Lakers po raz siódmy z rzędu

Los Angeles Lakers okres dołowania mają chyba już za sobą. Odnieśli właśnie siódme zwycięstwo z rzędu. Tym razem ich ofiarami została ekipa New Jersey Nets.

New Jersey Nets (10-29)
24 16 23 25 88
Los Angeles Lakers (30-11)
22 23 25 30 100

 

Przed meczem odbyła się mała ceremonia, w której Kobe Bryant oraz Derek Fisher wręczyli mistrzowski pierścień za ostatni sezon Jordanowi Farmarowi. Ten rozgrywający, jako wolny agent, przeszedł latem właśnie z Lakers do Nets. Nie był jednak jedynym byłym „Jeziorowcem”, który wystąpił w tym meczu. W koszulce Nets biega też obecnie Sasha Vujacic, który jakiś czas temu został tam wyhandlowany.

Pierwsza kwarta tego pojedynku była bardzo wyrównana. Zakończyła się jednak minimalnym zwycięstwem gości. U graczy Lakers można było dostrzec brak odpowiedniego zaangażowania. W zespole New Jersey Nets szalał szczególnie Brook Lopez, który w pierwszej odsłonie zdobył 13 punktów (tyle co Bryant). Center Nets przez cały mecz sprawiał gospodarzom bardzo dużo kłopotu. Zagrał świetne zawody. Zdobył 35 punktów i miał 6 zbiórek. W kolejnych odsłonach Los Angeles Lakers już jednak przejmowali kontrolę nad meczem i uciekali rywalom. Zdarzały się jednak jeszcze momenty, gdy losy meczu mogły się odwrócić. Np. w czwartej kwarcie, na 7,5 min przed końcem Nets po trójce Vujacicia przegrywali już tylko dwoma punktami (76:78). Lakers jednak nie pozwolili, żeby stało się coś złego, wrzucili wyższy bieg i dowieźli zwycięstwo do końca.

Jak już wspomniałem, Brook Lopez był zawodnikiem z którym Lakers mieli największe problemy. Swoje 35 punktów zdobył na dobrej skuteczności, która wynosiła 13/19. Może liczbą zbiórek nie powalił, bo sześć to jak na takiego centra to raczej niezbyt dużo, ale w tym elemencie świetne wsparcie dawał Kris Humphries. Zebrał 15 piłek, ale za to nie błyszczał w ataku. Zdobył tylko 6 punktów na skuteczności 3/12. Jeśli już przy słabej skuteczności jesteśmy to odnotuję, że słabiutko spisał się Derrick Favors. Rookie, z którym wiązane są spore nadzieje, nie trafił żadnego z sześciu rzutów z gry oraz żadnego z dwóch wolnych.

Kto w takim razie wspierał Lopeza? Na tym polu wykazał się duet byłych obrońców Lakers. Sasha Vujacic zdobył 17 punktów, a Jordan Farmar dołożył 12. Gra przeciwko dawnemu zespołowi chyba wyzwoliła z nich dodatkową energię. Swoją drogą to świetny przykład jak niedawny trade wpłynął pozytywnie na indywidualną karierę Vujacicia. W Lakers jeśli już grał to tylko ogony, a w Nets może rozwijać swoje słoweńskie skrzydła.

W Lakers tradycyjnie pierwsze skrzypce grał Kobe Bryant, który zdobył 27 punktów. Jedna z jego ciekawszych akcji miała miejsce w III kwarcie. Kobe przygotowywał się do rozpoczęcia swojej szarży i… zgubił but! Jak to powiedział jeden z amerykańskich komentatorów – wygląda na to, że Kobe jest zbyt szybki dla samego siebie ;).

 

 

Pod koszem dobrze spisał się Pau Gasol (20 pkt i 9 zb), którego wsparł wchodzący z ławki Lamar Odom (14 pkt i 11 zb). Zupełnie bezbarwny występ zaliczył natomiast Andrew Bynum. Nie dawał sobie zupełnie rady z Lopezem, miał 1/5 z gry, a na dodatek jeszcze problem z faulami.

Odom tradycyjnie dobrze zagrał wchodząc z ławki, ale nie był jedynym „Jeziorowcem” spoza pierwszej piątki, który błysnął. Shannon Brown zdobył 12 punkty, ale i tak chyba już zawsze najgłośniejsze brawa dostanie za widowiskowe wsady, które zawsze ożywiają spotkanie.

Ron Artest coś ostatnio zanotował zwyżkę formy. Teraz przeciwko Nets też się dobrze spisał i zdobył 14 punktów trafiając 5/7 z gry, a w tym 2/3 za trzy. Ciekawe jak długo „Ron Ron” utrzyma taką dyspozycje…