Pistons przerwali serię trzech porażek

Detroit Pistons mieli za sobą ciężką serię wyjazdową na Zachodzie. Grali z San Antonio Spurs, Oklahomą City Thunder oraz Denver Nuggets. Wszystkie te mecze przegrali. Teraz jednak wrócili do „The Palace of Auburn Hills” i spokojnie rozprawili się z Toronto Raptors.

Toronto Raptors (18-49)
24 28 24 17 93
Detroit Pistons (24-44)
38 25 24 20 107

Spotkanie rozpoczęło się od niecelnego rzutu Tayshauna Prince’a, a w odpowiedzi dwa punkty zdobył DeMar DeRozan. To było pierwsze i zarazem ostatnie prowadzenie Toronto Raptors w tym meczu. Dosłownie chwilę później celnymi rzutami wolnymi wyrównał Ben Wallace (6 pkt i 8 zb) i od tej pory niemal cały czas na parkiecie królowało Detroit Pistons. Pierwsza kwarta to zdecydowana przewaga gospodarzy. Już na samym starcie wyrobili sobie cenną przewagę. Ozdobą pierwszej części spotkania były bez wątpienia dwa niezłe wsady Tracy’ego McGrady’ego. „T-Mac” zdobył w tym meczu 7 punktów i miał 4 asysty.

Dalsza część tej konfrontacji to już utrzymywanie przewagi przez „Tłoki”. Różnica punktowa dzieląca oba zespoły wynosiła maksymalnie 20 punktów. Trzeba jednak przyznać, że Toronto Raptors miało szansę wrócić do gry. Tak było np. na początku III kwarty. Po akcji 2+1 Jamesa Johnsona (9 pkt, 5 zb i 4 as) przewaga Detroit stopniała do sześciu punktów. Było 64:70. Kilka udanych akcji, których autorem był głównie Greg Monroe, zaprowadziło ponowny spokój na parkiecie. Detroit nie oddało już tego zwycięstwa.

Pistons byli stroną dominującą w grze podkoszowej. Wygrali zbiórki (38:42) oraz byli lepsi w punktowaniu z pomalowanego (40:58). Bardzo dobrze spisał się wspomniany już Greg Monroe. Zdobył 21 punktów, a do tego miał 10 zbiórek oraz 5 asyst. W Toronto Raptors z całego pakietu graczy podkoszowych najlepszy był Andrea Bargnani. Włoch zanotował 20 punktów. Wiemy jednak, że to nie jest typ „wojownika pomalowanego”, a właśnie takiej typowej walki podkoszowej zabrakło przyjezdnym.

Świetnie w tym meczu spisały się dwie strzelby z Detroit. Tayshaun Prince zdobył 22 punkty (oraz zebrał 6 piłek), a Richard Hamilton rzucił 24 punkty.

Superbohaterem z ławki rezerwowych Pistons okazał się Rodney Stuckey. Zdobył tylko 3 punkty (3/4 z linii rzutów wolnych), nie trafił jednego rzutu z gry, ale zadziwił czymś innym. Rozdał aż 14 asyst. To rekord jego kariery. Po meczu Stuckey przyznał:

A lot of people don’t know I’m a good passer, so I tried to showcase that tonight.

Ciekawe jak długo pozostanie w nim taka olbrzymia chęć do podawania ;).

W Toronto Raptors jeden rezerwowy też pokazał się z bardzo dobrej strony. Leandro Barbosa zdobył 18 punktów. Niewiele gorszy rezultat osiągnął pierwszopiątkowy DeMar DeRozan, który zdobył 16 „oczek”. Hiszpański rozgrywający, Jose Calderon, uzbierał 10 punktów oraz 6 asyst. Pozostali zawodnicy kanadyjskiego jedynaka nie stanęli na wysokości zadania.