Gwiezdne wojny rozpoczęte!

Rusza nowy cykl Gwiezdne Wojny.

Za nami pierwsze trzy tygodnie, pełnych emocji rozgrywek 65.sezonu NBA. Dla jednych te pierwsze tygodnie są bardzo udane, dla innych nazwałbym minione trzy tygodnie wielkim falstartem. Inni z kolei walczą o być albo nie być na trenerskim stołku, a jeszcze inni już myślą o play off (czy się zakwalifikują lub jakie minimum trzeba zrobić bym tam zagrać). Mieliśmy też nieziemskie/kosmiczne zjawiska, które wywołały u kibiców masę zachwytów (ochów i achów) rodem z Gwiezdnych Wojen.

Zacznijmy od tych pozytywów. Szczerze mówiąc chciałem już pisać na ten w/w temat po pierwszych dwóch tygodniach, jednak obiecałem sobie nieco się wstrzymać z ocenami i poczekać kilka następnych spotkań, by mieć bardziej trzeźwe spojrzenie na ligę i graczy.

Pierwsze tygodnie to  popisy rozgrywających (kategoria tych udanych występów). Klasą dla siebie jest będący w życiowej formie Rajon Rondo, ojciec dwóch wygranych Celtów nad Heat i gracz, dla którego 15.asyst na mecz to tzw. chleb powszedni. Ten gracz jak na razie jest najrówniej grającym Celtem i gwiazdą numer jeden na Wschodzie! Po piętach na pozycji rozgrywającego depta mu dwójka z Zachodu. Murowany kandydat do TOP5 Five ligi i nagrody MVP na ten sezon, trzymający do wczoraj z Hornets status niepokonanego, Chris Paul. 10. podań na mecz i blisko 3. przechwyty to dla CP-3 nic trudnego, zwłaszcza przy nowych parnterach, którzy dodali Szerszeniom nowych żądeł (Ariza i Belinelli). Ten trzeci bohater to Deron Williams, który najpierw usypia swój zespół (i przy okazji czujność rywala) nudnym Jazz-em, a następnie budzi się gdzieś z kolegami pod koniec 3kw. i uderza z piorunującą siłą w rywala. Efekt; 4. wygrane z trudnymi rywalami na Wschodzie. I kto powiedział ,że Jazz jest nudny, a Jerry Sloan już nieco stary na tę ligę??

Równie klasowy początek sezonu jest po stronie Derricka Rose’a. Mistrz świata z Turcji, już dwukrotnie popisywał się wynikami 13 asyst w meczu, następnie pobił swój życiowy rekord ustawiając poprzeczkę na liczbie 14.podań. W międzyczasie też przypomniał o swoich strzeleckich możliwościach (trenowane w lato rzuty zza łuku nie poszły na marne) wyrównując zdobycz 39.oczek (wcześniej taki rekord miał w play off – podczas meczu z Celtami z rookie season).

Po stronie – zawodzących – postawiłbym Chrisa Bosha z potencjalnego Big Trio. Jak na razie CB-1 wcale nie przypomnia siebie z czasów gry w Raptors. Nie pracował nad sobą tak wiele jak rok wcześniej, kiedy nabrał masy mieśniowej i dynamiki, a na parkiecie jest tylko dodatkiem do dwóch jaśniej świecących gwiazd. Co mocniejszy przeciwnik, to Bosh wypada bardzo przeciętnie , by nie rzec słabo. Zobaczymy co wymyśli jego trener by bardziej wykorzystywać ogromny potencjał tego gracza?

Można też mieć trochę niesmak po 3. występach Flasha. Widzieliście, albo pamiętacie tak pudłującego Wade’a jak to miało miejsce w dwóch starciach przeciwko Celtics lub trzecim z Jazz? Na usprawiedliwienie zostawię fakt, że D-Wade to ciągle najlepszy strzelec Heat, z minimalnie wyższą średnią w porównaniu do zeszłego sezonu.

Na pewno nie takie granie i nie takie statystyki wybrażał sobie w Arizonie Hedo Turkoglu. Turek, który często musi występować w Suns jako czwórka, też nie przypomina siebie z pamiętnych play off 2009roku. Ogólnie rzecz biorąc nikt nie stawiał ,iż przy Nashu, Hillu i Richardsonie będzie tzw. point forwardem (termin zaczerpnięty od czasów Scottiego Pippena), ale coraz częsciej dochodzę do wniosku, iż po tym graczu mocno widać kontuzje, a także: wielkie pieniądze, które nieco zepsuły go (nie zależy już mu tak jak podczas wczęsniejszych sezonów), ograniczyły ambicje (jeśli mogę użyć takiego stwierdzenia).

