Królowie na kolanach. Powrót Evansa

Ostatnie mecze Boston Celtics poza tym przeciwko Lakers, są nudne jak zeszłoroczny konkurs wsadów. Minionej nocy Green Team zgasił światło w ARCO Arenie i nawet nie powiedział „dobranoc”.

Całe Sacramento miało nadzieję na dobry wynik w meczu przeciwko Celtics (37-11) ponieważ do gry po kontuzji wracał Tyreke Evans. Niestety dla miejscowych kibiców, spotkanie okazało się jednym wielkim kontrolowaniem gry przez koszykarzy gości, mimo iż Kings (12-34) mieli w pewnym momencie 10-punktowy odlot…


Sacramento Kings 90:95 Boston Celtics (20:27, 34:18, 17:29, 19:21)
Tyreke Evans 20 pkt. 4 zb. 4 as. oraz Ray Allen 22 pkt. 6 zb. 2 as.

 

Królowie mieli o co walczyć, gdyż jeszcze na 8 minut przed końcem gry przegrywali tylko jednym oczkiem, jednak Celtowie odpalili serial punktowy, który skończył się wynikiem 9-0. Taki scenariusz zwyczajnie zniechęcił Sacramento, które wcześniej dało sobie wydrzeć 10 pkt. przewagi. O dorobek strzelecki zadbało aż czterech zawodników z pierwszej piątki C’s, bo tylko Shaq (3 pkt.) nie zdołał uzyskać tzw. double-digit. Niemniej jednak pod koszem świetnie spisali się w to miejsce rezerwowi – Glen Davis i Kendrick Perkins. Ten pierwszy rzucił 14 oczek, a drugi zebrał 10 piłek. Tym samym wieżowce Doca Riversa znów zamordowały rywala na tablicach, wygrywając w pkt. z pomalowanego 48:28.

 

Po stronie gości najwięcej, bo 22 oczka zdobył bardzo skuteczny Ray Allen, który trafił 9-15 rzutów z gry, w tym 4-7 trójek. O aspekty ofensywne zadbał w swoim stylu Rajon Rondo, autor 17 pkt. i 10 asyst. Dla Sacramento najlepiej punktowali uczestnicy tegorocznego meczu Rookies vs. Sophomores, a więc wspomniany wcześniej Evans – 20 oraz pierwszoroczniak DeMarcus Cousins – również 20 oczek. Pięć pkt. mniej dołożył rezerwowy Donte Greene.

Tym pięknym akcentem Celtics kończą swoją podróż po zachodnim wybrzeżu z bilansem 3-1. Następny mecz bostończycy zagrają dopiero w piątek, a ich rywalami będą Dallas Mavericks.