Powrót Duranta, w Houston jest problem, GSW zgubili rytm

Minnesota Timberwolves (4-11)
27 27 27 26 107
Oklahoma City Thunder (10-4)
28 37 25 27 117

Po kontuzji do gry wrócił Kevin Durant. Siła Thunder od razu znacznie wzrosła. „Durantula” został najlepszym zawodnikiem swojego zespołu notując 28 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst. Zwycięstwo nie przyszło „Grzmotom” jednak tak łatwo.

W okolicach połowy ostatniej kwarty „Leśne Wilki” zdołały wyjść na sześcioma punktowe prowadzenie. To była ich najwyższa przewaga w tym meczu. Ekipa z OKC zachowała jednak zimną krew i zdołała wrócić na prowadzenie, a ostatecznie wygrać to spotkanie.

Obok Duranta bardzo dobre zawody rozegrał Jeff Green. Ten zawodnik też niedawno był kontuzjowany, ale już nie ma po tym śladu. Green zdobył 24 punkty i miał 6 zbiórek. To jego najlepszy występ w obecnym sezonie. Wszystkim oczywiście kierował Russell Westbrook (20 pkt i 14 as). Dobrą grą zaskoczył mnie również Thabo Sefolosha. Szwajcar zaliczył double-double na poziomie 13 punktów i 11 zbiórek.

W Timberwolves pierwsze skrzypce grali gracze podkoszowi. Kevin Love zdobył 24 punkty i miał 17 zbiórek. Z kolei Darko Milicic kolejny raz udowodnił wysoką formę i zdobył 21 punktów. Czyżby Serb po siedmiu latach od wyboru w drafcie wreszcie zaczął pokazywać, że coś jednak potrafi?

Bez wsadów oraz innych efektownych akcji oczywiście w tym meczu się nie obyło. Rzut meczu oddał jednak Corey Brewer (12 pkt i 4 prz). Faulowany i wypychany za linię końcową zdołał wyrzucić piłkę w górę, a ta poskakała trochę po górnej części tablicy i ostatecznie znalazła drogę do kosza. Where amazing happens…

Phoenix Suns (7-7)
26 33 31 33 123
Houston Rockets (3-10)
25 20 31 40 116

 

W Houston naprawdę mają problem. Kolejny mecz i kolejna porażka. Mecz z Phoenix Suns ustawiła druga kwarta. „Słońca” wyrobiły sobie wtedy bezpieczną przewagę, którą później pozostawało tylko kontrolować.

Prawdziwym mózgiem tego zwycięstwa w Suns był Steve Nash. Wspaniale sobie radził na parkiecie Toyota Center. Kanadyjczyk zdobył 24 punkty i rozdał 9 asyst. Dzięki temu występowi Nash został 16 z cały czas aktywnych zawodników, którzy przekroczyli barierę 15.000 punktów na parkietach NBA. Rozgrywający „Słońc” ma teraz dokładnie 15.007 punktów na swoim koncie.

Z podań Nasha standardowo najlepiej korzystał Jason Richardson, który zakończył swój udział w tym meczu z dorobkiem 26 punktów. Cała pierwsza piątka Phoenix jednak zagrała dobre zawody. Oprócz wymienionej już dwójki na brawa zasłużyli Grant Hill (17 pkt, 7 zb, 7 as), Hedo Turkoglu (15 pkt, 8 zb) oraz Channing Frye (15 pkt).

Teraz pora na kilka słów o Houston Rockets. O tej ekipie jednak bardzo ciężko pisać w pozytywnym aspekcie. Wygrali wyraźnie zbiórki (51-33), ale przegrali cały mecz. Znowu Kevin Martin zrobił swoje (19 pkt), ale gdzie reszta? Gdzie jakieś mocne, sensowne wsparcie? Luis Scola (16 pkt i 9 zb) oraz Kyle Lowry (16 pkt) coś tam pokazali, ale to znacznie za mało. Z ekipy „Rakiet” ten mecz może jedynie miło wspominać chyba tylko Jordan Hill. Zaliczył swoje pierwsze double-double w karierze: 14 punktów i 10 zbiórek (rekord kariery). Co jednak z tego jak Houston kolejny raz opuszcza parkiet „na tarczy”?

Na koniec mam takie nieśmiałe pytanie – kiedy Rockets zaczną grać dobrą koszykówkę i kiedy zaczną wygrywać? Wydaje mi się, że potencjał mają o wiele wyższy niż to co obecnie sobą prezentują. Może, aby nastąpiły jakiekolwiek pozytywne zmiany potrzebna jest głowa trenera Ricka Adelmana?

Denver Nuggets (8-6)
21 30 28 27 106
Golden State Warriors (7-7)
24 28 19 18 89

 

Golden State Warriors coś chyba zgubili swój rytm. W ich grze ciężko dostrzec pewien błysk, który mieli na samym początku rozgrywek. Bardzo możliwe, że to wszystko przez kontuzję Davida Lee, a gdy silny skrzydłowy wróci do gry to „Wojownicy” również wrócą do dobrego grania.

Do przerwy, po trójce Ellisa, Warriors prowadzili z Denver Nuggets. Druga połowa to jednak koncert gości i spokojne odjeżdżanie rywalom.

Świetne zawody rozegrał Carmelo Anthony. Zdobył 39 punktów oraz miał 9 zbiórek i 5 asyst. To jak na razie jego najlepszy mecz w tym sezonie. Nikt z GSW nie mógł go zatrzymać. Obok „Melo” wyróżnił się rezerwowy Al Harrington (19 pkt i 8 zb). Dobrze zagrali też Arron Afflalo (15 pkt i 9 zb) oraz Ty Lawson (14 pkt).

Do gry po kontuzji powrócił Chris Andersen. Ten niezwykle barwny zawodnik przebywał na parkiecie lekko ponad 18 minut i w tym czasie zdołał zdobyć 7 punktów. „Birdman” zaliczył nawet akcje 2+1 rzucając tyłem do kosza (w ogóle nie patrząc w kierunku obręczy). Co by nie mówić o tym zawodniku to trzeba przyznać, że tacy ludzie dodają wiele koloru całej lidze NBA. Ciekawa postać.

W Warriors oczywiście najlepszymi graczami byli Monta Ellis (20 pkt) i Stephen Curry (17 pkt, 7 zb i 5 as). Starali się ich wspierać rezerwowi Reggie Williams oraz Rodney Carney. Obydwaj dołożyli po 16 punktów. Dla Carney’a to najlepszy mecz w tym sezonie.

Na znaczną poprawę gry GSW trzeba chyba poczekać na wyleczenie Davida Lee, a ten ma wznowić treningi od przyszłego tygodnia.