Świąteczny hit dla Heat

To jeden z tych meczów na które wszyscy czekali od startu sezonu. Gwiazdka za nami, a gwiazdy NBA spotkały się na parkiecie Staples Center. Mimo trwających świąt po prostu trzeba było obejrzeć to widowisko.

Miami Heat
20 27 28 21 96
Los Angeles Lakers
14 24 26 16 80

 

Spotkanie minimalnie lepiej rozpoczęli koszykarze Los Angeles Lakers. Po akcjach Lamara Odoma i Dereka Fishera udało im się wyjść na prowadzenie 7:2. Później jednak w grę gospodarzy wdarł się pewien zastój i chaos. Przez dobrą obronę Miami mieli spore problemy, aby trafić do kosza. Gwiazdy LAL, Kobe Bryant i Pau Gasol, rozpoczęli spotkanie od beznadziejnej skuteczności 0/12 z gry. Nie tego oczekuje się od liderów. Grali zbyt na siłę. Był moment, że Lakers przez ponad cztery minuty nie mogli zdobyć punktów. Kosz rywali był zaczarowany. Oddali wtedy 10 niecelnych rzutów pod rząd. Czarną serię przełamał dopiero w ostatniej minucie inauguracyjnej kwarty Andrew Bynum, który dwukrotnie zagrał z przeciwnikiem na plecach i dostarczył cztery punkty. Problemy Lakers starali się jak najlepiej wykorzystać gracze Heat z Chrisem Boshem na czele, który po pierwszej kwarcie miał 9 punktów na koncie. Lakers po 12 minutach gry zdobyli zaledwie 14 punktów. Jest to ich najgorszy wynik w pierwszej kwarcie w tym sezonie.

Od tego czasu cały czas trwała kontrola meczu przez Miami. Goście mądrze rozgrywali swoje akcje, dobrze wszyscy się szukali. Na dodatek siali zagrożenie na obwodzie, a w szczególności LeBron James, który w całym meczu miał 5/6 za trzy. Wszystkie błędy LAL skutecznie wykorzystywał Chris Bosh. Lakers nie mieli też recepty na Dwyane’a Wade’a, który jeśli sam nie wchodził pod kosz to potrafił popisać się niezłym podaniem. Do przerwy Miami prowadziło 9 punktami.

„Jeziorowcy” dobrze weszli w trzecią kwartę i można nawet powiedzieć, że udał im się pewien zryw. Byli na fali, zbliżyli się do Heat na sześć punktów (był 51:45), ale zabrakło czegoś, żeby wykonać jeszcze kolejny krok. Zamiast wrócić na prowadzenie to zdarzały im się głupie błędy. A to Ron Artest zawiesił rywala w powietrzu, ale nie trafił spod samego kosza, a to Derek Fisher beznadziejnie podał, a to ponownie Artest przechwycił piłkę, ale wkozłował sobie w nogi. Taka nieporadność Lakers to wręcz woda na młyn dla Miami. Znowu wrócili do spokojnego kontrolowania spotkania i jeszcze powiększyli swoją przewagę.

Czwarta kwarta miała być ostatnią szansą dla Lakers na zmianę losów tego prestiżowego meczu. Okazała się jednak ostrym i bolesnym gwoździem do trumny. Heat jeszcze bardziej odjechali rywalom. Momentami wyglądali jakby byli na jakieś strzelnicy. Ekipa z L.A. zupełnie straciła ducha czy wolę walki. Wyglądali bardzo nieporadnie. Nie potrafili skutecznie bronić przemyślanych ataków Miami, a sami też nie potrafili w ataku nic wielkiego skonstruować. Obydwa zespoły dzieliła wręcz różnica klas.

Miami Heat zostało poprowadzone do tego świątecznego zwycięstwa przez swoją „Wielką Trójkę”. LeBron James zanotował triple-double na poziomie 27 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst. Groźną bronią gości był też świetnie grający Chris Bosh (24 pkt i 11 zb), a wszystkiego dopełnił szybki jak błyskawica Dwyane Wade (18 pkt).

