Home sweet home, czyli miazga w Cleveland

LeBron James wrócił do Cleveland. Do domu nienawiści, który postanowił absolutnie zdemolować. 38 punktów, 8 asyst i 5 zbiórek – tak koszykarz Miami Heat odpłacił się publiczności w Quicken Loans Arena za powitanie jakie mu zgotowała.

Nie da się ukryć, że aspekty sportowe starcia Cleveland Cavaliers (7-11) z Miami Heat (12-8) zeszły w tym spotkaniu na nieco dalszy plan, i jak się okazało, po kilku minutach pierwszej kwarty również.

Szczerze – jeżeli ktoś miał gdzieś tą całą aferę związaną z powrotem LeBrona Jamesa do Cleveland i po prostu liczył na dobry mecz, to wczorajsza noc była dla niego stratą czasu. Po cyrku z wy”booo”czeniem Jamesa, ten niemal od razu zaczął odpowiadać publiczności piłką. W samej pierwszej kwarcie LBJ zdobył 10 oczek, a euforyczne punkty zdobywane przez Antawna Jamisona, Mo Williamsa, czy spektakularne wsady i lay upy J.J. Hicksona z pierwszej kwarty na niewiele się zdały.

Z czasem było już o wiele gorzej, a gospodarze stanęli w ogniu własnej bezradności. Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 59:40 dla gości i nikt w ekipie Cavs nie miał bladego pojęcia jak zatrzymać LeBrona. W trzeciej kwarcie James pozamiatał widowisko wkładając piłkę w obręcz 10 razy, co złożyło się na 24 punkty. Aura z trybun buzowała też Dwyane’a Wade’a, który poza 22. oczkami zanotował też 9 asyst.

Nic więcej konstruktywnego o tym meczu powiedzieć się chyba nie da. Cavaliers przegrali na prawie każdym polu gry. Prawie – bo co ciekawe ławka rezerwowych Cleveland zmiażdżyła ławkę Miami aż 63:27. Byłoby jeszcze gorzej gdyby 18 oczek nie zdobył mój ulubiony benchplayer Heat James Jones. Dla gospodarzy najwięcej, bo 21 pkt. zdobył Daniel Gibson.

Przybyliśmy tu z tylko jednym celem – wygrać mecz, i zrobiliśmy to. To był nasz najlepszy mecz od początku sezonu. – powiedział LeBron James.

Co prawda to prawda. Pierwsza piątka Heat wyglądała w tym meczu tak jak oczekują tego od niej miliony fanów. Było dzielenie się piłką, była wymiana pozycji i 100-procentowa pewność ruchów. Ciekaw jestem tylko na ile pomogła im w tym nienawiść lejąca się z trybun Quicken Loans…

Cleveland Cavaliers 23 17 25 25 90
Miami Heat 31 28 36 23 118

CLE: Gibson 21, Sessions 11, Jamison 11, M. Williams 11, Powe 7, J. Williams 6, Hickson 6, Graham 4, Varejao 4, Hollins 4, Moon 2

MIA: James 38, Wade 22, Jones 18, Bosh 15, Chalmers 9, Howard 6, Arroyo 6, Anthony 4, Ilgauskas 0, House 0, Dampier 0, Magloire 0

PS. Szczerze mówiąc, spodziewałem się po kibicach Cavaliers czegoś więcej. Poza tym nie uważacie, że te płakanie i palenie krucyfiksów na dźwięk słowa „LeBron” jest już mega żałosne? Ciekawe ile to będzie jeszcze trwało.. Fani Cavs mogliby się już generalnie wziąć w garść.

Komentarze do wpisu: “Home sweet home, czyli miazga w Cleveland

  1. Fani z Cleveland powinni brać przykład z kibiców 76ers i tego jak oni przywitali Iversona u siebie. Po takim 'pokazie’ ściągnięcie innej supergwiazdy do drużyny będzie kilka razy trudniejsze.

  2. Najlepszy był ten koleś, który prezentował publiczności zawodników. Sposób w jaki wymawia nazwisko LeBrona… hehe, rozwaliło mnie to na maxa.
    A publika pobuczy, poobraża napisami (super jest ten z lewej na fotce) i tyle ich, bo Cavs pewnie nawet w play-off nie zagrają. Z drugiej strony jednak też ich rozumiem.
    Co do Miami, to wyraźnie łapią rytm. W końcu czas jest ich największym sprzymierzeńcem.

  3. I dobrze, że ich zjechali, bo kibice Cavs są żałośni już. Odszedł robiąc przy tym szopkę – to nie było najlepsze. Teraz czasami coś tam powie, ale nie wozi się w koszulkach z napisami „nie daliście mi drużyny na mistrzostwo” i dał już spokój, nie rozdmuchuje całej sprawy jeszcze bardziej. Oni też w dzień decyzji zrobili szopkę, ale skończyć widocznie nie mogą, zachowują się jak debile, idioci, znacznie gorzej od LeBrona. Blokują sobie też tym samym ściągnięcie innej gwiazdy, bo raczej nikt nie chciałby być później tak poniżanym przez byłych „fanów”. A „fanów” dlatego, że kiedyś LeBrona uwielbiali, a teraz nagle jest najgorszy. Powinni się zastanowić najpierw ile dla nich zrobił, bo Cavs mieli w przeszłości mocnych graczy, ale to było dawno. Przez lata siedzieli gdzieś w środku ligi, a dzięki LBJ byli bardzo wysoko. Mistrzostwa nie zdobyli, ale nie można powiedzieć, że było źle. I jestem fanem Cleveland, byłem jak grał tam James, jestem i teraz. Fanem Jamesa też jestem. Jakoś potrafie pogodzić się z tym, że odszedł. Będę teraz kibicował i jemu/Heat i Cavs, a gdy te 2 drużyny grają ze sobą licze na ładny mecz (ten akurat taki nie był i to przez Cavs właśnie). Jednak ten zarząd i kibice już mnie coraz bardziej zniechęcają do Cleveland Cavaliers, tak czy siak graczy wciąż lubię.

  4. fajnie to ująłeś.bez lbj’a nie bylo by nba finals i tylu emocji.nie byłoby shaqa a nawet takich graczy przyciągniętych na magnes brona jak wallace,williams,jamison.jakby melo wybrał cavs by miał solidnych partnerów gotowych to gry z gwiazdą

  5. aha,w cavs grali kiedyś fajni gracze,a ja ich dobrze pamiętam.nie raz gościli w all star,jak nance,daugherty i ulubiony mój pg,mark price.ale żaden nie był z poziomu brona, i nie dał teamowi tak wiele

  6. wczoraj na czacie miałem kilku fanów cavs
    na początku trochę narzekali ale potem z braku dobrego widowiska zaczęliśmy rozmowę
    o pogodzie, innych dyscyplinach a w końcu wymienialiśmy się pseudonimami aktorek filmów dla dorosłych :-)

Comments are closed.