Rakiety poległy w Toronto, Barnes i Milicic zaskoczyli

Houston Rockets (3-9)
27 16 31 22 96
Toronto Raptors (4-9)
28 23 24 31 106

 

W Air Canada Centre spotkały się dwie ekipy, które raczej dołują w tym sezonie. O ile w przypadku Toronto Raptors po letnich zawirowaniach kadrowych można się było tego spodziewać, to forma jaką prezentuje Houston Rockets jest dużym rozczarowaniem.

Samo spotkanie było dość wyrównane. Po trzech kwartach gospodarze mieli zaledwie jeden punkt przewagi. Dopiero w ostatniej odsłonie Toronto przechyliło szalę zwycięstwa na swoją korzyść i ostatecznie odniosło zwycięstwo. W pewnym momencie Linas Kleiza (17 pkt) zdobył 6 punktów w zaledwie 26 sekund i to pozwoliło Raptors trochę uciec i przede wszystkim złapać wiatr w żagle. Houston próbowało gonić, ale cel nie został osiągnięty. Takie dobicie gości miało miejsce na niecałe 40 sekund przed końcem. Raptors prowadzili wtedy sześcioma punktami, więc jeszcze wiele mogło się zdarzyć. Kyle Lowry został zablokowany pod koszem przez Amira Johnsona (10 pkt, 8 zb), piłkę otrzymał Andrea Bargnani, który uruchomił Sonny’ego Weemsa (13 pkt), a ten postawił „kropkę nad i” ładnym wsadem.

W Raptors najlepszym zawodnikiem był Andrea Bargnani. Zdobył 26 punktów oraz zebrał 6 piłek. Włoch utrzymuje w tym sezonie naprawdę niezłą formę. Dzielnie pomagał mu rezerwowy Linas Kleiza, który dołożył 17 punktów. Jak widać, w Europie tkwi siła.

Ekipie z Houston nie pomogły nawet 31 punkty rzucone przez Kevina Martina. Wyrównał tym samym swoje najlepsze osiągnięcie z obecnego sezonu. W bieżących rozgrywkach Martin naprawdę świetnie wywiązuje się z roli strzelca. Jego obecna średnia punktowa wynosi 23.8, jeśli ją utrzyma to będzie dla niego jeden z najlepszych sezonów w karierze. Pewna barierę przekroczył w tej konfrontacji Kyle Lowry. Zakończył mecz mając na koncie 11 punktów, 12 asyst oraz 7 zbiórek. Właśnie te podania są najbardziej ciekawe, gdyż to jego rekord kariery. Na odniesieniu czwartego zwycięstwa „Rakiet” to jednak nie wystarczyło…

Los Angeles Lakers (10-2)
20 31 33 28 112
Minnesota Timberwolves (4-10)
21 20 30 24 95

 

Byliśmy świadkami błysku dwóch zawodników od który raczej nikt zbyt wiele nie wymagał. Takie miłe zaskoczenie. Po stronie Los Angeles Lakers był to Matt Barnes, a wśród gospodarzy świetnie zaprezentował się Darko Milicic. Zacznijmy jednak od Barnesa. Przypomnę, że jest to zawodnik, który zarabia śmieszne pieniądze jak na standardy NBA (ok. 1.7 mln$ za sezon). Zagrał jednak tak, że warto mu za to zapłacić każde pieniądze. Barnes w 24 minuty gry zdobył 24 punkty. W rzutach był bezbłędny (7/7 z gry, 5/5 za trzy oraz 5/5 z rzutów wolnych). Do tego miał 7 zbiórek i 6 asyst. Wspomniałem o jego zarobkach, więc dla porównania podam, że tacy zawodnicy jak Sasha Vujacic i Luke Walton dostaną za ten sezon ponad 5 mln $ na głowę. Ta dwójka przeciwko „Wolves” zagrała łącznie przez 6 minut, zdobyła 0 punktów (0/1 z gry) oraz mieli 1 asystę i 1 faul. Wysokość kontraktu nie określa wielkości zawodnika.

Teraz kilka słów o niespodziewanej gwieździe Timberwolves. Darko Milicic to niezwykle ciekawa postać. Został wybrany z bardzo wysokim drugim numerem w drafcie 2003, ale nigdy nie sprostał oczekiwaniom. Traktowany jest jako jedna z największych wpadek draftowych ostatnich lat. Przeciwko LAL miał jednak swój wieczór. Zdobył 23 punkty (rekord kariery), miał 16 zbiórek (wyrównanie rekordu kariery) oraz 6 bloków (rekord kariery). Pewnie Serb nagrał sobie ten mecz, aby pokazać przyszłym pokoleniom.

Milicic nie był jednak jedynym, który zaprezentował się dobrze wśród gospodarzy. Michael Beasley zdobył 25 punktów. Ten zawodnik utrzymuje naprawdę wysoką formę. Jest pierwszym zawodnikiem „Leśnych Wilków”, który zdobył w sześciu kolejnych meczach przynajmniej 25 punktów od 2000 roku (wtedy dokonał tego Kevin Garnett). Milicic i Beasley zagrali dobry mecz, ale totalnie zawiódł tym razem Kevin Love. Nie zdobył żadnego punktu (0/7 z gry). Może gdyby Love zagrał na swoim normalnym poziomie to Minnesota mogłaby myśleć o zwycięstwie?

W drużynie „Jeziorowców” Barnesa nie zawiodły największe gwiazdy, czyli Kobe Bryant i Pau Gasol. Kobe zdobył 23 punkty oraz miał 8 zbiórek. Z kolei Hiszpan ugrał w tym meczu 16 punktów i 14 zbiórek. To jego siódme double-double pod rząd. Jeszcze jedno i wyrówna swój rekord z końcówki 2009 roku. Ogólnie Gasol w tym sezonie ma już na koncie 11 double-double.

Co można napisać o samym meczu? Po prostu wygrali lepsi.