W Lakers też prym wiodła trójka zawodników. Kobe Bryant bo beznadziejnym początku trochę się otrząsnął i ugrał 17 punktów, 7 asyst i 6 zbiórek, ale od niego wymaga się czegoś więcej. Podobnie Pau Gasol, 17 punktów i 8 zbiórek. Tym trzecim był oczywiście Lamar Odom, który zdobył 14 punktów i miał 8 zbiórek.

Między Heat, a Lakers tego wieczoru widoczna była wyraźna różnica. Niech najlepiej świadczy o tym fakt, że prowadzenie 7:2 z samego początku meczu było najwyższym Lakers. „Żary” okazały się lepsze w każdym elemencie. Nawet ich ławka rezerwowych pod przywództwem Mario Chalmersa (13 pkt) była lepsza, gdyż zdobyła 19 punktów, a ich odpowiednicy w Lakers o jeden mniej. Jeśli już jesteśmy przy rezerwowych to wspomnę o „Jeziorowcu” na którego osobiście bardzo liczyłem przed sezonem. Steve Blake zagrał słabiutkie zawody. Był niepewny i zaliczył 0/5 z gry (wszystkie próby za trzy). Lakers potrzebowali kogoś bardziej przebojowego.

Lakers coś znowu złapali zadyszkę. Ostatnio przegrali z Milwaukee Bucks, a teraz z Miami Heat. Co więcej, obydwa mecze odbyły się na ich terenie. Pierwszy raz w tym sezonie zanotowali dwie porażki pod rząd we własnej hali.

Komentarze do wpisu: “Świąteczny hit dla Heat

  1. Zasadniczo bardzo dobry mecz Miami, a bardzo słaby Lakersów i nie ukrywam że bardzo cieszy mnie ta wygrana :-) Niby mecz jak każdy inny sezonu zasadniczego, a jednak ma swój smaczek. Świetny mecz wielkiej trójki, widać że załapali dobrą formę. Po raz kolejny bardzo dobre zawody Chalmersa, wchodzi z ławki i zawsze można na niego liczyć, dobrze że wrócił po tej kontuzji. Martwi troszkę postawa Millera, licze, że jak dojdzie do siebie i będzie miał już odpowiednią formę oraz wdroży się w system Miami to będzie dawał troszkę więcej dobrej gry niż teraz. No i z utęsknieniem czekam na powrót Haslema, bo wtedy ta ławka rezerwowych naprawdę nabierze „ładnego” wyglądu.
    A tak zupełnie na marginesie to rezerwowi MIAMI zdobyli 19 pkt., a rezerwowi Lakers 18 pkt. więc w tym drobnym elemencie też Miami było lepsze od Lakers, nie wiem Mac skąd wziąłeś te 6 oczek dla ławki Miami :-)

  2. @flappjack dzięki za zwrócenie uwagi. Widocznie oczy były już zbyt zmęczone po całym dniu siedzenia przy rodzinnym stole oraz później śledzenia NBA, że nie uwzględniły Chalmersa ;p.

    Pozdrawiam

  3. Można powiedzieć że MAC ma wizje :-) , która może wkrótce się sprawdzi :-)
    Notabene mi w takiej sytuacji zawsze jak coś przewidze mówią żebym w totolotka zagrał, także Mac jak Chalmers zagra w pierwszym składzie to muszisz odwiedzić najblizsze LOTTO :-)

  4. LeBron zaszalał, nie ma co. Piękne statystki jak na taki mecz. Ale do tytułu jeszcze daleka droga, zresztą mimo wszystko nie wydaje mi się, żeby taki był skład tegorocznych finalistów…

  5. Szkoda Mariuszu że nie napisałeś kogo widzisz na ten moment w tegorocznych finałach:-)

Comments are closed.