Zwycięstwa Toronto oraz Houston, strzelecki pojedynek Nowitzki vs. Durant

Philadelphia 76ers (3-12)
18 25 28 19 90
Toronto Raptors (6-9)
33 29 25 19 106

 

Mecz przebiegał pod spokojną kontrolą Toronto Raptors. Gospodarze już w pierwszej kwarcie wyrobili sobie znaczną przewagę. Philadelphia 76ers nawet chwilowo nie była na prowadzeniu w czasie tego meczu.

Kolejny raz świetnie spisał się Andrea Bargnani, który zdobył 24 punkty. Pod koszem samego siebie przechodził Reggie Evans. Zebrał aż 22 piłki, co jest nowym rekordem jego kariery. Do tego dorzucił 12 punktów. Bardzo dobry występ tego zawodnika. W ogóle mam wrażenie, że Bargnani i Evans świetnie się uzupełniają. Włoch z całą pewnością nie jest wojownikiem na tablicach, ale potrafi zdobywać punkty z bardzo wielu pozycji. Z kolei Evans to taki barbarzyńca strefy podkoszowej, którego głównym łupem są zbiórki. Wyraźnie widać, że Jose Calderon korzysta na powrocie do pierwszej piątki. Przeciwko 76ers zdobył 16 punktów i miał 9 asyst.

W Toronto zadebiutowali niedawno pozyskani Peja Stojakovic i Jerryd Bayless. Ten pierwszy rzucił 7 pkt, a Bayless uzbierał 13 „oczek”. Nie najgorsze debiuty.

W ekipie gości najlepszym strzelcem był Andre Iguodala. Zdobył on 17 punktów, a dodatkowo miał 8 zbiórek i 6 asyst. Pomagali mu Jrue Holiday (16 pkt, 7 zb i 6 as) oraz Thaddeus Young (14 pkt). Z pozostałej gromady nikt nie pokazał się z dość dobrej strony. Np. Louis Williams (8 pkt) ostro próbował punktować, ale wyraźnie nie mógł się wstrzelić i zakończył swój udział w tym meczu ze skutecznością 1/11 z gry.

Toronto ostatnio pewnie brnie do przodu. To było już ich czwarte zwycięstwo z rzędu. Powoli wszystko się w tej ekipie krystalizuje.

Dallas Mavericks (10-4)
24 31 20 36 111
Oklahoma City Thunder (10-5)
27 29 25 22 103

 

Ten mecz można określić mianem strzeleckiego pojedynku Dirka Nowitzkiego oraz Kevina Duranta. Górą był ten pierwszy. Nie tylko jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcie, ale co ważniejsze, jego drużyna wygrała. Nowitzki zdobył 34 punkty, a Durant uzbierał 32 punkty i 11 zbiórek.

Spotkanie było wyrównane. W czwartej kwarcie Oklahoma uzyskała jednak pewną przewagę i wydawało się, że ten mecz dobrze się dla nich zakończy. Od czego jest jednak Nowitzki? Niemiec trafił dwie trójki pod rząd, w tym jedną z faulem, a chwilę później z dystansu też zapunktował Jason Terry (10 pkt). Od tego momentu Thunder mieli już wyraźnie pod górkę i nie byli w stanie zmienić swojego losu, więc wygrali.

Świetną robotę na tablicach odwalił Tyson Chandler. Center „Mavs” zebrał 18 piłek oraz dołożył 17 punktów. Znacznie przyczynił się do tego, że Dallas wygrało zbiórki 49-36. Pewnym strzelcem w ekipie gości okazał się też Caron Butler (15 pkt), a wchodząc z ławki sporo wnieśli Shawn Marion (12 pkt i 7 zb) oraz wspomniany już Terry.

Kto w Thunder pokazał się z dobrej strony obok Duranta? Kolejne double-double ugrał Russell Westbrook (13 pkt i 10 as). Co ciekawe, 9 ze swoich asyst miał już po pierwszej połowie. Dobrze też zaprezentował się Jeff Green (17 pkt) czy rezerwowy Serge Ibaka (12 pkt). Do odniesienia zwycięstwa czegoś jednak zabrakło.

Jeśli już jesteśmy przy Thunder to warto wspomnieć, że na razie nie zagra w tym zespole Cole Aldrich. Pierwszoroczniak został zesłany D-League. Szczerze mówiąc myślałem, że coś tam wniesie swoją grą do OKC. Wygląda jednak na to, że nie jest jeszcze całkowicie gotowy na NBA. Musimy cierpliwie czekać na błysk Aldricha.

Golden State Warriors (7-8)
23 28 27 23 101
Houston Rockets (4-10)
36 23 23 29 111

 

Zwycięstwo!!!! – tak zapewne mógł wykrzyknąć jakiś kibic Houston Rockets padając ze szczęścia na kolana po tym meczu. Dla „Rakiet” każde zwycięstwo jest teraz jak złoto. A pokonania takiej ekipy jak Golden State Warriors powinno być dla nich rzeczą normalną. Szczególnie biorąc pod uwagę, że GSW byli bardzo osłabieni, bo cały czas nie gra ich kluczowa postać, czyli David Lee.

Ten mecz, o dziwo, ułożył się dość gładko dla Houston. To oni kontrolowali jego przebieg. „Wojownicy” dzielnie walczyli, ale ich walka polegała głównie na pogoni. Gdy już się zbliżali do rywali to ci znowu odskakiwali. GSW nawet przez chwilę nie byli na prowadzeniu w tym meczu.

W Rockets oczywiście świetnie spisali się Kevin Martin (25 pkt) i Luis Scola (24 pkt i 12 zb). Pozostali gracze pierwszej piątki też dali im jednak silne wsparcie. Kyle Lowry zanotował 14 punktów, 10 asyst i 7 zbiórek. Chuck Hayes miał 16 punktów i 7 zbiórek, a Shane Battier 13 punktów.

W Warriors bardzo dobrze spisał się Dorell Wright (24 pkt i 8 zb). Czołowymi postaciami byli też Stephen Curry (21 pkt) i Monta Ellis (18 pkt).

„Wojownicy” ładnie wystartowali w obecnych rozgrywkach, ale teraz jakby stracili paliwo. Tym paliwem jest chyba David Lee. Od kiedy nie gra Warriors jakby nie byli sobą. Były gracz NYK świetnie wkomponował się w GSW i cała ekipa jest jak puzzle. Gdy jednak nie ma jednego elementu całość traci swój urok.