Kevin Love zaliczył 44. double-double z rzędu, Wolves znów przegrali

Minnesota Timberwolves uległa na własnym parkiecie Memphis Grizzlies 95:104. Przegrali zatem szósty mecz z rzędu. Mimo to Kevin Love ma powód do dumy. Zanotował 44. double-double z rzędu i wyrównał wynik Mosesa Malone’a, który miał tyle samo double-doubles z rzędu w sezonie 1982-83. Love nie był jednak najlepszym zawodnikiem w dzisiejszym meczu, bo był nim Zach Randolph, który poprowadził Grizzlies do piątego zwycięstwa w sześciu ostatnich meczach.

Memphis Grizzlies (32-27) 104:95 Minnesota Timberwolves (13-45)

(26:18, 28:24, 22:26, 28:27)

Zach Randolph – 24 pkt, 10 zb, Mike Conley – 22 pkt, 9 ast, 5 zb, Sam Young – 16 pkt, 9 zb

Kevin Love – 15 pkt, 11 zb, Luke Ridnour – 15 pkt, 5 zb, 5 ast, Michael Beasley – 14 pkt, 7 zb

Mecz znacznie lepiej zaczęli goście z Memphis, którzy pierwsze 3 minuty meczu wygrali 10:2. Timberwolves wzięli się jednak za odrabianie strat i na 5:39 do końca przegrywali już tylko 3 punktami (14:11). To jednak było wszystko, na co stać było gospodarzy, a Grizzlies szybko powiększyli przewagę do sześciu, a później ośmiu punktów. Kwarta zakończyła się właśnie taką różnicą – Grizzlies po pierwszej odsłonie prowadzili 26:18.

W pierwszych 4 minutach i 8 sekundach drugiej kwarty Wolves zajęli się odrabianiem strat i po upływie tego czasu zmniejszyli dystans między nimi a Grizzlies do tylko czterech punktów (30:26). Jednak wtedy Wolves zablokowali się i w ataku i w obronie – w ciągu następnych dwóch minut nie zdobyli punktu, pozwalając Niedźwiadkom na 9 punktów i ich strata do gości wynosiła już aż 13 punktów (39:26). Wilkom w tej kwarcie udało się zredukować straty tylko do 8 punktów, jednak i tej różnicy nie potrafili utrzymać. Goście tuż przed końcem kwarty znów osiągnęli większą, bo aż 14-punktową przewagę i tylko dzięki Luke’owi Ridnourowi i jego lay-up’owi na 9 sekund przed końcem pierwsza połowa zakończyła by się właśnie taką różnicą (54:42).

Trzecia kwarta to kolejna próba odrabiania strat przez Wilki Nie do końca udana. Tę kwartę dobrze określa 15-punktowa przewaga, jaką na 4:01 do końca odsłony osiągnęli Grizzlies. Wtedy prowadzili oni 73:58, jednak Wolves nie złożyli broni. Na 18 sekund do końca trzeciej kwarty Anthony Tolliver skończył akcję wsadem i Timberwolves przegrywali już tylko pięcioma punktami (73:68). Gdyby taką różnicę otrzymali przez pozostałe sekundy tej kwarty, bylibyśmy pewnie świadkami bardziej emocjonującej czwartej kwarty. Niestety dla Timberwolves, na 2 sekundy przed końcem trzeciej odsłony za trzy trafił Sam Young (76:68).

Po dwóch minutach ostatniej odsłony wydawało się, że ten mecz jest już całkowicie obdarty z emocji. Wtedy, po trafieniu Tony’ego Allena, Grizzlies prowadzili 81:72. Ale to jest NBA! W ciągu następnej minuty Timberwolves zdobyli 6 punktów z rzędu – po dwóch trzypunktowych trafieniach Wayne’a Ellingtona (81:78, na 9:18 do końca). Wtedy znowu Wolves nie udało się objąć prowadzenia lub chociaż utrzymać tę różnicę. Grizzlies zdobyli 7 punktów z rzędu i na 7:13 do końca prowadzili już 88:78. Przez kilka następnych minut przewaga oscylowała wokół mniej więcej 10 punktów – Wilkom dopiero na 28 sekund do końca udało się zmniejszyć stratę do 6 punktów. Wtedy było już za późno – chociaż gospodarze podjęli jeszcze walkę i faulowali. Niestety, mimo, że goście niektórych osobistych nie trafiali, to jednak Wilki nie wykorzystały szansy na zredukowanie straty  – nie trafiali rzutów, pozwalali na zbiórki w ataku, źle podawali. Ten mecz zakończył się jednak, gdy Grizzlies z trzypunktowej przewagi zrobili 10-punktową.

44. double-double z rzędu zaliczył Kevin Love (15 pkt, 11 zb) i tym samym zrównał się Moses’em Malone’em pod względem liczby double-doubles z rzędu. Malone taką serię zaliczył w sezonie 1982-83. Love – jak zwykle – był dziś najlepszym zawodnikiem swojej drużyny, mimo, że był dość nieskuteczny (4-11 FG). Ale po prostu w szeregach Timberwolves nie ma nikogo grającego na lepszym poziomie. Michael Beasley? 14 punktów, 7 zbiórek, spudłował 12 z 17 rzutów. Był jeszcze Luke Ridnour (15 pkt, 5 zb, 5 ast), choć i on pudłował (5-12 FG). Wayne Ellington (16 pkt, 5-11 FG) był dziś najlepszym strzelcem z ławki – na pochwałę zasługuje też dlatego, że trafił dwie ważne trójki (te przybliżające Wolves na 3 punkty). Byli też tacy, którzy choć pod względem strzeleckim nie zasłynęli, to jednak dobrze zbierali. Chodzi mi o Darko Milicica (8 pkt, 7 zb, 3 blk), ale też o Nikolę Pekovica (2 pkt, 7 zb) i Lazara Haywarda (8 pkt, 6 zb). Jednak jeśli chodzi o skuteczność z gry, ta nie była zbyt dobra (37%).

Zach Randolph (24 pkt, 10 zb, 5 ast) w plotkach transferowych łączony jest z Orlando Magic. Dzisiaj udowodnił, że faktycznie jest bardzo dobrym graczem. Z-Bo był najlepszym spośród Grizzlies, a wspierali go Mike Conley (22 pkt, 9 ast, 5 zb, 5-15 FG), Sam Young (16 pkt, 9 zb) i Tony Allen (16 pkt). Dobrze spisali się też Marc Gasol (9 pkt, 6 zb) i OJ Mayo (9 pkt), choć ten drugi nie cieszy się zapewne z faktu, że spudłował 8 z 12 rzutów, w tym 6 z 7 rzutów zza łuku.