Gwiezdne wojny rozpoczęte (2)

Hej, hej tu Enbiej!!

Zbliżamy się do końca siódmego tygodnia rozgrywek i nadszedł czas by znów poddać drobnej analizie wydarzenia spod znaku NBA. Ostatnio, wiele ciekawego się wydarzyło i mam nadzieję, że przy Waszej pomocy, nie ominę tych najciekawszych faktów. Więc zaczynajmy Gwiezdne Wojny cz.2.

Poprzednie podsumowanie, znacząco odnosiło się do wielkiej dyspozycji rozgrywających, (a także wielkiej formy poszczególnych drużyn), którzy w wielkim hukiem zainaugurowali rozgrywki 65. sezonu. Przyjrzeliśmy się też formie i nieco niższym lotom, Wade’a, Bosha, Iguodali, B.Davisa czy Turkoglu. Spekulowałem na temat trenerów z tych słabszych drużyn. W końcu wspominaliśmy wielkie występy – Love’a czy Millsapa. Dziś będzie trochę z innej beczki, a zacznijmy od pozytywów.

Ten wielki pozytyw to Amare Stoudemire i zespół N.Y.Knicks, który znajduje się w wyśmienitej formie. Wielkie brawa dla trenera D’Antoniego za odwagę przy sprowadzeniu do zespołu Ray’a Feltona, Landry’ego Fieldsa czy (stare, ale jare przy następnej osobie) Danillo Gallinariego. Dzięki nim, w Nowym Jorku – znów i po chudych latach – oglądają koszykówkę na wysokim poziomie, w dodatku miłą dla oka (Go N.Y. Go N.Y. Go!!!) Popularny „STAT czyli Standing Tall and Talented” dominuje pod koszami z grubymi double-double, a sensacyjny rookie – Fields – pokusił się nawet o nagrodę debiutanta miesiąca na Wschodzie (Landry był 39. w drugiej rundzie draftu, a teraz wyprzedził samego Johna Walla!!). Felton ogólnie też już przystosował się do nowej taktyki, bardziej w stylu run&gun jak to na drużyny z Zachodu przystało, a jego dyspozycja w poprzednim tygodniu i na początku tego (suma 5 spotkań), to wyniki na poziomie ponad 18 oczek i blisko 10 asyst. Jak na razie, kibice w MSG, zapomnieli o haśle pozyskania Chrisa Paula. Po zwycięstwie z Toronto Knicks mają serię 6.wygranych i najlepszą od czasów Pata Ewinga i Allana Houstona z 1995!!

Z Nowego Jorku przeskoczymy do innej wschodniej metropolii tj. Bostonu. Starzy, dobrzy Celtowie mają się świetnie, a nieobecność Rajona Rondo udanie wykorzystywał eks Knickerbocker – Nate Robinson. Były Nowojorczyk poprowadził w minionym okresie, co najmniej do dwóch wygranych (mając na myśli jego zdobycze punktowe). Praktycznie od porażki w Toronto, do formy tego gracza, jak i innych zawodników Celt’s nie ma, co się przyczepić. Obecnie w lidze, tylko jedna drużyna ma lepszy bilans, niż 8.wygranych pod rząd. Patrząc na Celtów nasuwa mi się jedno stwierdzenie, chemia i dusza zespołu może dać im znów miejsce w finale NBA.

Wędrówkę zakończymy na słonecznych plażach Miami, gdzie po serii 6. zwycięstw, w wolnych chwilach, wygrzewa się Big Trio. Od czasu pamiętnej w mediach dyskusji Heat, po kolejnej z rzędu przegranej, faworyci Wschodu wygrali sześć spotkań i wszystkie z nich były pod dyktando wysoko opłacanych gwiazd. Oczywiście wydarzeniem numer jeden i momentem, o którym nikt nie śmiał by zapomnieć, jest powrót Króla w jego rodzinne strony. James praktycznie co mecz jest w pobliżu triple double. Amazing!!

A jeszcze rzut oka na ciemną stronę Wschodu. Na przeciwnym biegunie ujrzymy dwie czerwone latarnie Eastern Conference (licząc ostatnie 2 tygodnie) – Nets i Cavs. Oba zespoły pogubiły graczy w wyniku urazów, potykały się z silnymi rywalami i myślą o wymianach. Ich niechlubne serie to pięć porażek z rzędu. Lekko napomknę o plotkowaniu na temat przenosin Andre Iguodali do Cleveland. Gdzieś tam w korytarzach ligi porusza się również temat przenosin z Cavaliers, Antawna Jamisona.