Przyczepię się jeszcze do formy Andre Iguodali z Sixers, dla którego wg. mnie miał być to przełomowy sezon. Uważałem i dalej tak twierdzę, że gracze obecni na M.Ś. w Turcji mieli w moim mniemaniu – dostać takiego psychicznego kopa – ich kariera miała teraz dalej ewaluować podczas 65.sezonu. Iggy przez moment w Turcji poczuł coś innego, coś nowego, coś co mu odpowiadało tzn. bycie zwycięzcą.

Takie pozytywy widzę w osobach Westbrooka, Curry’ego czy Gay’a, ale niestety nie u Andre I. Czy może ma to związek z nowym trenerem? Czy może Iguodali już się znudził klimat filadelfijski i będzie szukał zmiany klubu?? Sixers na razie – z Iggym – są mocno pod kreską.

Na koniec tych gorszych newsów, warto wspomnieć o graczu, który w potocznej terminonologi spada na dno. Baron Davis ma na imię ten, który ostatnimi czasy leczył kontuzje, przytył; nie biega po parkiecie i nie jest w stanie wspomóc – ciekawego – zespołu Clippers. Zarówno zespół, gracze jak i trener na tym tracą. Można tylko żałować Postrzygaczy Owiec, iż nie udało się drużynie wymienić  Ba/Fat-rona choćby do Cavs..Pytanie wiążące – czy na tym nie ucierpi trener Del Negro – tracąc posadę?

Drużyny, przy których występach ręce składają się do oklasków – biorąc pod uwagę równą formę i stały, wysoki poziom – można wymienić na razie na palcach jednej ręki. Na pewno formą zachwycają Szerszenie, a przewietrzenie składu i dodanie świeżej krwi czy jak kto woli nowych żądeł – sprzyja również Monty’emu Williamsowi.

Nieźle, całkiem nieźle, mimo dwóch przegranych i najsłabszej od lat formy Kobego Bryanta (prezentowanej podczas preseason) wyglądają L.A. Lakers. Coraz lepiej układa swoje nuty Jerry Sloan (wycieczka na Wschód zaimponowała wszystkim), a klasą dla siebie (w końcu bez wielkich kontuzji) są koszykarze Grega Popovicha z San Antonio. Zachwycają nam swoim zgraniem i również dzięki doświadczeniu, a także wielkiej dyspozycji Rondo – Celtowie.

Wtrącając jedno zdanie o Celtach, klimat w szatni wydaje się jeszcze bardziej korzystniejszy, po dojściu Shaqa, a po odejściu Sheeda.

Taki balans pomiędzy dobrymi spotkaniami, a tymi przegranymi notują Thunder (chyba już każdy zespół podchodzi do potyczki z nimi bardzo serio), Heat (ciągle wielkie oczekiwania na świetny wynik, jednak nie łatwo jest poukładać zespół trenerowi, a nie każdy też się odnajduje już..), Bulls (widać pracę nowego trenera, a wszyscy fani Byków czekają na Boozera). Na koniec Warriors, gdzie wszystko ładnie żarło i teraz przy kontuzji Davida Lee (,który tworzy(ł) solidny duet z Biedrinsem) nieco zdechło. Trzymam kciuki za Wojowników, bo ogląda się ich z przyjemnością (może poza meczem z Bykami)!!

Trochę nie do końca, widać na parkciecie wielki potencjał i mocne nazwiska w Dallas Mavericks. Są w czubie Zachodu, ale myślę, że sporo dobrego możemy jeszcze zobaczyć w tej ekipie podczas następnych tygodni gry. Pamiętajmy też o waznej rzeczy, Mavs mają, podobnie do Heat (głównie LeBrona), jeden ważny cel, w końcu pokazać się w play off!!

