Garnett wraca, Boston bije Orlando

Dzień Martina Luthera Kinga zgotował nam w NBA nie lada ucztę. Minionej nocy doszło bowiem do pojedynku Boston Celtics z Orlando Magic, który okazał się istną bitwą i prawdziwym popisem ofensywy.

Celtics (31-9) wygrali 109:106, jednak spotkanie zgotowało nam aż 26 zmian prowadzenia i co ciekawe najwyższa przewaga Magic (26-15) wynosiła zaledwie 2 punkty. Niemniej dopiero w samej końcówce koszykarzom z Bostonu udało się doprowadzić do wygranej, a wszystko za sprawą starej „Big Three” w składzie Paul Pierce, Ray Allen oraz powracającego po kontuzji Kevina Garnetta


Boston Celtics 109:106 Orlando Magic (27:22, 28:32, 26:27, 28:25)
Ray Allen 26 pkt. 5 zb. 2 as. oraz Dwight Howard 33 pkt. 13 zb. 3 as.

 

Poza samym spotkaniem wydarzeniem wieczoru był rzecz jasna powrót KG. Jak się później okazało Garnett na boisku robi ogromną różnicę, zwłaszcza w defensywie. W kluczowym momencie „Big Ticket” zaliczył bardzo ważny przechwyt, który dał Celtom zwycięstwo. Po wyrównanej walce w trzech kwartach, na nieco ponad 50 sekund ostatniej Jameer Nelson doprowadził do 18. wyrównania w meczu. Chwilę później akcję 2+1 zaliczył Paul Pierce, który próbując przedryblować Jasona Richardsona sprytnie sprokurował na nim faul, trafiając jednocześnie na 106:104 dla C’s. W następnej akcji ponownie rozgrywał Nelson, jednak wtem piłkę przechwycił Garnett, który natychmiast podał do wybiegającego, a sekundę później faulowanego Allena.

– Byliśmy zupełnie innym zespołem. Kevin jest po prostu niezastąpiony. On powstaje za każdym razem gdy wraca na parkiet – powiedział po meczu Pierce. Dzięki KG bostończycy wygrali z Magic w punktach z pomalowanego 52:26, a sam Garnett zakończył mecz z 19 pkt. i 8 zb. Z linii obwodu jak zwykle kapitalnie reżyserował planem akcji Rajon Rondo, autor double-double na poziomie 13 as. i 10 pkt.

Boston po raz kolejny rzucał przeciwnikowi na 60-procentowej skuteczności, a najlepszy strzelec gospodarzy – Ray Allen – trafił 8/11 rzutów z gry + 3/4 trójki, co dało mu 26 oczek. Co ciekawe dokładnie połowa z nich padła w czwartej kwarcie gry. – Największy rzut był to ten autorstwa Raya Allena z rogu boiska (2:17 przed końcem 4 kwarty – przyp. red), to było niewiarygodne. Broniliśmy go cały mecz, a on i tak zdołał trafiać. Ten rzut był niesamowity i przez takie coś zobaczycie go kiedyś w Hall Of Fame – powiedział trener Magic Stan Van Gundy.

Ważne: 35-letniemu Allenowi po wczorajszym meczu zostało już tylko 27 celnych trójek do wyrównania rekordu wszech-czasów Reggiego Millera (2.560).

Po stronie gości double-double zgarnął Dwight Howard, notując 33 pkt. i 13 zb. Rayan Anderson dołożył dołożył 16 oczek z ławki (4/6 trójek), a dwa mniej J-Rich. Mimo wszystko, niestety dla fanów Orlando, ich Magic wczorajszym meczem przerwali dobrze zapowiadającą się passę zwycięstw na zaledwie dwóch, a odkąd do drużyny dołączyli Gilbert Arenas (7 pkt.), Jason Richardson (14 pkt.) i Hedo Turkoglu (11 pkt.) zespół jest na bilansie 10-4.