Jesteśmy teraz na Zachodzie, gdzie Króluje dołuje zespół Kings..Pamiętacie zeszłorocznego R-O-T-Y?? jego zespół zanotował ostatnio już 8. przegranych pod rząd (na szczęście przerwali zła serię minionej nocy). Paul Westphal siedzi na gorącym krześle i przoduje w mojej kategorii potencjalnych zwolnień. Niestety przoduje, bo lubię tego coacha z czasów prowadzenia Phoenix Suns. Wracając do Evansa, tylko 39% z gry, średnia punktowa niższa o blisko 3 oczka do debiutanckiego sezonu (17.6), minimalnie większa liczba strat, a także nieco mniej zbiórek..Z plotek o Kings – to Rockets diagnozowali powrót w wymianie do Carla Landry’ego. W szatni humor kolegom i trenerowi psuje niesforny DeMarcus Cousins. Nie ma co szykuje się kolejny sezon bez play off w największym mieście Kalifornii. Szkoda bo osoba Evansa miała dać „franchise” na miarę rosnącej siły Thunder i drużyny wokół Duranta.

W końcu gorący Texas, gdzie wystrzałową formę notują (niestety nie – kibice Rakiet) Mavericks i Spurs. Dirk Nowitzki myśli mocno o tytule MVP ligi i ma ku temu jak na razie solidne podstawy. W dodatku Jason Kidd, Tyson Chandler, Caron Butler, Shawn Marion czy Jason Terry funkcjonują bez szwanku. Jak najlepsza maszynka; a nawet jakieś drobne wybryki Brendana Haywooda, nie zakłócają chemii drużyny, która odnotowała pasmo aż 10. zwycięstw. W Dallas jak na razie wymiękają najlepsze teamy i ostatnimi, którzy wygrali (jeśli mnie pamięć nie zawodzi) na gorącym teksańskim terenie, byli goście z Chicago. Wówczas fuksiarski rzut za trzy Taja Gibsona zepsół humor Marka Cubana.

Osobna historia to eksplozja formy najlepszej drużyny NBA – nie, sorry Lakers – San Antonio Spurs. Kontuzji ani śladu, zadaniowcy przepracowali lato jak należy (Bonner czy Neal zaskakują mocno in plus, Hill i Splitter wcale nie są gorsi), a Parker nie przejmuje się plotkami wokół rozwodu. Na dodatek Duncan z każdym dniem przypomina sobie, że ciągle jest w ścisłej czołówce podkoszowych ligi. Efekt gry zespołu „Popa” to najlepszy start w historii klubu!!

I tak gdzieś pomiędzy Sacramento i ich słabą grą (włączając Tyreka Evansa), a wystrzałową teksańską dyspozycją, należałoby wyróżnić Blake’a Griffina czyli obecnie numer 1 rookie tego sezonu. Oczywiście jego kosmiczne wsady podbijają serce niejednego fana NBA, a tylko podkreślmy – szkoda – absencji Barona Davisa i Chrisa Kamana..to samo pewnie myśli Vinny Del Negro czyli kolejny coach na gorącym krześle.

Zaczęło nam się głosowanie na gwiazdy i najpopularniejszych graczy, którzy podejmą wyzwanie zwane All Star Game – 20.lutego w Staples Center.

My na swojej stronie wspieramy akcję „Głosuj na Gortata”. Polak w minionym tygodniu miał swoje momenty na parkiecie, a występ w Detroit nieco zaostrzył nasze apetyty na dłuższą grę i lepsze wyniki (również choroba Supermana). Niestety konfrontacja z młodszym i postawniejszym Kangurem-Bogutem w porównaniu ze starym przechodzonym BigBenem okazała się małą porażką Polaka..a szkoda.

W międzyczasie spekulowano też na temat wymian z Orlando Magic w roli głównej. Głównie chodzi o pozbycie się kontraktów Cartera i Lewisa, a także przewietrzenie składu i dodanie świeższej krwi. Niektóre plotki prowadziły Vince’a i Rasharda do stolicy USA w zamian za Arenasa i Blatche. Inne wysyłały Gortata, Richardsona i Andersona do Mo-Town w zamian za Prince’a i tego samego, byłego najlepszego defensora ligi i eks gracza Magic – Wallace’a. Oficjalnie nic na razie się nie kręci w tych sprawach i zaciekawieniem patrzę w stronę Disneyland’u, wyczekując na newsy związane z osobą Marcina.

