Pierwsze porażki Thunder i Warriors

Utah Jazz 27 29 35 29 120
Oklahoma City Thunder
23 17 34 25 99

 

Pierwszy raz w tym sezonie gorzki smak porażki poznali zawodnicy Thunder. Ekipa Utah Jazz okazała się dla nich za silna. Główna siła zwycięzców płynęła z pod kosza. Paul Millsap (30 pkt i 16 zb) oraz Al Jefferson (23 pkt i 10 zb) byli momentami wręcz nie do zatrzymania. Oczywiście, żeby mogli udowodnić swoją wartość musieli otrzymywać dobre podania i wszystko musiało zostać wspaniale wykreowane. W Utah rola reżysera jest oczywiście przypisana Deronowi Williamsowi i on rewelacyjnie się z niej wywiązuje. Przeciwko Thunder zagrał na poziomie 16 punktów i 15 asyst. Kilka razy świetnie potrafił znaleźć partnerów.

W Thunder nie zawiódł Kevin Durant (28 pkt), nie zawiódł też Russell Westbrook (22 pkt), ale co z resztą? No może jeszcze Jeff Green zrobił swoje (17 pkt i 9 zb), ale w defensywie nie dawał rady. Cały czas twierdzę, że Thunder potrzebują większej siły pod koszem. Pierwszy center, Nenad Krstic, grał przez 15 minut i wykręcił takie statystyki jak 0/3 z gry, 2 zbiórki, faul i strata. Nie przekonuje mnie jego gra. Wreszcie zadebiutował numer 11 ostatniego draftu, Cole Aldrich. Przez 11 min zdobył 5 punktów i zebrał 2 piłki. Zapewne będzie grał co raz więcej, bo po prostu sytuacja tego wymaga. Ja osobiście wierzę, że z Aldricha będą mieli spory pożytek.

Utah wspaniale przebiegła przez preseason. Sezon regularny rozpoczęli jednak lewą nogą i przegrali dwa pierwsze mecze. Teraz zanotowali pierwsze zwycięstwo i można to traktować jako dobry zwiastun, bo wyglądali na parkiecie naprawdę dobrze.

Golden State Warriors
14 24 26 19 83
Los Angeles Lakers
34 22 25 26 107

 

Pierwszej porażki w nowym sezonie doznali również zawodnicy Golden State Warriors. Już pierwsza kwarta pokazała, że między Los Angeles Lakers dzieli ich ogromna przepaść.

„Wojownicy” przystępowali do tego meczu mocno osłabieni. Z powodu skręcenia kostki nie mógł grać Stephen Curry. Bez młodego rozgrywającego GSW tracą naprawdę ogromną część swojej mocy. Sytuacje starali się ratować Monta Ellis (20 pkt) i Dorell Wright (18 pkt), ale to było stanowczo za mało, żeby nawiązać równą walkę. Kompletnie zawiódł David Lee. Były zawodnik NYK przez 19 min nie potrafił trafić do kosza ani z gry (0/3), ani z wolnych (0/2). Miał tylko 3 zbiórki i aż 5 strat. Taki wręcz denny występ jest niepodobny do Lee.

Słabiutką dyspozycje Lee bez skrupułów wykorzystali Pau Gasol i Lamar Odom. Hiszpan zanotował 26 pkt i 12 zb, a reprezentant USA 16 pkt i 14 zb. Do tego Kobe Bryant dorzucił swoje 20 punktów. Nawet doświadczony Derek Fisher nie miał większych problemów z dziurawieniem koszy rywali i uzbierał 14 „oczek”.

To była prawdziwa różnica klas.

Z ciekawostek można dodać, że pierwszą połowę spotkania oglądał Stephon Marbury. Czyżby szykował się jakiś powrót do NBA?