Dobre mecze Gasola i Cousinsa

Memphis Grizzlies okazali się wyraźnie lepsi od ekipy Thunder. „Grzmoty” nawet przez małą chwilkę nie były na prowadzeniu. Zapewne duży wpływ na to miała mała liczba minut zawodników z pierwszej piątki. Kevin Durant grał tylko 17 minut (9 pkt), podobnie Jeff Green (4 pkt), Thebo Sefolosha (4 pkt) czy Russell Westbrook (5 pkt).

W takiej sytuacji ciężar gry na swoje barki wziął James Harden, który zdobył 23 punkty. Starał mu się pomagać Daequan Cook rzucając 16 „oczek”.

W Grizzlies bardzo dobre zawody rozegrał Marc Gasol. Hiszpański center uzbierał 19 punktów i miał 8 zbiórek. Jego skuteczność z gry wynosiła 9/10. Jedyny rzut, którego nie trafił był jednak trzypunktowy, a to nie jest przecież specjalność Gasola. O wiele gorzej było na linii rzutów wolnych. Tutaj miał zaledwie 1/6. Nad tym elementem musi jeszcze popracować. Pozostali zawodnicy z pierwszej piątki Memphis też bardzo dobrze się spisali. Każdy osiągnął barierę przynajmniej 10 punktów. Wśród rezerwowych najlepiej wypadł Darrell Arthur, który zdobył 14 punktów.

Oklahoma City Thunder – Memphis Grizzlies 96:116 (22:35, 23:29, 12:30, 39:22)

Thunder: Harden 23, Cook 16, Durant 9, Ivey 9, Ibaka 8, White 7, Mullens 6, Westbrook 5, Dyson 5, Green 4, Sefolosha 4, Millsap 0, Aldrich 0, Longar 0

Grizzlies: Gasol 19, Gay 14, Arthur 14, Conley 11, Randolph 10, Mayo 10, Young 9, Law 8, Henry 7, Thabeet 5, Davis 5, Allen 2, Wilkins 2, Carroll 0

 

Spotkanie Golden State Warriors – Sacramento Kings przez pierwszy trzy kwarty należało do wyrównanych. W ostatniej odsłonie Sacramento jednak wyraźnie odskoczyło od rywali. To był prawdziwy rewanż, bo zaledwie dwa dni wcześniej w pojedynku tych ekip górą byli „Wojownicy”.

GSW znowu nie siedziała trójka. Tym razem próbowali mniej niż ostatnio, ale skuteczność znowu pozostawiła wiele do życzenia, gdyż wynosiła zaledwie 2/12 (niecałe 17%).

Znowu najlepszym „Wojownikiem” był Monta Ellis (18 pkt). Do tego trzeba już się przyzwyczaić. Mam nadzieję, że trzeba się również przyzwyczaić do tego, że David Lee „gra swoje” w nowej ekipie. Zaliczył kolejne double-double, tym razem na poziomie 17 pkt – 10 zb. Ellis jest liderem, Lee gra swoje, a Stephen Curry bardzo dzielnie im pomaga (16 pkt). Tak bez wątpienia wygląda na chwile obecną trzon Warriors, a jak przyjdzie sezon regularny nie sądzę, żeby coś w tym temacie uległo zmianie. Zastanawia mnie jak będzie sobie radził Dorell Wright. Teraz rzucił 11 pkt, ale ogólnie preseason ma całkiem niezły i może sporo wnieść do GSW.

Po ostatnim pojedynku tych ekip, po stronie Kings, sporo pochwał dostał ode mnie DeMarcus Cousins. Dzisiaj muszę się powtórzyć. Cousins tym razem zdobył 20 pkt i miał 8 zb. Już widać, że będzie mógł trochę namieszać w NBA. Teraz przeciwko Golden State trafił nawet trójkę. Rada dla rywali Sacramento – nie zostawiajcie Cousinsa wolnego na obwodzie, bo możecie mocno się zdziwić.  Pozostali, podstawowi, zawodnicy Kings też bardzo dobrze sobie poradzili. Wszystko napędzał oczywiście Tyreke Evans (17 pkt).

Sacramento Kings – Golden State Warriors 116:97 (29:30, 24:21, 27:26, 36:20)

Kings: Cousins 20, Evans 17, Landry 15, Head 15, Casspi 11, Greene 10, Thompson 9, Jeter 8, Jackson 6, Crawford 4, Garcia 1, Atchley 0

Warriors: Ellis 18, Lee 17 (10 zb), Curry 16, Wright 11, Radmanovic 10, Miles 8, Biedrins 6, Williams 6, Bell 2, Adrien 2, Lin 1, Gadzuric 0,

p.s.

 

Debiut Samuela Dalemberta w drużynie Królów został znów przełożony w czasie . Z powodu kontuzji pachwiny nowy nabytek Sacramento Kings i typowany na pierwszego centra drużyny, gracz, pozostanie bez gry przez, co najmniej miesiąc.  Zawodnik, który minionego lata przeniósł się z Philadelphia 76ers nie zagrał jeszcze w żadnym spotkaniu swej ekipy! /Woy9/