Popatrzmy jednak na zespoły pod kreską i tym samym po spekulujmy nieco, kto pierwszy opuści stołek trenera?? Mój faworyt dotychczas Rick Adelman o dziwo zaczął wygrywać, tuż po kontuzji egoistycznego rozgrywającego Aarona Brooksa oraz przy urazie Yao Minga (paradoks w obu przypadkach). Z jednej strony sądzę, iż duet Brooks-Martin to o jednego egoistę z tyłu za dużo, z drugiej – były trener Blazers,Warriors i Kings – jak dla mnie – już się wypalił..Na Zachodzie o wysoką lokatę i miejsce w pierwszej ósmce będzie bardzo (i znów) ciężko.

Drugi kandydat do stracenia stołka, to niestety, Vinny Del Negro. Jego nowy zespół nie przypomina rewelacji z zeszłego sezonu,  z czasów kiedy Chris Kaman bił się do lutego o All Star Game. Zespołowi brakuje lidera i rozgrywającego – a kłopoty osobiste Barona Davisa, psują od wewnątrz tę ekipę. Blake Griffin , mimo świetnych występów, sam nie wystarczy (sorry Blake!).

Numerem trzy jest Kurt Rambis, który mimo posiadania ciekawych indywidualności, które eksplodowały w zeszłym tygodniu (Love i Beasley), ciągle nie stworzył rozumiejącego się kolektywu..Nie oczekuję też zbyt wiele po powrocie Johny’ego Flynna. Pytanie pomocnicze: jak długo można stawiać na Darko Milicića, zwłaszcza, gdy można grać bez niego, a solidnych graczy na pozycjach 4-5 nie brakuje!? Może czas ocenić ,że Ramibis to tylko dobry asystent trenera, a jako head coach wyraźnie sobie nie radzi (brak siły przebicia do graczy – prowadził samodzielnie niegdyś Lakers mając mały Dream Team do dyspozycji).

Między zdaniami warto wyróżnić walczących o Top 8 na Wschodzie: Nets, Cavaliers (całkiem ciekawie grających i wychodzących z kontuzji Williamsa i Jamisona) czy Pacers. Dwóm pierwszym jak na razie posłużyła, zrobiona podczas lata, zmiana head coacha.

Niestety zawodzą i nie wykorzystują jak na razie potencjału swoich graczy, ani Wizards (chyba ostatni rok szansy Flipa Saundersa), ani Knicks (seria sześciu przegranych i powrót do sytuacji sprzed roku; mimo roszad w składzie!), a tym bardziej przepełnieni na pozycjach 1-3 – Pistons (ile szans czeka jeszcze Johna Kuestera, który już zalicza spory z Tay’em Princem??).

Osobna historia dotyczy wspomnianych wyżej Sixers, chyba już nieco za starego (nie ubliżając nikomu) na tę ligę – Dougowi Collinsowi. Potencjał Phillies wydaje się większy, a efekty są mniejsze.

Osobna całkiem sprawa to zgrywanie się Heat, szukanie właściwych rozwiązań przez trenera Spoelstrę, układanie graczy pod liderów Wade’a i Jamesa, a wszystko gdzieś w asyście Pata Riley’a. Myślę, że nie tylko ja zadaję sobie pytanie czy będą jakieś roszady w składzie Miami? Sugerowano nam pozyskanie – Jaretta Jacka i Ericka Dampiera. Na razie wydaje się to wręcz konieczne, bo przeciętni dla mnie zadaniowcy (niestety bez Millera) – James, Illgauskas, Anthony, Chalmers i nawet House, nie dają oczekiwanych rezultatów (mówiło się o biciu słynnego rekordu Byków).

Na koniec to co Tygrysy lubią najbardziej – występy, które zapamiętamy latami. Bestią nazwano Michaela Beasleya, po 42-punktowym występie, ale to Kevin Love pokazał nam coś – nie z tego świata – zbierając 31 piłek (nie było pomyłki w statystykach;)

Paul Millsap, odświeżył nam pamięć z gatunku „NBA is fantastic!” i nawiązał do zabójczego finiszu T-Maca sprzed lat. 46 oczek i zabójcze dla Heat 11 punktów (w tym 3×3) mocno wstrząsnęły parkietem w Miami!!

54. punkty w trzeciej kwarcie – zdobyte przez koszykarzy Pacers (skuteczność 20/21). Czy ktoś jeszcze nawiąże to takich wysokich lotów, w tym sezonie? Tego Wam – kibicom i Nam – piszącym – Życzę!!

C.D.N.