a następnie zapewnił zwycięstwo. Dodatkowo w najważniejszych momentach uaktywnił się inny weteran, a mianowicie Derek Fisher. „Fish” zdobył w tym spotkaniu 8 punktów, a połowę z tego w ciągu dwóch ostatnich, kluczowych minut. To właśnie on ustalił wynik tego meczu celnym rzutem z półdystansu na 10 sekund przed końcem.

Gdy Blazers już zupełnie tracili ten mecz z rąk sytuację starał się jeszcze ratować Nicolas Batum. Ogólnie to Francuz rozegrał bardzo dobre spotkanie. Zdobył 25 punktów. Na 28 sekund przed końcem trafił za trzy i zniwelował tym samym prowadzenie Lakers do zaledwie dwóch punktów. W kolejnej akcji pozamiatał jednak wszystko Derek Fisher celnym rzutem. Obok Batuma, po stronie przyjezdnych, dobrze sobie radził również LaMarcus Aldridge. Zdobył 18 punktów i miał 6 zbiórek.

Ron Artest zdobył w tym meczu 10 punktów. W samej końcówce musiał jednak przypomnieć o sobie jego charakter. Wdał się w małą przepychankę z Wallace’m i został ukarany przewinieniem technicznym. To jest właśnie „Ron Ron” i innego zachowania nie możemy po nim oczekiwać.

Ławka rezerwowych LAL okazała się mniej skuteczna niż ich odpowiednicy z Portland. Nie można się jednak temu dziwić. Lamar Odom wskoczył przecież do pierwszej piątki, a to właśnie on jest główną siłą rezerwy z „Miasta Aniołów”. Blazers wygrali pojedynek ławek w stosunku 21:14. W Lakers punktowało tylko dwóch zawodników. Matt Barnes oraz Shannon Brown zdobyli po 7 punktów. Wśród gości najlepszym rezerwowym był Rudy Fernandez, który dołożył 10 punktów i 5 zbiórek.

Los Angeles Lakers od czasu przerwy na All-Star Weekend mają bilans 12-1. Naprawdę bardzo dobrze sobie radzą. To było ich pięćdziesiąte zwycięstwo w tym sezonie. Czyżby rozgrzewali silniki przed Playoffs?