Temat All Star; kogo chętnie zobaczylibyście w wyjściowych piątkach Eeast&West? Ja postawię na mieszankę weteranów z młodością.

Po wschodniej stronie: Rose-Wade-James-Stoudemire-O’Neal.

Na zachodniej części Stanów, królują u mnie: Williams-Westbrook-Durant-Griffin-Gasol.
Howarda, Nowitizkiego, Anthony’ego, Paula, Bryanta, Rondo czy Nasha i tak wezmą trenerzy.

Z osobnej beczki; co do urazów to niestety ciągle nie wiemy, kiedy do gry wróci Chiński Mur – Yao, a poważnej kontuzji nabawił się skrzydłowy Wilków (którego widziałbym w Miami) – Anthony Tolliver. Perspektywiczny skrzydłowy, który tak świetnie radził sobie w zeszłym sezonie w Warriors, będzie pauzował co najmniej 6 tygodni. Cieszą się fani Lakers, gdyż czarna seria – 4. porażek pod rząd dobiegła końca – a my już wiemy ,że Andrew Bynum jest bardzo bliski powrotu na parkiet. W przyszły wtorek może uda nam się w końcu ujrzeć w grze tego równie perspektywicznego, ale mocno borykającego się z urazami kolan, centra.

Na koniec, nieco za życzenie czytelnika, krótka analiza dokonań mojego ulubionego zespołu – (Śląska Wrocław: reaktywują czy nie?!) – Chicago Bulls. Byki grają solidną defensywę pod okiem Toma Thibodeau (jeszcze jednak nie murowanego kandydata na trenera roku). Jak na razie bardzo udanie gra Derrick Rose, który w końcu zdobywa więcej punktów (na co naciskali kibice czy fani talentu tego gracza), co widać w ligowej czołówce strzelców . Widać poprawę skuteczności w rzutach za trzy punkty, a także tzw. leadership.

Idąc dalej; urazy za sobą i liczne przerwy w przeciągu dwóch lat, ma Luol Deng, którego nowy coach również momentami ustawiał na pozycji numer 4. Na pewno wiele dobrego w obronie robi Joakim Noah, który wydaje się być naprawdę trafioną inwestycją w porównaniu z poprzednimi wysokim Baby Bulls jak Chandler, Curry czy Brand (tego gracza jednak zawsze żałowałem, w kontekście tak szybkiego pozbycia się przez włodarzy klubu). Nowy coachod obrony zaczyna, jak każdy dobry trener, atak swojego zespołu.

Klasą dla siebie w nie jednym spotkaniu okazał się solidny PF – Taj Gibson. Byki wybierając tego nie młodego gracza, w zeszłym sezonie, trafiły w przysłowiową 10tkę. Gibson potrafi wejść z ławki w charakterze takiego energizera, potrafi umiejętnie przeszkadzać swoim vis-a-vie, a w końcu nawet pokusił się o 8-metrową trójkę w Dallas, która dała wygraną. Skarb w drużynie, zwłaszcza pod nieobecność Boozera. Dzięki tym graczom, Bulls, grają szybkim atakiem, potrafią zagrać agresywnie w obronie, a często ich akcje goszczą w codziennym TOP10.

Dobre mecze w ataku, z przeciętnymi w obronie (o to drobne „ale” miał trener Byków) przeplata Kyle Korver. Jednak jego ręką, może okazać się bezcenna w play off. Niestety nie możemy w pełnej formie, jeszcze, ujrzeć innego obwodowego – Brewera. Kontuzja na początku sezonu nieco zakłóciła jego przeprowadzkę do Windy City. Jednak mam szczerą nadzieję, że ten mocny w defensywie gracz, dojdzie do siebie i odnajdzie się w nowym otoczeniu. Wydaje się być niezbędnym graczem, w perspektywie konfrontacji z czołowymi potęgami Wschodu.

Na koniec – w ramach wydarzenia – o innym Byku – Carlosie Boozerze. Debiut z Orlando Magic okazał się katastrofą, ale każdy następny mecz, już był na plus i pokazał, iż całe Chicago może mocno liczyć na Booza. Były gracz Jazz, a także uczestnik All Star Game, przeciwko Oklahomie poprowadził swój nowy team do wygranej.

Jako mega – wydarzenie odnotuję jednak powrót Króla do Cleveland i jego wielki mecz przeciwko mocno osłabionej Kawalerii. Na inne wielkie wydarzenia poczekamy już do Świąt min. na mecz Heat z Lakers!!!!

C.D.N.